Franciszek bez piuski i pellegriny. Rozmowa z siostrą Marią Luisą Berzosą

Świętego nie mam nawet włosa – mówił papież. Radość nigdy nie opuściła go, od kiedy w czasie konklawe zrozumiał, że Pan powierzył mu wyjątkową misję – wspomina bliska Franciszkowi siostra Maria Luisa Berzosa ze Zgromadzenia Córek Jezusa.

Publikacja: 22.04.2025 17:29

Papież Franciszek i siostra Maria Luisa Berzosa

Papież Franciszek i siostra Maria Luisa Berzosa

Foto: Materiały Prasowe

Kiedy siostra po raz pierwszy spotkała Franciszka? 

To był czerwiec 2013 roku, trzy miesiące po wyborze Franciszka. Brałam udział w audiencji dla wspólnoty jezuitów, bo pracowałam w jezuickim ruchu Wiara i Radość, który zajmował się edukacją dla emigrantów latynoamerykańskich. Ustawiło się nas ze 100 osób w kolejce, aby się z nim przywitać. Ale każdy z nas odniósł wrażenie, że został potraktowany w sposób wyjątkowy. Gdy Franciszek rozmawiał ze mną, patrzył mi prosto w oczy, słuchał uważnie, nie spieszył się. Kiedy usłyszał, że pracuję z imigrantami, bardzo mnie zachęcał, abym się w to mocno zaangażowała. Czułam, że to go bezpośrednio dotyka. Tak jak wszystko, co odnosi się do ubogich, porzuconych, zmarginalizowanych. 

Tak zaczęła się dwunastoletnia, coraz bliższa relacja…

Byłam zaangażowana w pracę synodalną poświęconą młodzieży, przetrwaniu Puszczy Amazońskiej, a potem papież mianował mnie doradcą Sekretariatu ds. Synodów. Franciszek zwykł przychodzić na godzinę przed rozpoczęciem spotkań synodalnych. Gdy jeszcze mógł chodzić, ustawiał się w kolejce po kawę, zaczynaliśmy rozmawiać. Później przywozili go na wózku i każdy mógł do niego podchodzić. Pisałam do niego listy, na które odpowiadał. Prosił mnie także, abym przynosiła mu książki o homoseksualizmie i kobietach skrzywdzonych na tle seksualnym, bo tym się zajmowałam. Na ostatnim spotkaniu synodalnym w październiku apelował, abym tego nie porzuciła. Zapewniłam: Franciszku, na pewno będę się tym nadal zajmować. 

Czytaj więcej

„Franciszek. Nadzieja. Autobiografia”: Raj jest dla wesołych, piekło dla ponuraków

Siostra zwracała się do papieża po imieniu?

Wszyscy tak robili. Franciszek nie cierpiał tytułów. Pamiętam, jak kiedyś pewne małżeństwo zostało przez niego przyjęte. Pytają się, jak mają się zwracać: Wasza Świętobliwość? Ojcze Święty? A on: „nazywajcie mniej, jak chcecie. Ale świętego to nie mam nawet jednego włosa!”. Bardzo lubił żartować. Kiedyś omawialiśmy wstępny projekt dokumentu poświęconego Amazonce. Przyszło 14 biskupów ubranych na czarno, papież na biało i ja na kolorowo. W pewnym momencie zabrałam głos, aby poruszyć los kobiet w tamtej części świata, bo nikt inny nie chciał się do tego odnieść. Przy wyjściu Franciszek się z nami żegna, a ja się go pytam: „Po co mnie ściągnąłeś do tej czarnej grupy?”. „Żeby było choć trochę kolorowo” – odpowiada. I dodaje: „Dobrze, że byłaś, bo tylko ty mogłaś mówić o kobietach”. A ja: „To jest tylko taka kropelka w oceanie”. Gdy w październiku zeszłego roku znów się spotkaliśmy, pyta się mnie: „Co tam u ciebie?”. A ja: „wpuszczam moją kropelkę”. Bardzo się śmialiśmy. On miał znakomitą pamięć. Kiedy był młody, studiował w seminarium w Alcala de Henares pod Madrytem. I po latach, już jako papież, pamiętał, kiedy każdy z jego kolegów miał urodziny. 

Z czego Franciszek czerpał tak dobry nastrój?

