Chodzi o rozszerzenie systemu ETS, czyli handlu uprawnieniami do emisji CO2, który od 2027 r. miałby objąć także gospodarstwa domowe, transport drogowy, a także mniejszy przemysł. Zgodnie z tym planem, przedsiębiorstwa sprzedające paliwa kopalne w tych sektorach będą musiały nabywać uprawnienia do emisji CO2. A to wprost przełoży się na wzrost kosztów ogrzewania np. domów jednorodzinnych oraz na ceny paliw. Według wyliczeń ekspertów banku ING, zakup uprawnienia do emisji jednej tony CO2 za ok. 45 euro, przełoży się na wzrost ceny litra benzyny o 46 gr i o 54 gr za litr oleju napędowego. W przypadku kosztów ogrzewania węglem mogą one wzrosnąć – przy takiej samej cenie za uprawnienie – o 44 zł za MWh, a węgla nawet o 400 zł za tonę. Może to wpłynąć na wzrost kosztów ogrzewania domów jednorodzinnych średnio o 2 tys. zł w skali roku (o 25 proc.). Te koszty będą rosły wraz ze wzrostem ceny uprawnień do emisji CO2 na rynkach, co ma zachęcić do redukcji emisji nie tylko przez duży przemysł i energetykę, jak to jest obecnie (EU ETS1), ale także te mniejsze podmioty.
Polska nie chce nowego systemu ETS2
Jeszcze do niedawna rząd nieśmiało komunikował, że chce odwleczenia w czasie wejścia w życie systemu ETS2 o trzy lata, a więc do 2030 r. Teraz, jak wynika z nieoficjalnych informacji „Rzeczpospolitej”, rząd premiera Donalda Tuska najchętniej w ogóle nie zgadzałby się na wprowadzenie tego systemu, a przynajmniej w takiej formie, jak obecnie. – Zapisy dotyczące ETS2 nie mogą wejść w roku wyborczym. Wszyscy są tego świadomi. Takie jest oczekiwanie premiera, inaczej mogą polecieć głowy – słyszymy nieoficjalnie od osób z kręgów rządowych. Bardziej dyplomatycznie brzmią głosy oficjalne, choć podążają w tym samym kierunku. Wiceminister klimatu i środowiska Krzysztof Bolesta, odpowiedzialny w resorcie m.in. za sprawy europejskie mówi „Rzeczpospolitej” o konieczności przemyślenia tego systemu ponownie. – Uważamy, że ETS2 jest systemem zbędnym z punktu widzenia transformacji energetycznej. Mamy inne narzędzia redukcji, które obowiązują i te dodatkowe obciążenia obywateli są niepotrzebne – mówi minister Bolesta. Dodaje jednak, że system został już uzgodniony w 2023 r. w czasach, gdy rządziło Prawo i Sprawiedliwość bez żadnych zabezpieczeń, a „radykalne jego zmiany będą trudne, bo wymagają większości państw UE i Komisji Europejskiej".
Czytaj więcej
Polska, Niemcy i 14 innych krajów wystosowało list do Komisji Europejskiej proponując wprowadzeni...
Nieśmiały sukces polskiej prezydencji w UE
Podczas polskiej prezydencji w UE resort klimatu starał się stworzyć koalicję państw wspierających zmiany w ETS2 jeszcze przed jego wdrożeniem. Owocem tych działań – na ostatniej prostej polskiej prezydencji – miał być list 16 krajów UE (w tym Polski i Niemiec), w którym czytamy o konieczności złagodzenia tego mechanizmu. Biorąc pod uwagę liczbę krajów, które podpisały się pod tym listem, dysponują one razem kwalifikowaną większością głosów, co jest silnym sygnałem dla KE. Kraje członkowskie domagają się większej kontroli cenowej, aby ceny EU ETS2 za szybko nie wzrosły. – List do Komisji podpisany przez koalicję państw opisuje zmiany, nad którymi pracujemy. Mają ograniczyć skutki społeczne nowego systemu, m.in. przez kontrolę cen i większą przewidywalność rynku – mówi „Rz” wiceminister Bolesta. Jak podkreśla, dla Polski to podstawowe zabezpieczenie, na wypadek, gdyby zablokowanie wdrożenia ETS2 nie uzyskało niezbędnej większości w UE.