Kiedy siostra po raz pierwszy spotkała Franciszka?
To był czerwiec 2013 roku, trzy miesiące po wyborze Franciszka. Brałam udział w audiencji dla wspólnoty jezuitów, bo pracowałam w jezuickim ruchu Wiara i Radość, który zajmował się edukacją dla emigrantów latynoamerykańskich. Ustawiło się nas ze 100 osób w kolejce, aby się z nim przywitać. Ale każdy z nas odniósł wrażenie, że został potraktowany w sposób wyjątkowy. Gdy Franciszek rozmawiał ze mną, patrzył mi prosto w oczy, słuchał uważnie, nie spieszył się. Kiedy usłyszał, że pracuję z imigrantami, bardzo mnie zachęcał, abym się w to mocno zaangażowała. Czułam, że to go bezpośrednio dotyka. Tak jak wszystko, co odnosi się do ubogich, porzuconych, zmarginalizowanych.
Tak zaczęła się dwunastoletnia, coraz bliższa relacja…
Byłam zaangażowana w pracę synodalną poświęconą młodzieży, przetrwaniu Puszczy Amazońskiej, a potem papież mianował mnie doradcą Sekretariatu ds. Synodów. Franciszek zwykł przychodzić na godzinę przed rozpoczęciem spotkań synodalnych. Gdy jeszcze mógł chodzić, ustawiał się w kolejce po kawę, zaczynaliśmy rozmawiać. Później przywozili go na wózku i każdy mógł do niego podchodzić. Pisałam do niego listy, na które odpowiadał. Prosił mnie także, abym przynosiła mu książki o homoseksualizmie i kobietach skrzywdzonych na tle seksualnym, bo tym się zajmowałam. Na ostatnim spotkaniu synodalnym w październiku apelował, abym tego nie porzuciła. Zapewniłam: Franciszku, na pewno będę się tym nadal zajmować.
Czytaj więcej
Nasz Bóg się uśmiecha, a my zostaliśmy stworzeni na Jego podobieństwo. Powinniśmy więc Go naślado...
Siostra zwracała się do papieża po imieniu?
Wszyscy tak robili. Franciszek nie cierpiał tytułów. Pamiętam, jak kiedyś pewne małżeństwo zostało przez niego przyjęte. Pytają się, jak mają się zwracać: Wasza Świętobliwość? Ojcze Święty? A on: „nazywajcie mniej, jak chcecie. Ale świętego to nie mam nawet jednego włosa!”. Bardzo lubił żartować. Kiedyś omawialiśmy wstępny projekt dokumentu poświęconego Amazonce. Przyszło 14 biskupów ubranych na czarno, papież na biało i ja na kolorowo. W pewnym momencie zabrałam głos, aby poruszyć los kobiet w tamtej części świata, bo nikt inny nie chciał się do tego odnieść. Przy wyjściu Franciszek się z nami żegna, a ja się go pytam: „Po co mnie ściągnąłeś do tej czarnej grupy?”. „Żeby było choć trochę kolorowo” – odpowiada. I dodaje: „Dobrze, że byłaś, bo tylko ty mogłaś mówić o kobietach”. A ja: „To jest tylko taka kropelka w oceanie”. Gdy w październiku zeszłego roku znów się spotkaliśmy, pyta się mnie: „Co tam u ciebie?”. A ja: „wpuszczam moją kropelkę”. Bardzo się śmialiśmy. On miał znakomitą pamięć. Kiedy był młody, studiował w seminarium w Alcala de Henares pod Madrytem. I po latach, już jako papież, pamiętał, kiedy każdy z jego kolegów miał urodziny.
Z czego Franciszek czerpał tak dobry nastrój?
Mieszkałam 14 lat w Argentynie. W tamtym czasie on był bardzo poważny. Przeżył ciężkie chwile. W czasie dyktatury wojskowej (1976–1983) był rektorem seminarium duchowego, musiał chronić kleryków, chować ich. To pozostawiło w nim ślad. Zmienił się dopiero po wyborze na papieża. Stał się wesoły. Kiedyś przy kawie spytałam go: „Dlaczego masz w sobie tyle radości, przecież tylu cię krytykuj”. A on: „Zrozum, robię to, do czego mnie zobowiązano w trakcie konklawe. Wtedy usłyszałem, że mam zreformować Kurię, że mam zrobić to i tamto. Więc to robię. To po pierwsze. A po wtóre, to właśnie na tym Konklawe Pan wlał w moje serce radość, która już nigdy mnie nie opuściła”. Wszyscy, którzy znaliśmy Bergoglia z czasów argentyńskich, zauważyliśmy u niego tę radykalną zmianę. To, co się u niego nie zmieniło, od kiedy żył w Buenos Aires, to skromność i wyczulenie na każdą osobę.