Mieszkałam 14 lat w Argentynie. W tamtym czasie on był bardzo poważny. Przeżył ciężkie chwile. W czasie dyktatury wojskowej (1976–1983) był rektorem seminarium duchowego, musiał chronić kleryków, chować ich. To pozostawiło w nim ślad. Zmienił się dopiero po wyborze na papieża. Stał się wesoły. Kiedyś przy kawie spytałam go: „Dlaczego masz w sobie tyle radości, przecież tylu cię krytykuj”. A on: „Zrozum, robię to, do czego mnie zobowiązano w trakcie konklawe. Wtedy usłyszałem, że mam zreformować Kurię, że mam zrobić to i tamto. Więc to robię. To po pierwsze. A po wtóre, to właśnie na tym Konklawe Pan wlał w moje serce radość, która już nigdy mnie nie opuściła”. Wszyscy, którzy znaliśmy Bergoglia z czasów argentyńskich, zauważyliśmy u niego tę radykalną zmianę. To, co się u niego nie zmieniło, od kiedy żył w Buenos Aires, to skromność i wyczulenie na każdą osobę.

Pedro Miguel Lamet, hiszpański jezuita i pisarz, ujął to tak: w Watykanie Franciszek ustąpił swoje miejsce Jezusowi. 

Tak. Papież postawił w centrum Jezusa i Ewangelię. Reguły, zwyczaje, normy nie miały dla niego większego znaczenia. Był człowiekiem Boga, dla którego liczyło się tylko to, aby Ewangelia stawała się rzeczywistością. Jego zdaniem, skoro Jezus jest w środku naszej wiary, to i każda osoba musi być w jej centrum. Nikt nie może być wykluczony. Inaczej jego zdaniem wiara byłaby fałszywa. Dlatego nie akceptował dyskryminacji z żadnego powodu: orientacji seksualnej, religii, niczego. Uważał, że wszyscy powinni być otoczeni opieką. Stąd wspólnota LGBT, która pozostawała pod moją opieką, mogła choćby wziąć udział w mszy w kościele Jezuitów w Rzymie.

Spotkał się z oporem Kurii Rzymskiej?

Oczywiście! Kiedy postanowił żyć na stałe w Domu Świętej Marty, w niewielkim mieszkanku, wielu mu tego nie darowało. Ale on się uparł. Zawsze chciał żyć wśród ludzi, nie w osamotnieniu. Ale najbardziej nie podobała się reforma Kurii, zmiany finansowe. Bo wiadomo: gdzie są pieniądze, tam jest i władza. Wprowadził do Rady Gospodarczej sześciu świeckich, i to kobiety: po dwie Hiszpanki, dwie Angielki i dwie Francuzki. A tam do tej pory byli sami kardynałowie. Ale to było logiczne: bo niby dlaczego kardynałowie mają się znać na ekonomii? Franciszek szukał ekspertów, którzy naprawdę znali się na danej dziedzinie.

Jak wyglądało mieszkanie Franciszka? 

W Domu Świętej Marty spożywał posiłki w jadalni razem z innymi. Przechodził obok tych, którzy akurat tu się zatrzymali. Bo to jest zasadniczo coś na kształt hostelu. Gdy przychodziliśmy do niego w niewielkiej grupce, przyjmował nas w swojej prywatnej bibliotece. Gdy przychodziłam sama z książkami, o które mnie prosił, przyjmował mnie w mikroskopijnym przedpokoju. Pierwszy raz sądziłam, że zaraz poproszą mnie do jakiegoś pokoju. A tu nagle pojawił się Franciszek, bez piuski i pellegriny, tylko w białej sutannie. Mówi mi: „Witaj Maria Luisa, jestem ubrany po domowemu”. Rozmawialiśmy potem dłuższy czas, bo ten papież naprawdę nigdy się nie spieszył. 

Czytaj więcej

Abp Adrian Galbas: Franciszek nie zaklinał rzeczywistości

Jakie to były książki?

Jedna nosiła tytuł „Drogi pojednania. Dziesięć historii wiary i miłości LGBT”. Inne odnosiły się do homoseksualności i katolicyzmu w XXI wieku. Pewnie nie miał czasu, aby w całości to przeczytać, ale chciał wiedzieć, co się na ten temat wydaje. 

