Marcin Ociepa: Jeśli prezydentura Karola Nawrockiego się powiedzie, nadejdzie IV RP

Kampania parlamentarna zaczyna się dziś – od zwycięstwa Karola Nawrockiego. Tak jak wynik Rafała Trzaskowskiego był związany z ocenami rządu Tuska, tak wynik PiS będzie ściśle związany z powodzeniem prezydentury Nawrockiego. Porażka Trzaskowskiego to początek końca III RP – twierdzi Marcin Ociepa, poseł PiS i lider stowarzyszenia OdNowa RP.

Publikacja: 12.06.2025 04:50

Poseł PiS Marcin Ociepa

Poseł PiS Marcin Ociepa

Foto: PAP/Marcin Obara

Czego się pan spodziewa po prezydenturze Karola Nawrockiego?

Jestem przekonany, że będzie to prezydentura znacznie bardziej aktywna i ambitna, niż wielu się dziś spodziewa. Karol Nawrocki zarówno ze względu na swój patriotyzm, wiek, jak i predyspozycje psychofizyczne, które pokazał w trakcie kampanii wyborczej, ma realną szansę położyć kolejną, solidną warstwę fundamentu pod siłę państwa polskiego. Obejmuje urząd jako osoba spoza bieżącej polityki, ale nie spoza sektora publicznego. To oznacza, że wchodzi do pałacu z doświadczeniem, a jednocześnie bez obciążeń.

Czy nie jest zbyt niedoświadczony jak na osobę, która już wkrótce będzie odpowiedzialna za zarządzanie najważniejszymi sprawami państwa, w tym kwestiami bezpieczeństwa narodowego?

Poznałem go jako człowieka, który potrafi i lubi słuchać. Posiada nie tylko wiedzę i doświadczenie, ale również szczerą otwartość na dialog. Jego wieloletnia praca w obszarze polityki historycznej to dziś jeden z kluczowych obszarów rywalizacji mocarstw. To doświadczenie stanowi istotny atut. Równocześnie wykazuje dużą świadomość współczesnych wyzwań, wielokrotnie podkreślał np. znaczenie nowych i przełomowych technologii jako kluczowego elementu systemu bezpieczeństwa. Jako były wysoki przedstawiciel Polski przy Komitecie Odporności NATO mogę tylko z satysfakcją odnotować, że to, co mówi prezydent elekt, stanowi dziś samo jądro dyskusji w kwaterze głównej sojuszu.   

„Aktywna prezydentura” to jednak dość mglisty termin.

Bardzo istotnym kontekstem, w którym należy osadzić nadchodzącą prezydenturę, jest obecny stan rządu – słabego, nisko ocenianego, z premierem, który nie cieszy się społecznym zaufaniem. Stąd m.in. porażka Rafała Trzaskowskiego. W tej sytuacji Kancelaria Prezydenta zyskuje realną szansę na stworzenie alternatywnego ośrodka władzy – miejsca, które może dać obywatelom nadzieję na politykę poważną, merytoryczną i odważnie zorientowaną na przyszłość. Taki ośrodek, choć formalnie nie posiada kompetencji wykonawczych na poziomie rządu, może pełnić funkcję recenzencką i inicjatywną. Prezydent dysponuje przecież własnymi instrumentami – ma swoich ministrów i inicjatywę ustawodawczą. W tym sensie Kancelaria Prezydenta może i powinna być postrzegana jako poważna alternatywa dla obecnego, słabego centrum decyzyjnego.

Czytaj więcej

Prezydent Karol Nawrocki zaczyna od Węgier – sygnał nowej polityki zagranicznej?

Paweł Szefernaker jako szef gabinetu, Robert Leśkiewicz jako rzecznik oraz Przemysław Czarnek jako szef kancelarii – co te decyzje mówią o nadchodzącej prezydenturze?

