W 1967 roku Sara Bland nie miała jeszcze 14 lat, ale muzykę – zwłaszcza tę głośną, która właśnie eksplodowała na Wyspach i miała zapanować nad światem jako rock – już uwielbiała. Więc gdy w Ipswich swój koncert zapowiedzieli popularni wówczas The Walker Brothers, Bland musiała tam być. I była, choć do gwiazd wieczoru nie zdołała się zbliżyć. Ku pociesze, nieco później spotkała na ulicy frontmana zespołu, który rozgrzewał publikę przed The Walker Brothers. Niespecjalnie wiedziała, jak wykorzystać tę okazję, więc podsunęła chudemu Amerykaninowi książkę, którą miała ze sobą.

Przeszło pół wieku później adnotacja na jednej ze stron, brzmiąca „Love, Jimi Hendrix”, podbiła cenę zapomnianej publikacji zabranej na koncert zespołu, o którym pamiętają co najwyżej historycy muzyki pop, do poziomu 2 tysięcy funtów. Apetyty organizatorów czerwcowej aukcji były nawet większe – zakładano, że książkę uda się sprzedać za 3 tysiące. A i sama Bland nie ukrywała, że decyzję o sprzedaży podjęła na wieść o tym, że na nieco wcześniejszej aukcji autograf mistrza gitary elektrycznej został sprzedany za 6 tysięcy funtów.

– Pomyślałam: mam coś, co ma jakąś wartość i w sumie nie jest mi to już do niczego potrzebne. Jeśli się sprzeda, to się sprzeda, nie to nie. Ale cokolwiek za to dostanę, będzie mi z tym całkiem dobrze – przyznała po aukcji Bland. Organizator aukcji z kolei nie ukrywał, że gdy na rynku pojawia się autograf Hendrixa, jego cena nie schodzi poniżej czterocyfrowych kwot. – Los jest ślepy – komentował potem. – Tak naprawdę fani chcieli Walker Brothers, a dostali Hendrixa. Autografy tych pierwszych nie kosztują dziś więcej niż 50 funtów, Hendrix jest królem rocka – kwitował.

Covid winduje ceny autografów

Kolekcjonowanie autografów wydaje się być jedną z tych wyjątkowych sfer, gdzie symbolicznym – a w każdym razie stosunkowo niewielkim – nakładem można pozyskać coś, co ma realną wartość. Jedyne, co trzeba „zainwestować”, to czas i umiejętność dopchania się do gwiazdy czy innej osobowości. I mieć wreszcie nadzieję, że jej kariera będzie się przeradzać w legendę.

Autor bloga Financial Samurai, Sam Dogen, wspomina tu rozmaite popkulturowe eventy, jak Comic-Con, gdzie do oddanych fanów przyjeżdżają twórcy tych dzieł popkultury, aktorzy pojawiający się w ich ekranizacjach, artyści, którzy w jakiś sposób przyczynili się do budowania wokół bohaterów komiksów – i nie tylko – „kultowego” statusu. Podobną okazją dla miłośników literatury są wszakże wieczorki autorskie połączone ze sprzedażą książek i ich podpisywaniem.

„Gdyby nie covid, prawdopodobnie uczestniczyłbym w jakichś piętnastu eventach połączonych z podpisywaniem książek w San Francisco, Berkeley, Los Angeles, Nowym Jorku, Honolulu, Waszyngtonie i Williamsburgu. Podczas każdego z nich podpisałbym zapewne od 50 do 200 egzemplarzy swojej książki. Dałoby to w sumie między 750 a 3000 krążących egzemplarzy z autografem. Ale ze względu na covid ich liczba będzie znacznie mniejsza” – dowodzi Dogen, wnioskując ostatecznie, że pandemia sprawiła, że na całym świecie gwiazdy złożyły mniej podpisów na artefaktach podsuwanych im przez wielbicieli, a zatem wartość istniejących już podpisów musiała znacznie wzrosnąć.

