Reklama
Rozwiń

Wiceprezes NFZ: Popieram częściowe zamrożenie płac w ochronie zdrowia

Nic się nie stanie, jeżeli minister finansów nie zatwierdzi planu finansowego NFZ. Prawo dokładnie mówi, jak możemy działać w takiej sytuacji – mówi Jakub Szulc, wiceprezes Narodowego Funduszu Zdrowia.

Publikacja: 02.07.2025 05:07

198 mld to plan finansowy, który obejmuje fundusz zapasowy i nasze niezaangażowane środki. Po dolicz

Jakub Szulc

198 mld to plan finansowy, który obejmuje fundusz zapasowy i nasze niezaangażowane środki. Po doliczeniu dotacji plan powinien zwiększyć się do ok. 206 mld zł.

Foto: Adrian Grycuk

Po wyborach prezydenckich strona związkowa utwardziła stanowisko w sprawie ustawy gwarantującej coroczną waloryzację wynagrodzeń etatowych pracowników ochrony zdrowia. NSZZ „Solidarność” nie chce się zgodzić na zmianę przepisów w tym zakresie. 

Myślę, że warto i trzeba rozmawiać, dlatego że jest to sprawa zbyt ważna, aby ją odkładać na później. Utrzymywanie ustawy o sposobie ustalania minimalnego wynagrodzenia zasadniczego pracowników wykonujących zawody medyczne w niezmienionym kształcie doprowadzi do paraliżu systemowego, który sprawi, że Narodowy Fundusz Zdrowia przejdzie z roli instytucji finansującej świadczenia zdrowotne do roli organizacji wypłacającej wyłącznie wynagrodzenia personelowi medycznemu. Plan finansowy NFZ na 2025 rok opiewa obecnie na kwotę około 198 mld zł, a koszt realizacji ustawy wyłącznie w tym roku wyniesie 57,3 mld zł. To oznacza, że więcej niż jedna czwarta środków, które są w dyspozycji NFZ trafia na realizację tzw. ustawy podwyżkowej. Na sytuację wpływa również przyrost przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce. Ustawa podnosi bowiem minimalne wynagrodzenia pracowników ochrony zdrowia do ogłaszanego przez prezesa GUS przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce za ostatni rok. W 2024 roku dynamika wzrostu tego wynagrodzenia wyniosła 14,3 proc. I nie należy się spodziewać, że w kolejnych latach znacząco zmaleje z jednego prostego powodu: rynek pracy w Polsce nadal notuje istotny odpływ siły roboczej, ponieważ mamy dziurę demograficzną. To powoduje ciągłą presję płacową. Oznacza to, że przeciętne wynagrodzenie w gospodarce będzie rosło szybciej niż wszystkie inne wskaźniki makroekonomiczne. Będzie to oznaczało skokowy wzrost środków potrzebnych na realizację ustawy, który będzie znacznie większy niż ten, który jesteśmy w stanie uzyskać z tytułu przypisu składki zdrowotnej.

Błędne koło się domyka. Przez to, że społeczeństwo się starzeje, wpływy ze składki zdrowotnej nie pokrywają kosztów.

Choć niekoniecznie wpływy ze składek będą mniejsze. To dynamika ich przypisu będzie malała. A w tym samym czasie presja wynikająca z realizacji ustawy o minimalnym wynagrodzeniu będzie rosła.

Poza podstawową kwestią, jak zrównoważyć w systemie przychody z kosztami, z tą ustawą wiąże się jeszcze kilka innych istotnych problemów. Pierwszy z nich to brak powiązania wzrostu wynagrodzeń z efektywnością pracy. Wynagrodzenia powinny rosnąć, jeśli rośnie wydajność i skuteczność pracy. Tymczasem ustawa tego nie uwzględnia. Niezależnie od tego, czy pracujemy lepiej, czy gorzej, wynagrodzenie zasadnicze i tak rośnie. Druga kwestia, o której mało się mówi w przestrzeni publicznej, a która jest bardzo istotna, to sposób działania samej ustawy. Minimalne zasadnicze wynagrodzenie w ochronie zdrowia w myśl ustawy odnosi się do przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce uwzględniającego wszystkie możliwe dodatki: nagrody, premie, dodatki funkcyjne, dodatki stażowe itp. Na tej podstawie jest ustalane minimalne wynagrodzenie dla pracowników ochrony zdrowia, ale nie całkowite, tylko zasadnicze. A to oznacza, że pracodawcy, czyli dyrektorzy szpitali, muszą doliczyć do niego wszystkie dodatki: premie za wysługę lat dla lekarzy i pielęgniarek, dodatki funkcyjne, nagrody itp. W efekcie minimalne wynagrodzenie rzeczywiste, czyli realnie wypłacane w ochronie zdrowia, jest znacznie wyższe niż to, co można by sądzić po pobieżnym przeglądzie wskaźników.

