Nikkei 225, indeks giełdy tokijskiej, spadł w środę o 0,56 proc., przerywając trwającą przez pięć sesji serię wzrostów. Na nastroje inwestorów negatywnie wpłynęły wypowiedzi prezydenta USA Donalda Trumpa. Stwierdził on, że nie jest pewny, czy do 9 lipca uda się osiągnąć porozumienie z Japonią. – Japonia może być zmuszona do płacenia 30 proc. lub 35 proc. cła. Ustalimy konkretną liczbę, bo mamy bardzo duży deficyt handlowy z Japonią – powiedział prezydent USA.
Czytaj więcej
1,7 biliona dolarów wyparowało z Wall Street na początku czwartkowej sesji. Ostra wyprzedaż na gl...
Stany Zjednoczone miały w zeszłym roku deficyt w handlu z Japonią wynoszący 69,4 mld USD. 2 kwietnia Trump, ogłaszając mechanizm tzw. ceł wzajemnych, nałożył na Japonię cło wynoszące 24 proc., ale później tymczasowo je obniżył do 10 proc. Dlaczego więc teraz grozi, że obłoży Japonię jeszcze większą stawką, dochodzącą nawet do 35 proc.?
To nie groźby, to irytacja Trumpa?
Analitycy twierdzą, że nie należy tych gróźb traktować dosłownie. Są jednak one wyrazem irytacji Trumpa trudnymi negocjacjami z Japonią. Japoński rząd, kierowany przez Shigeru Ishibę, przyjął taktykę upartych, ale jednocześnie grzecznych negocjacji, obfitujących w spotkania dwustronne. Rząd ma utrudnione zadanie, gdyż 20 lipca mają się odbyć w Japonii wybory parlamentarne. Gabinet Ishiby mocno chce więc uniknąć złej umowy handlowej z USA, a jednocześnie nie chce konfrontacji z Waszyngtonem (choćby ze względu na to, że USA są gwarantem bezpieczeństwa Japonii). O ile Japończykom nie podobają się cła nałożone przez USA na auta z całego świata, to Trump ma Japończykom za złe to, że kupują za mało amerykańskich samochodów i ryżu.
Czytaj więcej
Prezydent Donald Trump ogłosił w środę sukces: Stany Zjednoczone osiągnęły porozumienie handlowe...