Marek Migalski: Rafał Trzaskowski, czyli zmienny jak prezydent

Jeśli umiejętność wyjścia poza siebie, zaprzeczenia sobie, wiarygodnego wygłaszania opinii dotychczas będących narracją innych jest kluczem do sukcesu, to znaczy, że pisowcy śmiejący się z dowcipu o poglądach Rafała Trzaskowskiego, śmieją się z samych siebie.

Publikacja: 23.04.2025 05:04

Kandydat KO, prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski.

Kandydat KO, prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski.

Foto: PAP/Piotr Polak

Wśród zwolenników PiS krąży następujący dowcip: „Jakie poglądy ma Rafał Trzaskowski? Wszystkie”. Nie wiem, czy jest śmieszny, ale na pewno jest w nim ziarno prawdy. Bo rzeczywiście w czasie kampanii wyborczej wiceszef PO prezentuje się zgoła inaczej niż do tej pory.

Wybory prezydenckie: w polityce trzeba umieć zmieniać poglądy

Grzmiał już antyniemiecko, stwierdzając, że to skandal, że nasz zachodni sąsiad tak mało wydaje na obronność. Uznał także, że poważnym obciążeniem dla budżetu państwa są wydatki na ukraińskie dzieci przebywających w Polsce (i nie pracujących) uchodźców. Wciąż przed oczami mamy obraz odbierającej mu tęczową flagę Magdaleny Biejat. Jego przeciwnicy mają więc powody do kpiny. Nie mają jednak powodów do radości, bo właśnie, zaprzeczając swoim poglądom, wygrywa się wybory – zwłaszcza prezydenckie.

Czytaj więcej

Kampania prezydencka będzie krótsza po śmierci papieża Franciszka

Lech Wałęsa zaproponował w 1990 roku program, którego przez pięć lat nawet nie starał się realizować. Aleksander Kwaśniewski pięć lat później przekonywał, że nie ma niczego wspólnego z komunistyczną przeszłością i proponował „wybrać przyszłość”. Lech Kaczyński w 2005 roku udawał, że nie ma wiele wspólnego ze swoim bratem i jego partią, a dziesięć lat później Andrzej Duda stał się prezydentem, skutecznie udając, że nie jest Andrzejem Dudą, powolnym narzędziem w rękach prezesa PiS.

Donald Tusk i Jarosław Kaczyński – mistrzowie zmieniania poglądów

Najskuteczniejszymi politykami ostatnich dwóch dekad byli Donald Tusk i Jarosław Kaczyński. Wiele ich dzieli, ale jedno łączy – potrafili skutecznie zmieniać poglądy w zależności od okoliczności. I zaprzeczać samym sobie. Prezes PiS potrafił być zwierzęco antykomunistyczny, ale także uznawał Edwarda Gierka za polskiego patriotę, a w swoim otoczeniu tolerował nie tylko byłych PZPR-owców, ale także agentów SB. Mógł być socjalnym św. Mikołajem, ale także protektorem Zyty Gilowskiej i obniżania podatków. Lubował się w antyniemieckich filipikach, a jednocześnie uznawał wybór Angeli Merkel czy Ursuli von der Leyen za najlepszy dla Polski. Bywał zażarcie proukraiński, by rok potem stać się zażarcie antyukraiński.

Podobnie Tusk. Gdy dziś słuchamy, jak nawołuje do repolonizacji przemysłu, zwiększenia zadłużenia państwa czy zatrzymania imigracji, to mocno się dziwimy, porównując jego deklaracje sprzed dosłownie dwóch lat. Gdy widzimy, jak ochoczo wzmacnia mur na granicy z Białorusią czy kontynuuje budowę CPK, łapiemy się za głowy, bo przecież jeśli ktoś nie ma procesów kognitywnych na poziomie rozwielitki, musi pamiętać, jak bardzo lider PO krytykował obie te inwestycje. Gdy obserwujemy, że jego rząd jest najliczniejszy od 1989 roku, to musimy sobie zadawać pytanie, gdzie podziała się troska o pieniądze podatników trwonione na rozbudowaną administrację.

Czytaj więcej

Podcast „Rzecz w tym”: Bronkizacja kampanii Rafała Trzaskowskiego. Dlaczego faworyt sam sobie szkodzi?

Jednak to właśnie ci dwaj politycy, mistrzowie zmieniania poglądów, zdominowali polskie życie publiczne na 20 lat. To nie przypadek, bo być popularnym oznacza właśnie umiejętnie porzucać (przynajmniej czasowo) swoje poglądy i propagować te, z którymi nie było się kojarzonym.

Dlaczego Sławomir Mentzen i Adrian Zandberg nie mają szans wygrać wyborów prezydenckich?

To dlatego żadnych szans na prezydenturę nie mają dziś Sławomir Mentzen czy (po drugiej stronie) Adrian Zandberg. Mają silne przekonania, spójny światopogląd, ale właśnie to czyni ich panami marginesu. Nie potrafią wyjść poza swoje poglądy, nie potrafią nie być Mentzenem i Zandbergiem. Jedyne, co umieją, to dobitnie i z marsowym czołem klepać swoje ideologiczne mantry. Dlatego będą z ławki rezerwowych przyglądać się rozgrywce między Trzaskowskim i Nawrockim, dwoma kandydatami, którzy udają, że nie są sobą.

To dlatego żadnych szans na prezydenturę nie mają dziś Sławomir Mentzen czy (po drugiej stronie) Adrian Zandberg. Mają silne przekonania, spójny światopogląd, ale właśnie to czyni ich panami marginesu

Jeśli umiejętność wyjścia poza siebie, zaprzeczenia sobie, wiarygodnego wygłaszania opinii dotychczas będących narracją innych jest kluczem do sukcesu, to znaczy, że pisowcy śmiejący się z przedstawionego na początku artykułu dowcipu, śmieją się z samych siebie, bo de facto przyznają, że rywal ich kandydata ma duże szanse na zwycięstwo. Dlaczego? Bo potrafi nie być sobą i głosić wcześniej nieobecne w jego retoryce poglądy. Tak właśnie zdobywa się serca Polaków. A przynajmniej większości z nich.

Publicystyka
Koniec kampanii wyborczej na kółkach? Dlaczego autobusy stoją w tym roku w garażach
analizy
Jędrzej Bielecki: Radosław Sikorski nie ma już złudzeń w sprawie Donalda Trumpa
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Niewidzialna wojna Watykanu o wiernych na Wschodzie
Publicystyka
Jan Romanowski: Z Jana Pawła II uczyniliśmy kremówkę, nie zróbmy z Franciszka rewolucjonisty z młotem
Publicystyka
Bogusław Chrabota: Pożegnanie papieża Franciszka i polska polityka