Papież ma tyle zajęć, że chyba tylko po nocach może zagłębiać się w lekturze… 

Raczej nad ranem. Franciszek mówił mi, że zawsze kładł się spać o dziesiątej i wstawał o czwartej na ranem. Spał niewiele. 

Papież miał poczucie, że nie wszystko, co zaplanował, udało mu się osiągnąć? 

Tego mi nie mówił, ale śledząc debaty w Rzymie, wiedziałam, o czym mowa. Sądzę, że konieczne są dalsze kroki, gdy idzie o diakonat żeński, integrację z Kościołem rozwiedzionych. Trzeba szukać w tym celu nowych sakramentów. W wielu miejscach świata brakuje księży. Jeśli więc nie będzie sakramentu święceń tak żonatych, jak i kobiet, ludzie będą żyli i umierali bez wsparcia duchowego, bez Eucharystii. O tym ostatnim punkcie rozmawiałam z Franciszkiem. 

I co mówił?

Że musimy być kreatywni. W Amazonii Eucharystię sprawuje się często raz do roku czy nawet raz na trzy lata. Tam świeccy, mężczyźni i kobiety, i tak zajmują się wszystkimi posługami duchowymi. Tyle że nie jest to oficjalnie usankcjonowane. 

To też powoduje, że wiele osób nie jest ochrzczonych.

Franciszek nigdy nikogo nie odrzucał. Mówił, że niepojęta jest liczba dróg, którymi ludzie zbliżają się do Boga, a Bóg do ludzi. Kiedyś opowiadał o tym, że jakiś ksiądz odmówił ochrzczenia dziewczynki, którą urodziła samotna matka. Ojciec pozostawał nieznany. On zawsze powtarzał: „Najpierw przyjmijmy ją, a potem zobaczymy”. Nikogo nie odrzucał. Pamiętam spotkanie Franciszka z zatroskanym małżeństwem, które mówiło, że choć wychowało dzieci w wierze, te oddaliły się od Boga. Żadne już nie wierzy, żadne nie praktykuje. A Franciszek na to: „Mówicie, że oddaliły się od Boga, ale Bóg nie oddalił się od nich”. Ta para od razu poczuła ulgę, poczuła, że jest jej smutek jest zrozumiany. 

Czytaj więcej

Fawele, największe wyzwanie dla Franciszka. Jak papież walczył o katolicką Amerykę Łacińską

Franciszek uważał, że jako papież jest nieomylny? 

Sądzę, że opierał się nie tyle na papieskiej nieomylności, co na Ewangelii, która łamie wszystkie bariery, wszystkie schematy. Uważał, że siłą Kościoła nie mogą być dogmaty, ale wolny wybór wiernych. 

To był pierwszy jezuita wśród papieży.

Uważał, że rzeczy nie są koniecznie takie, jak je widzimy, tylko mają swój własny byt. To jest bardzo jezuickie. Sądził, że każdy może mieć inne doświadczenie i trzeba wysłuchać wielu głosów, aby mieć lepszy ogląd sytuacji. Nie akceptował też immobilizmu. Uważał, że świat się zmienia i nie można stosować rozwiązań z przeszłości do problemów dzisiejszych.

Kto mógłby kontynuować dzieło Franciszka, być jego następcą?

Jest kilku kardynałów, którzy razem z nim prowadzili pracę synodalną. Luis Antonio Tagle, Filipińczyk. Jezuitów to może mamy już dosyć, ale jest też Michael Czerny, prefekt Dykasterii ds. Rozwoju Człowieka. Nie zapominajmy o Jeanie-Claude’em Hollerichu, przewodniczącym konferencji biskupów europejskich. Wspaniałym człowiekiem jest przewodniczący episkopatu francuskiego Jean-Marc Aveline. I jego włoski odpowiednik Matteo Maria Zuppi.

Kościół
Wiara i Tęcza: W środowisku LGBT papież Franciszek rozbudzał nadzieję, ale marzenia pozostały niespełnione
Kościół
Jean-Marc Aveline na liście możliwych następców Franciszka. Kim jest francuski kardynał?
Kościół
Kim jest Péter Erdő? Węgier jednym z najczęściej wymienianych kandydatów na nowego papieża
Kościół
Lekarz papieża: Franciszka nie można było ocalić, nie cierpiał
Kościół
Robert Sarah: Kim jest pochodzący z Afryki kardynał typowany na następcę Franciszka?