Wszystkie te nazwiska to silne, rozpoznawalne postacie – ludzie poważni, mający cenne kompetencje. Szefernaker to doświadczony parlamentarzysta i minister nowego pokolenia, więc decyzja o objęciu funkcji szefa gabinetu to znakomita wiadomość zarówno dla prezydenta, jak i dla Polski. Choć dla wielu mogło się to wydawać naturalne – był przecież szefem kampanii – to jednak osoby dobrze znające realia polityczne wiedzą, że rezygnacja z mandatu poselskiego na rzecz pracy w Kancelarii Prezydenta nie jest decyzją oczywistą. To wymaga odwagi i gotowości do podporządkowania kariery osobistej interesowi publicznemu. Podobnie z Przemysławem Czarnkiem, który z pewnością byłby świetnym szefem kancelarii. Te dwa nazwiska to gwarancja efektywnej współpracy z zapleczem parlamentarnym prezydenta.

A inne nazwiska?

Na razie mamy niewiele decyzji personalnych, ale te, co znamy, pokazują miks polityki i nauki – ludzi z Sejmu czy kampanii oraz z IPN. Jeszcze czekamy na kolejne nazwiska. Szczególnie w obszarze bezpieczeństwa i polityki międzynarodowej. Warto postawić także na ludzi młodych, gospodarkę, kulturę, naukę, rolnictwo, sprawy społeczne. Oraz zrobić trochę miejsca dla, nawet pośrednich, reprezentantów Konfederacji i PSL. 

Jakie pan widzi trzy kluczowe sprawy w sferze bezpieczeństwa na pierwsze sześć miesięcy dla prezydenta Nawrockiego?

Najpilniejszym wyzwaniem jest opracowanie nowej strategii bezpieczeństwa narodowego – panuje powszechny konsensus, że ta z 2020 roku wymaga aktualizacji. Problem jednak wykracza poza sam dokument. Chodzi o brak kultury strategicznej w państwie. Przykład CPK pokazuje, jak strategiczne projekty stają się ofiarą zmiany władzy, zamiast być chronione przed bieżącą polityką. To dowód, że Polska potrzebuje nie tylko strategii, ale stabilnych mechanizmów myślenia długofalowego. I właśnie prezydent – jako jedyny – może tę lukę wypełnić. Ma dłuższą kadencję niż parlament, a cykle wyborcze się nie pokrywają, co daje mu szansę na bycie gwarantem ciągłości państwa.

Czytaj więcej

Stanisław Koziej: Jak powinna wyglądać nowa strategia bezpieczeństwa

Co jeszcze?

Prezydent elekt zapowiedział ustawę o funduszu technologii przełomowych – i słusznie, bo to kierunek strategicznie istotny. Będąc w Ministerstwie Obrony Narodowej, tworzyłem od podstaw departament innowacji i przeprowadziliśmy gruntowną reformę całego systemu B+R (badania i rozwój – red.). Zainicjowaliśmy z ministrem Mariuszem Błaszczakiem Forum Innowacyjności Sił Zbrojnych – pierwszą w kraju platformę współpracy nauki, wojska i przemysłu, czy Digital Baltic poświęconą współpracy technologicznej państw Morza Bałtyckiego. To były fundamenty. Dziś absolutnie konieczna jest kontynuacja tych działań – wojsko potrzebuje technologii przełomowych, a państwo – długofalowego mechanizmu ich wspierania. To samo dotyczy zbrojeń, które – wbrew temu co mówi rząd – wyraźnie spowolniły. Nie ma fabryki czołgów K2PL w Poznaniu, nie ma artylerii rakietowej HIMARS, odwołano przetarg na kolejne śmigłowce Black Hawk, utknęło postępowanie na okręty podwodne…

A trzecia rzecz?

