Na alarm uderzył tuż po majówce szczeciński oddział TVP 3. – Sytuacja jest bardzo trudna. O tyle trudniejsza niż w zeszłym roku, że praktycznie nie mieliśmy w regionie porządnego deszczu od chyba już półtora miesiąca, może dłużej. W rowach wiosną zawsze woda jest, w okresie kwiecień–maj rowy są właściwie wypełnione, bardziej czy mniej. W tym roku tej wody już nie było – opowiadała stacji Barbara Wójcik z Urzędu Wojewódzkiego w Szczecinie.

– Problem jest znany od 30 lat. To tendencja, która się ciągle pogłębia, rekordy bijemy co ileś lat – sekundował jej prof. Robert Czerniawski z Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej – Państwowego Instytutu Badawczego. IMGW-PIB sygnalizuje, że od dekady nie mieliśmy o tej porze roku tak dużego deficytu opadów, przeplecionego falami temperatur, które czasami mogłyby już uchodzić za letnie. Od początku maja zarejestrowano od 0 do 36 proc. zazwyczaj odnotowywanych opadów. Taka pogoda wcześniej czy później przemebluje nam krajobraz: w większych rzekach i zbiornikach wodnych poziom wody jest niski, mniejsze mogą zacząć wkrótce definitywnie znikać.

Kryzys wód gruntowych

Jak pisaliśmy późną jesienią na łamach „Rzeczpospolitej”, siostrzana instytucja IMGW-PIB, czyli Instytut Uprawy, Nawożenia i Gleboznawstwa, w sierpniu i wrześniu 2024 roku odnotował w dziewięciu z szesnastu województw w Polsce stan suszy rolniczej (dotyczyło to województw: kujawsko-pomorskiego, lubelskiego, lubuskiego, mazowieckiego, podlaskiego, pomorskiego, warmińsko-mazurskiego, wielkopolskiego i zachodniopomorskiego). Dotknęła ona wielu upraw: w największym stopniu buraka, kukurydzy, dyni, rzepaku i rzepiku.

Ale to tylko jedna z kilku stron pełzającej katastrofy. Susza rolnicza – czyli niedobór wody w glebie na potrzeby roślin w okresie dla nich krytycznym – obejmuje dziś prawdopodobnie około dwóch trzecich powierzchni kraju. Do tego mamy, jak na obszarze wspomnianego wyżej Pomorza Zachodniego, suszę meteorologiczną: opady znacząco odbiegające in minus od zwyczajowej średniej (np. od początku maja w Opolu spadło zaledwie 0,2 mm opadów). Jest jeszcze susza hydrologiczna, gdy poziom wody w akwenach i ciekach spada poniżej średniej wartości z wielolecia, co jest – także wspomnianą wyżej – konsekwencją warunków pogodowych.

I wreszcie susza hydrogeologiczna. Najgroźniejsza, bo dotycząca wód podziemnych. – Wody gruntowe są nadmiernie wyprowadzane na powierzchnię, bo korzystamy z nich w gospodarstwach domowych, przemyśle i coraz częściej też w rolnictwie. Tymczasem jest to wykorzystywanie zasobu, który powinniśmy traktować jako nieodnawialny – przestrzega prof. Iwona Wagner z Katedry UNESCO Ekohydrologii i Ekologii Stosowanej na Wydziale Biologii i Ochrony Środowiska Uniwersytetu Łódzkiego. To nasza ostatnia hydrologiczna linia obrony: te zasoby odnawiają się w najlepszym przypadku przez kilkadziesiąt lat, a proces ten może trwać i kilkaset lat. Przy założeniu, że warunki atmosferyczne nie uległy zmianie (a uległy) oraz że nie trwa jednocześnie eksploatacja odnawiających się zasobów (a taka zapewne trwać będzie).

Bezpośrednim efektem takiego status quo będzie zapewne racjonowanie wody, zwłaszcza w sezonie letnim, kiedy będzie ono najbardziej dotkliwe. Apele i nakazy oszczędzania wody już stosowano w kilkudziesięciu mniejszych lub większych polskich miastach w czasie najgorętszych, letnich miesięcy. To wciąż nie racjonowanie wody pitnej, jak zdarza się w ponad setce miast we Włoszech, ale warunki atmosferyczne – i hydrogeologiczne – szybko zmierzają we „włoskim” kierunku.

Pustynniejący ląd

Kwietniowe dane Eurostatu nie pozostawiają większych wątpliwości, że problem dotyczy całej Europy – nawet jeśli w nierównomiernym stopniu. Wynika z nich przede wszystkim, iż takiego czy innego rodzaju deficyt zasobów wodnych występuje na 40 proc. powierzchni kontynentu i dotyczy 34 proc. jego mieszkańców.

Przeglądając sumaryczne dane za 2022 rok dla poszczególnych krajów UE, zauważymy oczywiście, że największy problem ma południe regionu. W dramatycznej sytuacji są wyspy Morza Śródziemnego, Cypr i Malta. W kiepskiej – najcieplejsze państwa południa kontynentu: Portugalia, Grecja i Hiszpania. Ale już niemal dogoniła je Rumunia i Włochy. A za nimi pędzi peleton wcale nieoczywistych zawodników: Dania, Francja, Belgia i Polska.

Najważniejsza z przyczyn jest oczywista: to zmiany klimatyczne. I choć Europa nie jest Afryką, to tempo wzrostu temperatur jest tu wyraźnie wyższe niż w tropikach, a kolejne letnie sezony uchodzą za rekordowo gorące. W efekcie susze tradycyjnie spotykane na południowych rubieżach kontynentu dotykają dziś kolejnych obszarów na północy – w tym np. Niemiec, Rumunii, Francji, Bułgarii. No i, oczywiście, Polski.

Na to nakłada się kolejny problem: przestarzała, dosłownie i w przenośni dziurawa, infrastrukura. Jak podaje portal worldpoliticsreview.com, w skali kontynentu gubi ona średnio mniej więcej jedną czwartą przesyłanej wody. W podziale na poszczególne kraje widać jednak, jak dobrze może być (w Niderlandach to „zaledwie” 5 proc. przesyłanej wody) albo – jak źle (w bułgarskich rurach znika 61 proc. pompowanej tam wody). Straty z tego tytułu są oceniane na 80 mld euro rocznie i wraz z powszechną urbanizacją – co w tym przypadku moglibyśmy rozumieć jako rozbudowę przedmieści, gdzie kanalizacja zwykle jest w gorszym stanie niż w dotychczasowych centrach czy wielkomiejskich dzielnicach – będą rosnąć.

Jest jeszcze jeden czynnik: rosnące zapotrzebowanie biznesu. Już abstrahując od rolnictwa, dla którego dostęp do wystarczających ilości wody jest kwestią fundamentalną – weźmy kilka branż uważanych za te krytyczne dla przyszłości Europy: produkcja półprzewodników, serwerownie i wszelkie bazy danych, produkcja zielonego wodoru oraz baterii dla aut elektrycznych. Jeśli w tych obszarach nastąpi planowany dziś wzrost – zapotrzebowanie na wodę potroi się do 2030 roku.

Cień Niebieskiego Ładu

Wysychanie Europy nie jest, jak już wspomnieliśmy, problemem zidentyfikowanym wczoraj czy w zeszłym roku. Na zarys strategii w tym obszarze musieliśmy jednak czekać aż do jesieni 2023 roku, kiedy pojawił się projekt Niebieskiego Ładu – wieloaspektowej polityki gospodarki wodnej, koncentrującej się na oszczędzaniu i efektywnym traktowaniu zasobów wodnych. Póki co jednak opublikowane wówczas założenia i postulaty są jedynym konkretem, jakiego się doczekaliśmy na szczeblu europejskim.

Z jednej strony można to tłumaczyć globalnym zaniechaniem działań proklimatycznych pod presją bieżących problemów. Europa dziś próbuje modyfikować inny ład – Zielony – łagodząc rygory i rozciągając harmonogram planowanych w jego ramach działań. Biorąc pod uwagę to, jak wiele mitów narosło wokół rzekomych wyrzeczeń, do jakich zmusza nas Zielony Ład, oraz sposób, w jaki rozgrywali tę kartę populiści, trudno się dziwić zwlekaniem z pracami nad kolejnym ładem. Z drugiej jednak strony Niebieski Ład to na razie dosyć luźny zbiór inicjatyw zmierzających do monitorowania zasobów wodnych, a także plan rozdysponowania około 400 mld euro na rozmaite inwestycje zmierzające do modernizacji infrastruktury i zarządzania gospodarką wodną w biznesie i samorządach. Tu każdy dzień zwłoki może się w dwójnasób przekładać na szkody w środowisku naturalnym, a następnie – w gospodarce.

Opinia dla „Rzeczpospolitej”

Joanna Kopczyńska, prezes Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie

Joanna Kopczyńska, prezes Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie

Foto: Mat. prasowe

Zmiany klimatu mają ogromny wpływ na warunki prowadzenia działalności gospodarczej i nie dotyczy to jedynie kwestii związanych z emisją CO2, ale też – w największym stopniu – z brakiem wody. Nasilająca się od kilku lat susza w Polsce spowodowana brakiem opadów śniegu w zimie i zwiększonym parowaniem latem (mamy wyższe temperatury letnie, a dodatkowo występują także ciągi cieplne, czyli coraz dłuższe okresy zwiększonego parowania) będzie coraz bardziej dotkliwa.

Od wielu lat dokumenty rządowe mówią wprost o tym zagrożeniu, jednak w świadomości podmiotów korzystających z wód ryzyko związane z jej dostępnością nie jest brane pod uwagę, a przecież to właśnie brak wody może uniemożliwić funkcjonowanie i rozwój wielu podmiotów gospodarczych. Sektorem, który już od kilku lat odczuwa ten brak (poza, oczywiście, rolnictwem), jest sektor energetyki, tam, gdzie do chłodzenia bloków energetycznych niezbędna jest woda. Występujące coraz częściej niskie stany i przepływy wód naruszają normalny tryb pracy elektrowni bądź elektrociepłowni, a czasami są wręcz niebezpieczne dla urządzeń technologicznych. Dlatego też warto pamiętać, że brak wody to nie tylko brak wody jako surowca potrzebnego do produkcji, ale także problemy związane z zaopatrzeniem w energię. To wszystko składa się na ryzyko biznesowe nie tylko producenta energii, ale jest ryzykiem dla całego sektora przedsiębiorstw.

10 sierpnia 2015 r., z powodu rekordowego zapotrzebowania na energię (ok. 22 GW), fali upałów, niskiego poziomu wód w rzekach, remontów bloków energetycznych oraz awarii elektrowni w Bełchatowie, po raz pierwszy od 1989 r. wprowadzono tzw. 20. stopień zasilania. Oznaczał on, że odbiorca (wyłączając infrastrukturę krytyczną) może pobierać moc do wysokości ustalonego minimum, przy zachowaniu bezpieczeństwa ludzi oraz zapobiegnięciu uszkodzeniu lub zniszczeniu obiektów technologicznych. W wyniku tych ograniczeń najbardziej ucierpiały sektory przemysłu (zwłaszcza ciężkiego) oraz usług, a straty gospodarcze oszacowano na 1,5–2 mld zł.

Zgodnie z danymi UN Global Compact Academy już dziś 3,6 mld ludzi na świecie żyje na terenach, gdzie występuje silna presja na ten zasób, a ocenia się, że w ciągu najbliższych dziesięciu lat, jeżeli nie zostaną podjęte wcześniej odpowiednie działania, biorące pod uwagę prognozowany popyt na wodę, świat będzie musiał się skonfrontować z 40-proc. spadkiem jej podaży. Raport sporządzony w ramach Carbon Disclosure Project szacuje, że prawie 301 mld dol. wartości biznesowej jest zagrożonych ryzykiem związanym z brakiem wody, zanieczyszczeniami oraz zmianami klimatu.

Dlatego też czas zacząć myśleć o wodzie jako o surowcu krytycznym i takim, którego dostępność jest zagrożona. Działaniem koniecznym już na dziś jest przygotowanie się do tego, co nastąpi w ciągu najbliższych lat. Warto też swoje biznesowe plany rozwoju skonfrontować z prognozami związanymi z dostępnością wody.