Polska powstrzymuje Niemcy. Kulisy międzynarodowej wojny na granicy

Szokujące statystyki z granicy oraz odmowa azylu w Niemczech dla wszystkich migrantów przybyłych od polskiej strony – „Rzeczpospolita” ujawnia powody wprowadzenia kontroli na niemieckiej i litewskiej granicy.

Publikacja: 09.07.2025 04:30

Patrol Straży Granicznej na polsko-niemieckim przejściu granicznym Rosówek-Rosow.

Patrol Straży Granicznej na polsko-niemieckim przejściu granicznym Rosówek-Rosow.

Foto: PAP/Jerzy Muszyński

Wprowadzenie od poniedziałku kontroli wjazdu do Polski od strony Niemiec i Litwy ma przede wszystkim zablokować zawracanie nielegalnych migrantów przez stronę niemiecką do Polski. Od 8 maja Niemcy zmieniły bowiem politykę azylową – przestały przyjmować wnioski o ochronę międzynarodową od cudzoziemców, którzy przybyli na terytorium Niemiec z innego państwa członkowskiego. Decyzja ta uderza głównie w Polskę, przez którą – tranzytem – nielegalni imigranci od strony Białorusi dostają się do Niemiec – to od czterech lat najpopularniejszy i najbardziej dochodowy kanał przerzutowy grup przestępczych wspieranych przez białoruski i rosyjski reżim w ramach wojny hybrydowej z UE.

Reklama
Reklama

Czytaj więcej

Początek końca wojny hybrydowej na granicy?

Niemieccy pogranicznicy zaczęli bezwzględnie stosować odmowy wjazdu dla tych migrantów – zostają oni zawróceni do Polski, ale już nie Litwy czy Łotwy, skąd – jak pokazują statystyki, które poznała „Rzeczpospolita” – prowadzi obecnie nielegalny ruch migrancki z Białorusi. – To jest taka cicha wojna polsko-niemiecka na granicy. Nie możemy odpowiadać za nieszczelne granice naszych sąsiadów, bo Niemcom jest tak wygodnie – ocenia w rozmowie z „Rz” jeden z funkcjonariuszy Straży Granicznej.

Wojna na granicy toczy się o tysiące cudzoziemców i o to, kto powinien ich przyjąć. Tranzyt obciąża Polskę

Pokażmy statystyki. W ciągu pół roku z Niemiec do Polski zawrócono na granicy ponad 4,6 tys. osób. Ok. 40 proc. stanowią Ukraińcy, ale aż 60 proc. to obywatele Afganistanu, Somalii, Syrii, Gruzji oraz Kolumbii. Według MSWiA, spośród tej liczby ok. 856 to osoby z historią podróży przez Białoruś, co wskazuje, że osoby takie przedostają się na terytorium Unii Europejskiej także szlakiem nadbałtyckim – do Niemiec i innych państw Europy Zachodniej prowadzi on jednak przez nasz kraj. I to wykorzystują Niemcy.

4,6 tys. osób

tylu cudzoziemcom na polsko-niemieckiej granicy w tym roku odmówiono wjazdu. To Ukraińcy, obywatele Afganistanu, Somalii, Syrii, Gruzji oraz Kolumbii

Reklama
Reklama

Polska – dzięki wielomiliardowym inwestycjom w uszczelnienie granicy polsko-białoruskiej, ulokowaniu 10 tys. funkcjonariuszy służb pracujących 24 godziny na dobę oraz wprowadzeniu pod koniec marca zawieszenia prawa do azylu – zmniejszyła 30-krotnie liczbę nielegalnej imigracji od strony Białorusi. Ale nie zablokowała jej całkowicie. Według granicznych statystyk, które poznała „Rzeczpospolita”, w ciągu sześciu miesięcy tego roku na całym odcinku granicy polsko-białoruskiej odnotowano ponad 15 tys. prób jej nielegalnego przekroczenia (rok wcześniej było to blisko 20,5 tys. prób). Z tej liczby ok. 5 proc. – jak szacują służby – pokonało barierę lub w innym miejscu przekroczyło granicę i nie zostało ujętych bezpośrednio na linii granicy państwowej. To właśnie ta grupa rusza dalej do państw Europy, głównie Niemiec, ale też Wielkiej Brytanii czy Francji. Daje to więc ok. 750 osób, za które Polska formalnie odpowiada i które zgodnie z nową polityką migracyjną mogliby zostać zawróceni do naszego kraju. Co z resztą?