Prezydent powinien stać się inicjatorem działań na rzecz budowy odporności państwa rozumianej szerzej niż tylko w kontekście militarnym. Chodzi o stworzenie długofalowej strategii odporności, która byłaby naturalnym rozwinięciem strategii bezpieczeństwa narodowego. Mówimy tu o budowie świadomego, odpornego, zdolnego do powszechnej obrony społeczeństwa. Dzięki transformacji ustrojowej zbudowaliśmy demokrację i społeczeństwo obywatelskie, ale dziś stoimy przed nowym wyzwaniem – jak uczynić je odpornymi. W kontekście wojen hybrydowych, gdzie zagrożenia nie uderzają wprost w armię, ale wykorzystują wolność słowa, wolność mediów czy prawa człowieka przeciwko nim samym – potrzebujemy nowego podejścia. Strategia odporności musi obejmować nie tylko wojsko czy służby, ale też zdrowie publiczne, bezpieczeństwo energetyczne, żywnościowe, surowcowe. I wymaga myślenia ponadresortowego – a tylko prezydent, z racji swojej pozycji ustrojowej i stabilnej kadencji, może taki proces zapoczątkować i nadać mu trwałość.

Zaskakujące, że nie wspomina pan o relacjach z Ukrainą. Podejście Karola Nawrockiego odbiega od dotychczasowej linii prezydenta RP. Panu jest bliżej do wizji Nawrockiego czy raczej do dotychczasowej polityki Andrzeja Dudy?

Wydaje mi się, że jest stanowisko, pod którym podpisaliby się zarówno prezydent Duda, jak i prezydent Nawrocki. Brzmiałoby ono następująco: w najbliższym horyzoncie czasowym nie ma realnej perspektywy przystąpienia Ukrainy do NATO – i to z szeregu powodów. Jednocześnie w dłuższej perspektywie kwestia ta pozostaje otwarta, gdyż w polityce nigdy nie mówi się nigdy. Przecież Rosja Putina kiedyś upadnie, a wówczas relacje polsko-ukraińskie nabiorą nowej dynamiki.

Czytaj więcej

Jak głęboka będzie rekonstrukcja rządu? Znamy szczegóły, ruszyła giełda nazwisk

Co z tymi relacjami?

W interesie Rzeczypospolitej leży istnienie Ukrainy jako państwa suwerennego i bezpiecznego. Jeśli bowiem za największe zagrożenie dla Polski uznajemy imperialną politykę Rosji, to niepodległa Ukraina jako nasz bufor i partner staje się elementem naszej racji stanu – tym bardziej w obliczu postępującej rusyfikacji Białorusi. Z tego powodu Polska powinna podejmować wszelkie działania, które wspierają stabilność i niezależność Kijowa. Jednocześnie należy mieć świadomość, że relacje z Ukrainą nie są wolne od napięć. Rząd Zjednoczonej Prawicy doświadczył tego, że ukraińskie elity polityczne – z prezydentem Zełenskim na czele – potrafiły prowadzić wojnę obronną przy walnej pomocy Polski, a równolegle stosować miejscami konfrontacyjną politykę wobec naszego kraju.

Co to znaczy dla nowego prezydenta?

Dotychczasową politykę Polski wobec Ukrainy można podzielić na dwie wyraźne fazy. Pierwsza miała charakter doraźny i była odpowiedzią na rosyjską agresję – to wtedy Polska udzieliła Ukrainie natychmiast ogromnego wsparcia zarówno sprzętowego, materialnego, jak i humanitarnego. Było to działanie słuszne i zgodne z polską racją stanu. Dziś jednak mamy drugą fazę – twardej obrony własnych interesów także na niwie gospodarczej i społecznej. To moment, w którym pojawiają się realne kolizje – choćby w obszarze rolnictwa czy pamięci historycznej. Od nowego prezydenta oczekiwałbym umiejętności wyważenia tych dwóch racji: z jednej strony – pełnej świadomości, że Ukraina jako niepodległe państwo jest Polsce strategicznie potrzebna; z drugiej – jasnego sygnału, że nie ma zgody na sytuacje, w których Kijów odczytuje polską pomoc jako oznakę słabości i wykorzystuje to we własnej grze politycznej. Oczekujemy wzajemnej lojalności i poszanowania interesów Rzeczypospolitej.

