W świecie publicystyki panuje przekonanie, że po przejęciu władzy przez polityka czy partię najważniejsze jest pierwsze sto dni sprawowania władzy. Czego wtedy nie rozpoczną, nie skończą w ciągu kadencji. Donaldowi Trumpowi wystarczyło znacznie mniej: jego druga kadencja, jak w klasycznym thrillerze, zaczęła się od trzęsienia ziemi i od tej pory napięcie rośnie. Trump na naszych oczach wpisuje się w ciąg takich wydarzeń, jak kryzys finansowy 2008 r., kryzys strefy euro w 2010-2012 r., pandemia 2020-2021 czy trwająca do tej pory wojna Putina przeciwko Ukrainie.
Każde z nich na swój sposób wstrząsnęło światem biznesu, nie tylko w krajach Zachodu, przyprawiając wielu CEO o zawał serca. I z każdego z nich firmy znajdowały jakieś wyjście, niestety, już nie wszystkie.
Faktyczny koniec globalizacji
Trump wyznaczył punkt zwrotny globalizacji, niezwykle pozytywnego procesu, który wyrwał ze skrajnej nędzy i głodu miliardy ludzi w Azji, a nawet wielu tamtejszym krajom przyniósł zamożność. Globalizacja, mocno już nadgryziona przez pandemię, dobiegła końca. Wystarczyło pół roku Trumpa, by świat zaczął się dzielić na coraz mniej przenikające się bańki, dzielone absurdalnie wysokimi cłami Trumpa, porównywalnymi tylko do poziomu taryf z lat 30., które przyniosły światu eksplozję nacjonalizmu i najkrwawszą w dziejach ludzkości wojnę.
Czytaj więcej
Prezydent Donald Trump ogłosił w Ogrodzie Różanym nowy pakiet ceł odwetowych wymierzonych przeciw...
Intuicja podpowiada, że zweryfikowane zostanie znaczenie takich zrodzonych w pandemii koncepcji jak nearshoring, a przede wszystkim friendshoring, skoro najpotężniejszy człowiek świata unieważnia 80-letnie więzi łączące Zachód, przystawiając sojusznikom pistolet aneksji (Kanada, Grenlandia) czy 30-proc. ceł, jak w przypadku Unii Europejskiej. Jak tu budować wiarę w siłę zachodniego sojuszu, gdy wielki naród amerykański jednym kaprysem wyborczym wysadza go w powietrze? Jak kreślić gospodarcze plany, gdy jednego dnia prezydent USA grodzi swój kraj ostrokołem ceł, by zmusić firmy do inwestycji w USA, a parę tygodni później zmienia zdanie. I wystarczy pomasować jego narcystyczne ego zaproszeniem od króla Karola III, by zawarł umowę handlową z Albionem. Ciekawe swoją drogą, czy polski prezydent elekt, skądinąd imiennik króla, ma na tyle mocne wejścia do Białego Domu, by wystarczyło na coś więcej niż selfie z Trumpem.