I niewykluczone, że takie zachęty – Samuraj Finansów nie odkrył tu przecież Ameryki – przynoszą skutek. Przynajmniej taki, że w tłumach wielbicieli pojawiała się silna frakcja zawodowych kolekcjonerów (a właściwie inwestorów) autografów. Brytyjski magazyn „The Stage”, dedykowany wielbicielom teatru i kina oraz profesjonalistom z tej branży, kilka miesięcy temu przestrzegał, że teatry na Wyspach stanęły przed koniecznością znacznego zwiększenia wydatków na bezpieczeństwo, bowiem po wielu spektaklach – zwłaszcza z obsadą obejmującą znane lub „obiecujące” nazwiska – przy wyjściach z obiektów i za kulisami kłębi się tłum łowców autografów, coraz częściej „zawodowych”, którzy coraz agresywniej domagają się podpisu zdybanego na moment artysty.

Na świstku, na bębnie, na dolarze

Rzut oka na oferty dostępne choćby na platformie Allegro pokazuje, że nasz rodzimy rynek memorabiliów tego typu ma swoją lokalną specyfikę. Najwyżej w tej kategorii wyceniono rękawice bokserskie podpisane przez Muhammada Alego (niespełna 10 tys. złotych), ale w sprzedaży są też dokumenty z podpisami Józefa Piłsudskiego czy Ignacego Mościckiego, a także autografy kosmonautów z obu stron żelaznej kurtyny (Juri Gagarin i Buzz Aldrin).

Bardziej poszaleć można na platformie OLX, gdzie można zakupić kolekcję tysiąca sygnatur legend świata kultury, polityki i sportu za, bagatela, niecałe 400 tys. złotych – albo zapolować na pojedyncze autografy, od Michaela Jacksona (30 tys. zł) po Stephena Kinga na pierwszym wydaniu „Sleeping Beauties” (20 tys.), nie wspominając już o sporym tłumie innych muzyków, sportowców i celebrytów w kwotach krążących wokół kilkuset złotych.

Pod względem wchodzących w grę kwot dominuje jednak – zarówno w polskich realiach, jak i na świecie – sport. Niewątpliwie, w dużej mierze jest to zasługą wieloletniej tradycji drukowania i kolekcjonowania kart z wizerunkami sportowców, szczególnie ze świata baseballu i koszykówki. W serwisie eBay najwyższe ceny egzemplarzy takich memorabiliów, z podpisami sportowców, sięgają ponad 300 tys. złotych – za kartę, oczywiście. Listę otwierają nazwiska takie jak Aaron Rodgers, Patrick Mahomes, Michael Jordan, Luka Doncić, Kobe Bryant.

Autograf Keiji Inafune jest dla fanów Nintendo bezcenny

Autograf Keiji Inafune jest dla fanów Nintendo bezcenny

Foto: Bloomberg

Do pewnego stopnia status zbieranych kart naśladują instrumenty podpisane przez muzyków – w odróżnieniu od opisywanych już na naszych stronach memorabiliów, czyli instrumentów rzeczywiście przez nich używanych podczas nagrań czy koncertów, w sprzedaży pojawiają się także bębny, gitary czy mikrofony, na których celebryta tylko namazał w pośpiechu swój podpis. Często nie są to instrumenty najwyższej klasy, więc sygnatura może wpłynąć na podbicie nieco – oryginalnie niezbyt wysokiej – ceny. Przykładowe oferty z platformy Reverb.com to gitary z podpisami B.B. Kinga, Paula Gilberta czy Michaela Schenkera, których ceny zwykle oscylują w granicach 10 tys. złotych.

Autografy składane są też na przedmiotach mniej oczywistych niż fotos, plakat, płyta, koszulka czy po prostu skrawek papieru

Warto zwrócić uwagę, że część pojawiających się na aukcjach autografów jest składana na przedmiotach nieco mniej oczywistych niż fotos, plakat, płyta, koszulka czy po prostu skrawek papieru. Weźmy choćby sygnowaną przez Warrena Buffetta płachtę nierozciętych jeszcze banknotów dolarowych, która znalazła nabywcę za ponad 20 tys. dolarów. Jeszcze innym artefaktem, który „wyszedł” spod ręki tego miliardera, jest podpisane przez niego sprawozdanie roczne funduszu Berkshire Hathaway.

Z mętnymi perspektywami

Choć prognozowanie konkretnych cen czy trendów na tym rynku to – nomen omen – wróżenie z kart, eksperci raczej nie mają wątpliwości, że rósł on w ostatnich latach i będzie rosnąć w kolejnych. Może nawet nie dlatego, że konkretne autografy będą nabierać wartości w naturalny sposób (bo spekulacyjnego podkręcania cen nigdy nie da się wykluczyć), ale też wraz z rosnącą ofertą.