Przyjmowano, że prezydent wskazuje ambasadorów tam, gdzie głowy państw pełnią kluczową rolę – czyli w systemach prezydenckich i półprezydenckich. Radosław Sikorski złamał ten nieformalny konsensus

A jak pan ocenia perspektywy relacji nowego prezydenta z rządem, zwłaszcza w kontekście współpracy z szefem MON? Prezydent Duda, jak się wydaje, miał – i nadal przez te ostatnie dwa miesiące ma – stosunkowo dobrą, nie tylko roboczą, relację z wicepremierem Kosiniakiem-Kamyszem. Karol Nawrocki i jego zespół mają szansę na zbudowanie podobnie konstruktywnej współpracy z obecnym kierownictwem MON?

Do tanga trzeba dwojga – i ostatnie półtora roku relacji między rządem a prezydentem bardzo wiele mówi o podejściu kluczowych aktorów. To właśnie w obszarach, gdzie kompetencje prezydenta są najściślej określone w konstytucji – czyli w polityce zagranicznej i obronnej – najlepiej widać, jak wygląda realna współpraca. Tam, gdzie ministrowie tego rządu byli otwarci na współpracę, jak w przypadku MON Kosiniaka-Kamysza, ta współpraca wyglądała bardzo przyzwoicie. Obie strony – zarówno prezydent, jak i minister – publicznie ją chwaliły. Zupełnie inaczej wygląda sytuacja w polityce zagranicznej, gdzie minister Radosław Sikorski – na polecenie premiera Donalda Tuska – zdecydował się na otwarty spór z prezydentem. Efektem tej konfrontacji jest chaos kadrowy polskiej dyplomacji i tąpnięcie wizerunkowe Polski za granicą, gdyż większość naszych ambasad nie ma ambasadora.

Jak poradzi sobie z tym Karol Nawrocki?

Mamy ugruntowaną praktykę, zgodnie z którą obsadę placówek dyplomatycznych uzgadniano między prezydentem a Ministerstwem Spraw Zagranicznych. Przyjmowano, że prezydent wskazuje ambasadorów tam, gdzie głowy państw pełnią kluczową rolę – czyli w systemach prezydenckich i półprezydenckich – oraz przy organizacjach międzynarodowych, takich jak NATO czy ONZ. Ta praktyka była respektowana przez kolejnych prezydentów i ministrów spraw zagranicznych, niezależnie od opcji politycznej. Radosław Sikorski złamał ten nieformalny konsensus, co doprowadziło do obecnego kryzysu i paraliżu w obsadzie najważniejszych placówek. To o tyle ważne, że w każdym państwie na świecie ambasador to formalnie przedstawiciel jednej głowy państwa przy drugiej – monarsze lub prezydencie. Nigdy zatem kierownicy placówek w rodzaju pana Klicha w USA nie zostaną uznani za granicą jako pełnoprawni ambasadorowie. Jeśli pojawi się wola kompromisu ze strony rządu, jestem przekonany, że prezydent Nawrocki – kierując się interesem Rzeczypospolitej – będzie gotów do rozmowy i poszukiwania porozumienia.

A wracając jeszcze do wicepremiera Kosiniaka-Kamysza – on również zbudował całkiem dobre relacje z Amerykanami. Z kolei Karol Nawrocki wydaje się mieć obiecujące początki kontaktów z Donaldem Trumpem. Czy nie uważa pan, że w tej sytuacji konieczna jest ścisła koordynacja między nimi?

Wicepremier Kosiniak-Kamysz był postrzegany jako najbardziej konserwatywny punkt kontaktowy obecnego obozu rządzącego z Amerykanami. Próbował odgrywać rolę łącznika – szczególnie w kontekście scenariusza, w którym wybory prezydenckie wygrałby Rafał Trzaskowski. Wówczas mógł być dla USA kontaktem jako plan B dla skompromitowanego Donalda Tuska. Natomiast po zwycięstwie Karola Nawrockiego Amerykanie mają już bezpośredni kontakt z głową państwa – co naturalnie zmienia układ sił. W takiej konfiguracji polityczna rola Kosiniaka-Kamysza w relacjach z USA nie jest już tak istotna, szczególnie jeśli zdecyduje się trwać w rządzie, który za granicą zaczyna być już postrzegany jako schyłkowy.

