Kulesza nie ma cech, wymaganych od szefa najpotężniejszego związku sportowego w kraju. Jest bardzo sprawny na poziomie województwa podlaskiego i posiada umiejętność pomnażania swojego kapitału. Ale na PZPN to za mało. Tu trzeba być nie tylko sprawnym organizatorem w skali ogólnopolskiej, ale i dyplomatą, patrzącym dalej niż dzień jutrzejszy w Białymstoku.
Jeśli czegoś nie wiem lub mam wątpliwości – proszę o pomoc doradców. Cezary Kulesza wiedział wszystko lepiej, a jako człowiek wykształcony, znający dzieła Machiavellego i Kapuścińskiego, pamiętał o zasadzie, żeby nie przyjmować do pracy mądrzejszych od siebie. Efekty były więc żałosne, związek często wystawiał się na pośmiewisko, a trzej selekcjonerzy, wybrani przez Kuleszę, doprowadzili reprezentację do upadku.
Wotum nieufności dla trzech wiceprezesów PZPN
Można było odnieść wrażenie, że prezes nie czytał gazet i nie słuchał opinii na temat swój i związku. Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że nie chciał żadnych zmian personalnych, a na liście osób, które chciałby widzieć w nowym zarządzie pozostawił stare nazwiska.
Tego było już za dużo. Nie wiem, na jakim etapie kampanii wyborczej działacze zorientowali się, że tak dalej być nie może. Gdyby zreflektowali się wcześniej i wystawili przeciw Kuleszy swojego kandydata na prezesa, związek miałby szansę pójść lepszą drogą. Tyle że w tym środowisku ilu działaczy, tyle interesów.
Ale i tak to, co się stało miało charakter rewolty. Jeśli zjazd nie wybrał aż trzech dotychczasowych wiceprezesów, których Kulesza chciał pozostawić, to można mówić o wotum nieufności nie tylko wobec nich, ale i prezesa.