Sygnatury niegdysiejszych przywódców lub artystów zwykle były składane, czy to na dokumentach o historycznym znaczeniu, czy też na rękopisach dzieł literackich lub zapisów nutowych – i w efekcie same te dokumenty stanowią zabytek nieraz dużej wartości, a podpis dodaje im atrakcyjności (i wartości, oczywiście: najdroższy autograf w historii to wart niemal 10 mln dol. podpis George’a Washingtona na dokumentach amerykańskiego Kongresu). Gdzieś w XIX wieku pojawia się na większą skalę zjawisko dedykowania egzemplarzy rozmaitych dzieł przyjaciołom czy wybranym adresatom, którym autor chciał okazać swoją sympatię. I wreszcie, w powojennych realiach XX-wiecznych pojawia się autograf jako pamiątkowy podpis składany na mniej lub bardziej przypadkowym przedmiocie osobom, które znalazły się dosyć przypadkowo na drodze celebryty.

Postawmy sprawę jasno: podpisany przez wspomnianego Jimiego Hendrixa w 1965 r. kontrakt, w którym artysta potwierdza swoim podpisem honorarium wysokości 1 dolara oraz 1 proc. od praw autorskich, został sprzedany kolekcjonerowi za niemal 200 tys. dolarów. To o niebo więcej niż podpis skreślony dwa lata później na przypadkowej książce w Ipswich. O wartości takich sygnatur składanych w biegu decyduje często zbieg okoliczności. Przykładowo sztambuch pracownicy jednego z londyńskich hoteli, która zbierała podpisy znanych gości – w tym Johnny’ego Casha, Eltona Johna czy Paula McCartneya – wyceniono na aukcji na „zaledwie” kilka tysięcy funtów. Być może dlatego, że wszyscy ci artyści w sporej mierze załapali się już na epokę autografów i rozdali ich całkiem sporo.

W rynkową niszę próbują się dziś wbić co sprytniejsi celebryci. Machine Gun Kelly, rockman w ostatnich latach bardziej popularny dzięki wywoływanym kontrowersjom niż tworzonej sztuce, podratowuje swój budżet, wypuszczając na rynek autografy wyceniane – a co ważniejsze, wciąż kupowane w tej cenie – na ok. 1500 dolarów za sztukę. Niektóre specjalistyczne portale dla kolekcjonerów lansują jako produkt inwestycyjny karty z podpisem Leo Messiego (ceny od tysiąca do półtora tysiąca dolarów). Czy takie inwestycje utrzymają swoją wartość, zwłaszcza w sytuacji, gdy legenda podpisującej jej osoby zacznie gasnąć?

Agencja ECON Market Research w raporcie „2024–2032 Size, Market Geographic Scope, Market Share, Market Trends And Growth Analysis Report”, z optymizmem patrzy w przyszłość kolekcjonerów. Jej eksperci uważają, że rynek napędzają takie czynniki, jak rozwój platform online, które pozwalają handlować posiadanymi autografami na globalną skalę, do inwestowania zachęcają niekiedy ceny pojawiających na się aukcjach egzemplarzy, kultura celebrytów czy upływ czasu, który buduje jedyne w swoim rodzaju poczucie trzymania w ręku „kawałka historii”.

Z drugiej strony istnieją też czynniki hamujące rozwój tego rynku. Tu przede wszystkim trzeba wspomnieć o problemach z potwierdzeniem autentyczności pojawiających się w obrocie sygnatur. Rynek ten jest i będzie też podatny na wahania koniunktury: kolekcjonowanie zwykle oznacza zakupy przedmiotów wycenianych wyżej niż rynkowa średnia i jako takie mieści się na tej samej półce, co zakupy towarów luksusowych. A te w chwilach rynkowych załamań również spadają (choć bywa też, że towary luksusowe stają się wygodną przystanią dla „zaparkowania” posiadanych pieniędzy). Wreszcie, w niektórych przypadkach – jak zauważają analitycy – pojawiają się obiekcje natury etycznej. Najlepszym przykładem mogą tu być memorabilia III Rzeszy czy stalinizmu: te same wątpliwości pojawiają się w odniesieniu do handlu autografami osób cieszących się złą sławą.