Czytaj więcej

Karol Nawrocki rozmawiał z Donaldem Trumpem. Zaprosił go do Polski, otrzymał zaproszenie do USA

Czy nie martwi pana MAGA-izacja polskiej prawicy? Pańskie środowisko ustawia się jako rozsądne skrzydło, co teraz?

To nie prawica się pierwsza zmieniła, lecz społeczeństwo. To nie jest tak, że polska prawica najpierw upodobniła się do amerykańskiej – to społeczeństwo polskie zaczęło w coraz większym stopniu odrzucać agendę lewicowo-liberalną, która jest dziś forsowana zarówno przez obecny rząd, jak i UE. Pogłębia się przekonanie, że Komisja Europejska czy Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej próbują zawłaszczać kompetencje kosztem suwerenności państw członkowskich. Sfera wolności jest coraz mniejsza, zarówno gospodarczej, jak i osobistej. Przykładem niech będzie tzw. walka z mową nienawiści, blokowanie KPO celem wymuszenia zmiany rządu, błędna polityka migracyjna, przeregulowanie niemal wszystkich dziedzin życia, agresywny klimatyzm, a także pogłębiające się nierówności społeczne. Ludzie na całym świecie dostrzegają te zjawiska i nie ma to związku z prawicą czy lewicą. To globalny trend. Chciałbym jednak, by polska prawica uniknęła radykalizacji i małpowania ślepo innych.

Zwłaszcza jeśli chodzi o stosunek do Rosji, jak rozumiem?

Tak, szczególnie jeśli chodzi o politykę wobec Moskwy. Prawica w Polsce nie może wpadać w pułapkę naśladownictwa ani Niemiec, ani USA. Wiemy od wieków, że z Rosją się nie rozmawia, zaczynając od ustępstw; że ofiara napaści musi mieć miejsce przy stole negocjacyjnym, a pokój musi być sprawiedliwy, inaczej będzie tylko rozejmem. To wynika z naszej historii i to możemy tłumaczyć Amerykanom, ale do tego potrzebujemy polityków, którzy z prezydentem USA rozmawiają, a nie celują im w plecy. 

Na ile to, jak będzie sobie radził nowy prezydent, zależy od sukcesu lub porażki PiS i prawicy w wyborach parlamentarnych 2027 roku?

To jest ściśle ze sobą związane. Kampania parlamentarna zaczyna się dziś – od zwycięstwa Karola Nawrockiego. Tak jak wynik Trzaskowskiego był związany z ocenami rządu Tuska, tak wynik PiS będzie ściśle związany z powodzeniem prezydentury Nawrockiego. Porażka Trzaskowskiego to początek końca III RP. Jeśli powiedzie się Nawrockiemu, nadejdzie IV RP. Już nadchodzi.

Rozmówca

Marcin Ociepa

Wiceprzewodniczący Klubu Parlamentarnego PiS, lider stowarzyszenia OdNowa RP, były wiceminister obrony narodowej i wysoki przedstawiciel Polski przy Komitecie Odporności NATO. Współtworzył PJN, Polskę Razem i Porozumienie

Polityka
Najnowszy sondaż partyjny. Partia Grzegorza Brauna zmierza do Sejmu
Polityka
Adrian Zandberg: W polskiej polityce wciąż jest mentalność koryciarska. Rozwalimy to
Polityka
Donald Tusk: Pytają mnie „dlaczego pan nie unieważni wyborów”. Musimy być poważni
Polityka
Nie żyje Piotr Nowina-Konopka. Były poseł i współpracownik Lecha Wałęsy miał 76 lat
Materiał Promocyjny
Mieszkania na wynajem. Inwestowanie w nieruchomości dla wytrawnych
Polityka
Magdalena Sobkowiak: Polska zmieniła narrację w Unii Europejskiej