Co wobec tego należy zrobić z tą ustawą?

Myślę, że powinniśmy poddać pod dyskusję dwie kwestie. Po pierwsze, w jaki sposób zmienić obecnie obowiązujący okres rozliczeniowy ustawy od 1 lipca do 1 lipca następnego roku. Powoduje to bowiem turbulencje wynikające z tego, że w styczniu nie wiemy, ile pieniędzy będziemy musieli przeznaczyć na realizację podwyżek. A nie są to kwoty małe – również w skali planu finansowego Funduszu.

Druga niezwykle istotna kwestia to konieczność urealnienia wskaźnika, który powoduje tak dużą dynamikę wzrostu wynagrodzenia minimalnego w ochronie zdrowia. Odniesienie do przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce jest po prostu rozwiązaniem nie do utrzymania. I tutaj chciałbym odwołać się do poczucia odpowiedzialności nas wszystkich – prędzej czy później trzeba będzie z tego zrezygnować. Pytanie tylko, na jakich warunkach ma to nastąpić. Chodzi o to, żeby zaproponować rozwiązanie, które może nie będzie w pełni wszystkich satysfakcjonowało, ale będzie kompromisem, który z jednej strony zapewni utrzymanie godnych wynagrodzeń w ochronie zdrowia, bo – trzeba podkreślić, że one są teraz naprawdę godne – przy jednoczesnym zadbaniu o finansową wydolność całego systemu.

Czyli nie jest pan zwolennikiem całkowitego zamrożenia płac w ochronie zdrowia?

Na pewno czasowe zamrożenie dałoby oddech z perspektywy finansów publicznych, bo to nie jest kwestia wyłącznie Narodowego Funduszu Zdrowia – dynamika finansowania ustawy pociąga za sobą konieczność coraz większego dotowania Funduszu z budżetu państwa. Głównym zadaniem NFZ jest płacenie za procedury medyczne, za zdrowie Polek i Polaków, za to, żeby był jak najlepszy dostęp do świadczeń zdrowotnych, a tymczasem powoli zamieniamy się w największego pracodawcę na rynku. Z jednej strony, oczywiście musimy pilnować, żeby pracownicy ochrony zdrowia nie zostali pozostawieni sami sobie, ale z drugiej strony musimy dbać o to, by realizować nasze ustawowe zadania.

Czytaj więcej

Raport NIK: Kryzys w NFZ, dostęp do opieki medycznej coraz gorszy

Zapowiedziane przez minister Leszczynę dodatkowe 18 mld zł w skali roku na ochronę zdrowia, to nowe pieniądze czy – jak sugerują niektórzy eksperci – stare środki przesunięte w ramach zaplanowanych wydatków na zdrowie?

Część kosztów z 16,94 mld zł w rekomendacji trzeba ponieść w tym roku, a część przypada na rok przyszły. Jeśli chodzi o źródła finansowania, to będzie ich kilka. Będą to również środki Narodowego Funduszu Zdrowia, które mamy jeszcze niezagospodarowane w planie finansowym.

A są takie?

Są, ponieważ wynik finansowy za ubiegły rok okazał się lepszy, niż pierwotnie zakładano. W planie finansowym na 2024 rok przewidywano stratę na poziomie 9 mld zł, podczas gdy faktycznie wyniosła 7,3 mld zł. Oznacza to, że zostało uwolnione 1,7 mld zł. Dodatkowo w funduszu zapasowym NFZ znajduje się około 500 mln zł, co łącznie daje nam ok. 2,2 mld zł. Dostępne są także niewykorzystane środki pochodzące z wcześniejszych dotacji, a dodatkowe fundusze mają jeszcze przekazać minister zdrowia i minister finansów. Z tego, co wiem, technicznie będzie to wyglądać tak, że zostaną zwiększone środki w części 46 budżetu państwa (wydatki na ochronę zdrowia – red.) Następnie zostaną one przekazane do NFZ w formie dotacji. Część środków będzie pochodzić, podobnie jak w roku ubiegłym, z emisji obligacji. Otrzymaliśmy wówczas obligacje o wartości 3 mld zł. W tym roku ich wartość będzie mniejsza – ok. 1,3 mld zł. Kwota obligacji zasili fundusz zapasowy.

Czyli minister finansów też coś dołoży?

Tak.

198 mld zł, na które opiewa obecnie plan finansowy NFZ, to kwota po uwzględnieniu tych środków?

198 mld to plan finansowy, który obejmuje fundusz zapasowy i nasze niezaangażowane środki. Po doliczeniu dotacji plan powinien zwiększyć się do ok. 206 mld zł.

Czytaj więcej

Unia Europejska i USA są od siebie mocno zależne

Czy Narodowy Fundusz Zdrowia będzie w stanie funkcjonować do końca roku bez kolejnych dotacji?

Mamy obecnie zabezpieczone środki na nadwykonania nielimitowane za I kwartał oraz leki w programach lekowych w wysokości 756 mln zł oraz na realizację rekomendacji w sprawie podwyżek dla pracowników ochrony zdrowia. Jednak pozostają jeszcze II, III i IV kwartał. Ten ostatni zapewne będzie finansowany już z planu finansowego na 2026 rok.

W obecnie funkcjonującym modelu plany finansowe NFZ są strukturalnie niezbilansowane. Opierają się bowiem na bieżących prognozach. Przede wszystkim na prognozie przypisu składki, wzbogaconej o szacunkowe kwoty planowanych dotacji. A te środki w oczywisty sposób nie pokrywają realnych potrzeb. Z jednej strony mamy ustawowy obowiązek przedłożenia do akceptacji do 30 czerwca planu finansowego na kolejny rok. Z drugiej, nie znamy wysokości przyszłych obciążeń. Brakuje danych zarówno na temat kosztów realizacji rekomendacji w związku z ustawą podwyżkową, o czym mówiłem wcześniej, jak i na temat tzw. nadwykonań nielimitowanych.

Dla zobrazowania skali zjawiska podam inny przykład. Otóż finansowanie leczenia dzieci miało być zapewnione dzięki funkcjonowaniu Funduszu Medycznego. To jest oczywiście pozytywne, ale trzeba zaznaczyć, że z Funduszu Medycznego na ten cel trafia obecnie 840 mln zł. Tymczasem to jest kwota, którą NFZ wydaje na leczenie dzieci (osób poniżej 18. roku życia) w zaledwie dwa miesiące i 25 dni. A więc przez pozostałe ponad dziewięć miesięcy w roku potrzeba środków z innych źródeł. Czyli tak, pieniądze będą jeszcze potrzebne, przy tym nie wiadomo w jakiej skali.

Co się stanie, jeżeli minister finansów nie zatwierdzi planu finansowego NFZ na ten rok?

Nic. Prawo dokładnie mówi, jak możemy działać w takiej sytuacji.

Jak to?

Działamy na podstawie planu finansowego, który przedstawiliśmy i to jest wiążący plan. Możemy go zwiększać w miarę pojawiających się potrzeb.

I minister finansów musi na to znaleźć pieniądze?

Bez zabezpieczenia środków nie możemy oczywiście zwiększać planu finansowego. Natomiast w zdecydowanej większości przypadków zmiana planu dokonywana jest na podstawie art. 124 ust. 4 ustawy. To znaczy, że po otrzymaniu informacji o zwiększeniu dotacji budżetowej zmianę planu dokonuje prezes NFZ bez konieczności akceptacji właściwych ministrów. Są jednak przypadki – stosunkowo nieliczne i możliwe do policzenia na palcach jednej ręki – które wymagają nie tylko działania po stronie prezesa NFZ, ale również formalnej zgody zarówno ministra zdrowia, jak i ministra finansów. W takich sytuacjach faktycznie potrzebna jest ich akceptacja.

Warto jednak podkreślić, że nawet jeśli minister finansów nie podpisał planu finansowego, to nie oznacza, że nie może wyrazić zgody na jego późniejszą zmianę. To raczej kwestia wewnętrznej spójności i procesu decyzyjnego w ramach Ministerstwa Finansów niż formalna przeszkoda. Myślę, że warto też dodać, że brak podpisu ministra finansów nie powinien być demonizowany. Ustawodawca przewidział taki scenariusz i nawet jeśli plan nie ma wszystkich podpisów, to system nadal działa. Gdyby było inaczej, nie moglibyśmy realizować wypłat, a to oczywiście byłoby niedopuszczalne.

Ochrona zdrowia
Opieka koordynowana na pół gwizdka
Ochrona zdrowia
Finał polskiej prezydencji z troską o dzieci
Ochrona zdrowia
Unijny kompromis w sprawie pakietu farmaceutycznego
Ochrona zdrowia
Prof. Michał Zembala: Przeszczepiłem 300 serc
Ochrona zdrowia
Światowa federacja zabrała głos w sprawie z Oleśnicy. Broni zastrzyków w serce