Foto: rp.pl/Weronika Porębska

W Polsce spada nielegalna migracja, na Litwie i Łotwie – rośnie

Wszystko wskazuje na to, że presja migracyjna na odcinku granicy z Białorusią przeniosła się – w znacznej części – z Polski na państwa nadbałtyckie – Litwę oraz Łotwę. – Problemem jest głównie granica łotewska, praktycznie niekontrolowana – mówią nam polscy pogranicznicy. Kiedy w tym roku Polska zanotowała blisko 30-proc. spadek liczby prób przekroczenia granicy, służby litewskie odnotowały trzykrotny wzrost, a łotewskie – ponad dwukrotny wzrost. Liczba zatrzymanych migrantów na granicy z Litwą w porównaniu z tym samego okresem 2024 r. wzrosła ponad dwukrotnie (ze 183 do 412) i osiągnęła poziom zbliżony do liczby zatrzymanych w całym roku 2024 (432) – to dane niepełne, bo sprzed wprowadzenia kontroli na granicy 7 lipca.

Efekty kontroli wjazdu do Polski? Nie tak imponujące w wynikach, jak można by się spodziewać.

W ciągu pierwszej doby od wprowadzenia kontroli wjazdu do Polski na odcinku z Litwą skontrolowano 7,9 tys. osób, ale odmowę wjazdu otrzymał tylko jeden obywatel Algierii. Zatrzymano także czterech Afgańczyków, których nielegalnie przewoził estoński kierowca. Zostali oni w ramach przyspieszonej readmisji oddani stronie litewskiej. W punktach granicznych z Niemcami skontrolowano 4,4 tys. osób – i tylko jednemu cudzoziemcowi bez paszportu nakazano powrót do Niemiec.

W całej Polsce funkcjonariusze Straży Granicznej odmówili w poniedziałek, 7 lipca wjazdu prawie 90 cudzoziemcom i zobowiązali do powrotu ponad 50 cudzoziemców głównie na granicy z Ukrainą.

Reklama
Reklama

Kontrole mają potrwać do 5 sierpnia, ale już dziś wiadomo, że zostaną przedłużone. Polska, co można wyczytać z projektu rozporządzenia MSWiA w sprawie przywrócenia tymczasowo kontroli granicznej z 1 lipca, oskarża Niemcy o zerwanie wiążącego stronę polską i niemiecką Porozumienia między Rządem Rzeczypospolitej Polskiej a Rządem Republiki Federalnej Niemiec o współpracy w zakresie skutków wynikających z ruchów migracyjnych z maja 1993 r., a także rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady z 2013 r. w sprawie ustanowienia kryteriów i mechanizmów ustalania państwa członkowskiego odpowiedzialnego za rozpatrzenie wniosku o udzielenie ochrony międzynarodowej. Rozporządzenie określa, że za cudzoziemca odpowiada pierwsze państwo, do którego dotarł – i to ono musi rozpatrzyć jego wniosek o azyl. Strona zawracająca w ramach konwencji dublińskiej musi jednak udowodnić, jaki kraj Schengen był pierwszy dla cudzoziemca.

Czytaj więcej

Imigranci. Odwet Białorusi

Zarówno Niemcy, które wprowadziły kontrole graniczne już w październiku 2023 r., a pół roku temu je zaostrzyły, jak i teraz Polska, powołują się na zagrożenie porządku publicznego lub bezpieczeństwa wewnętrznego. Mówi o tym art. 25 kodeksu Schengen. Problem w tym, że można je w wyjątkowej sytuacji przywrócić maksymalnie tylko do trzech miesięcy, co jak – widać w przypadku Niemiec – nie jest respektowane. 

Premier Donald Tusk groził Niemcom odwetem, jednak zdecydował się na ten ruch dopiero po półtora roku

Polski rząd, choć zapewnia, że planował wprowadzenie kontroli od kilku miesięcy, został postawiony pod ścianą przez Ruch Obrony Granic Roberta Bąkiewicza. Jednym z postulatów Ruchu było właśnie przywrócenie kontroli na granicy z Niemcami. Ruch, który na granicy działa od kwietnia tego roku, ujawniał bowiem przypadki, że „niemieckie służby przepychają migrantów przez granicę, a polskie państwo nie reaguje”. 

Polityka
Sondaż: KO goni PiS, a partia Szymona Hołowni jest coraz dalej od Sejmu
Polityka
Bartłomiej Biskup: Mniejszościowy rząd to ryzykowny scenariusz
Polityka
Jan Zielonka: Mała apokalipsa
Polityka
Donald Tusk premierem jeszcze tylko przez rok? W PO mówi się o tym wariancie
Polityka
Zuzanna Dąbrowska: Mentzen nawarzył sobie piwa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama