Po wyborach prezydenckich strona związkowa utwardziła stanowisko w sprawie ustawy gwarantującej coroczną waloryzację wynagrodzeń etatowych pracowników ochrony zdrowia. NSZZ „Solidarność” nie chce się zgodzić na zmianę przepisów w tym zakresie.
Myślę, że warto i trzeba rozmawiać, dlatego że jest to sprawa zbyt ważna, aby ją odkładać na później. Utrzymywanie ustawy o sposobie ustalania minimalnego wynagrodzenia zasadniczego pracowników wykonujących zawody medyczne w niezmienionym kształcie doprowadzi do paraliżu systemowego, który sprawi, że Narodowy Fundusz Zdrowia przejdzie z roli instytucji finansującej świadczenia zdrowotne do roli organizacji wypłacającej wyłącznie wynagrodzenia personelowi medycznemu. Plan finansowy NFZ na 2025 rok opiewa obecnie na kwotę około 198 mld zł, a koszt realizacji ustawy wyłącznie w tym roku wyniesie 57,3 mld zł. To oznacza, że więcej niż jedna czwarta środków, które są w dyspozycji NFZ trafia na realizację tzw. ustawy podwyżkowej. Na sytuację wpływa również przyrost przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce. Ustawa podnosi bowiem minimalne wynagrodzenia pracowników ochrony zdrowia do ogłaszanego przez prezesa GUS przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce za ostatni rok. W 2024 roku dynamika wzrostu tego wynagrodzenia wyniosła 14,3 proc. I nie należy się spodziewać, że w kolejnych latach znacząco zmaleje z jednego prostego powodu: rynek pracy w Polsce nadal notuje istotny odpływ siły roboczej, ponieważ mamy dziurę demograficzną. To powoduje ciągłą presję płacową. Oznacza to, że przeciętne wynagrodzenie w gospodarce będzie rosło szybciej niż wszystkie inne wskaźniki makroekonomiczne. Będzie to oznaczało skokowy wzrost środków potrzebnych na realizację ustawy, który będzie znacznie większy niż ten, który jesteśmy w stanie uzyskać z tytułu przypisu składki zdrowotnej.
Błędne koło się domyka. Przez to, że społeczeństwo się starzeje, wpływy ze składki zdrowotnej nie pokrywają kosztów.
Choć niekoniecznie wpływy ze składek będą mniejsze. To dynamika ich przypisu będzie malała. A w tym samym czasie presja wynikająca z realizacji ustawy o minimalnym wynagrodzeniu będzie rosła.
Poza podstawową kwestią, jak zrównoważyć w systemie przychody z kosztami, z tą ustawą wiąże się jeszcze kilka innych istotnych problemów. Pierwszy z nich to brak powiązania wzrostu wynagrodzeń z efektywnością pracy. Wynagrodzenia powinny rosnąć, jeśli rośnie wydajność i skuteczność pracy. Tymczasem ustawa tego nie uwzględnia. Niezależnie od tego, czy pracujemy lepiej, czy gorzej, wynagrodzenie zasadnicze i tak rośnie. Druga kwestia, o której mało się mówi w przestrzeni publicznej, a która jest bardzo istotna, to sposób działania samej ustawy. Minimalne zasadnicze wynagrodzenie w ochronie zdrowia w myśl ustawy odnosi się do przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce uwzględniającego wszystkie możliwe dodatki: nagrody, premie, dodatki funkcyjne, dodatki stażowe itp. Na tej podstawie jest ustalane minimalne wynagrodzenie dla pracowników ochrony zdrowia, ale nie całkowite, tylko zasadnicze. A to oznacza, że pracodawcy, czyli dyrektorzy szpitali, muszą doliczyć do niego wszystkie dodatki: premie za wysługę lat dla lekarzy i pielęgniarek, dodatki funkcyjne, nagrody itp. W efekcie minimalne wynagrodzenie rzeczywiste, czyli realnie wypłacane w ochronie zdrowia, jest znacznie wyższe niż to, co można by sądzić po pobieżnym przeglądzie wskaźników.
Co wobec tego należy zrobić z tą ustawą?
Myślę, że powinniśmy poddać pod dyskusję dwie kwestie. Po pierwsze, w jaki sposób zmienić obecnie obowiązujący okres rozliczeniowy ustawy od 1 lipca do 1 lipca następnego roku. Powoduje to bowiem turbulencje wynikające z tego, że w styczniu nie wiemy, ile pieniędzy będziemy musieli przeznaczyć na realizację podwyżek. A nie są to kwoty małe – również w skali planu finansowego Funduszu.
Druga niezwykle istotna kwestia to konieczność urealnienia wskaźnika, który powoduje tak dużą dynamikę wzrostu wynagrodzenia minimalnego w ochronie zdrowia. Odniesienie do przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce jest po prostu rozwiązaniem nie do utrzymania. I tutaj chciałbym odwołać się do poczucia odpowiedzialności nas wszystkich – prędzej czy później trzeba będzie z tego zrezygnować. Pytanie tylko, na jakich warunkach ma to nastąpić. Chodzi o to, żeby zaproponować rozwiązanie, które może nie będzie w pełni wszystkich satysfakcjonowało, ale będzie kompromisem, który z jednej strony zapewni utrzymanie godnych wynagrodzeń w ochronie zdrowia, bo – trzeba podkreślić, że one są teraz naprawdę godne – przy jednoczesnym zadbaniu o finansową wydolność całego systemu.