Sam początek wygląda mniej więcej tak samo jak w każdym innym biznesie. Przede wszystkim należy wybrać formę, w jakiej będziemy działać. Decyzja ta przesądza bowiem w dużym stopniu o dalszej procedurze. Inaczej zakłada się wydawnictwo mające postać spółki, inaczej – indywidualną działalność gospodarczą prowadzoną pod własnym nazwiskiem, spółdzielnię itd.
O zakładaniu firmy niejednokrotnie była na tych łamach mowa, dlatego ten wątek pominiemy. Skoncentrujemy się natomiast na specyfice branży wydawniczej.
[srodtytul]Zadbaj o kontrakt[/srodtytul]
Prawa autorskie grają w tym biznesie rolę pierwszoplanową, o wiele większą niż w innych gałęziach gospodarki. Żeby cokolwiek wydać, należy zadbać o pozyskanie praw do utworu. Utwór to pojęcie, którym operuje [link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr;jsessionid=87CF2557FE947152C642C9E84C76D67B?id=181883]ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych (DzU z 2006 r. nr 90, poz. 631)[/link]. Oznacza nie tylko dzieło muzyczne, ale i wiele innych – rzeźbę, obraz, film, a także najistotniejsze z punktu niniejszych rozważań słowo pisane.
Wydawca chcący zawrzeć kontrakt z autorem ma w gruncie rzeczy do wyboru dwie jego odmiany: umowę o przeniesienie autorskich praw majątkowych oraz licencję. Ta pierwsza jest dlań korzystniejsza, choć i druga ma swoje zalety.
Licencja w rozumieniu prawa autorskiego to nic innego jak umowa o korzystanie z utworu. Tym ostatnim może być tekst, komiks, album itd. Przez jej zawarcie podmiot, któremu przysługują prawa do utworu (licencjodawca), godzi się na wykorzystanie go przez drugą stronę (licencjobiorcę). Licencja może być wyłączna i niewyłączna.
Ta pierwsza daje licencjobiorcy monopol na korzystanie z utworu, ta druga nie. Natomiast umowa o przeniesienie praw autorskich pozbawia ich podmiot, któremu dotychczas one przysługiwały. Od chwili jej zawarcia przejmuje je nabywca.
[srodtytul]Jakie pola eksploatacji[/srodtytul]
Zarówno przy pierwszym, jak i drugim rodzaju umowy kluczowe znaczenie ma pojęcie pól eksploatacji. Zarówno licencja, jak i umowa o przeniesienie praw autorskich obejmują tylko te pola, które zostały w ich treści wyraźnie wymienione.
Stworzenie zamkniętej listy pól eksploatacji jest dosyć trudne, bo zależy od ludzkiej pomysłowości. W przypadku książek można przykładowo wymienić zwielokrotnienie techniką drukarską, wprowadzenie do pamięci komputera, utrwalenie na nośniku papierowym, wprowadzenie do obrotu itd. Warto pamiętać o dwóch ważnych zasadach: po pierwsze, umowa może dotyczyć tylko pól eksploatacji, które są znane w chwili jej zawarcia.
Po drugie, nieważna jest umowa w części dotyczącej wszystkich utworów lub wszystkich utworów określonego rodzaju tego samego twórcy mających powstać w przyszłości. Innymi słowy, wolno umówić się z pisarzem, że napisze nam książkę i przeniesie na nas określone prawa autorskie.
Nie sposób natomiast uzyskać od niego przyrzeczenia, że wszystkie jego książki albo wszystkie kryminały czy powieści przygodowe, jakie kiedyś napisze, będą należały do nas.
[srodtytul]Inwestuj w ochronę[/srodtytul]
Już na wstępie warto zadbać o ochronę swojej marki. Nie ma tu lepszej metody od zastrzeżenia znaku towarowego.
[b]Przedsiębiorca ma do wyboru kilka systemów ochrony. Może:[/b]
- skorzystać z ogólnoświatowego systemu rejestracji międzynarodowej w Biurze Światowej Organizacji Własności Intelektualnej w Genewie,
- ograniczyć się do terytorium Unii Europejskiej przez rejestrację znaku w Urzędzie Integracji Rynku Wewnętrznego w hiszpańskim Alicante,
- skoncentrować się na Polsce, zastrzegając oznaczenie w Urzędzie Patentowym w Warszawie.
[b]Co wybrać?[/b] Zakładając, że wydawca będzie działał na rynku polskim, w zupełności wystarczy mu zarejestrowanie oznaczenia w naszym Urzędzie Patentowym.
Może to uczynić samodzielnie, może skorzystać z pomocy profesjonalnego pełnomocnika. Zgłoszenie obejmujące książki – niezależnie od tego, czy urząd ostatecznie zarejestruje znak czy nie – kosztuje 550 zł. Kwota ta spada do 500 zł, jeśli przedsiębiorca składa podpisany elektronicznie wniosek za pośrednictwem Internetu.
Do tego dochodzi opłata za ochronę. Znaki towarowe rejestrowane są na okresy dziesięcioletnie. Jeśli Urząd Patentowy wyda decyzję o udzieleniu ochrony, wyznaczy przedsiębiorcy termin na uiszczenie opłaty.
W zasadzie wynosi ona 400 zł, może jednak wzrosnąć w zależności od tego, jak wiele towarów i usług zgłaszający chce swoim znakiem objąć. Do tego dochodzi 90 zł za oficjalne ogłoszenie o rejestracji. Uiściwszy stosowną kwotę, przedsiębiorca zyskuje wyłączność zarobkowego używania zarejestrowanego oznaczenia dla określonych produktów przez dziesięć lat od dnia zgłoszenia.
Ochronę ma prawo przedłużać na kolejne okresy dziesięcioletnie, jeżeli tylko wniesie do urzędu na czas kolejne opłaty.
[srodtytul]Przekaż za darmo[/srodtytul]
Przekazując książkę do druku, każdy polski wydawca musi pamiętać o uwzględnieniu w nakładzie tzw. egzemplarzy obowiązkowych. Ma bowiem obowiązek przekazać je – w zależności od wielkości wydania – kilku albo kilkunastu rozsianym po całej Polsce bibliotekom.
Graniczną liczbą jest 100 egzemplarzy. Wydawca, który takiego nakładu nie przekracza, musi wysłać jeden egzemplarz obowiązkowo do Biblioteki Narodowej i jeden do Biblioteki Jagiellońskiej. Drukując więcej, do obu wymienionych instytucji przekazuje po dwa egzemplarze, a ponadto po jednym do kilkunastu innych bibliotek.
[b]Zobacz - [link=http://grafik.rp.pl/grafika2/470129]wykaz bibliotek uprawnionych do otrzymywania egzemplarza obowiązkowego[/link][/b]
Podstawę prawną opisywanej tu praktyki stanowią ustawa [link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr;jsessionid=8D7233A4EC7C488E1DA7FDDC568DD122?id=76953]o obowiązkowych egzemplarzach bibliotecznych(DzU z 1996 r. nr 152, poz. 722)[/link] oraz [link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr;jsessionid=3C9142E78ED16347BB7D1F231AA1EDCD?id=76954]rozporządzenie ministra kultury i sztuki ws. wykazu bibliotek uprawnionych do otrzymywania egzemplarzy obowiązkowych poszczególnych rodzajów publikacji oraz zasad i trybu ich przekazywania (DzU z 1997 r. nr 29, poz. 161)[/link]. Kosztów przygotowania książek przekazanych bibliotekom nikt przedsiębiorcy nie zwraca.
Za pociechę musi mu wystarczyć udział w budowaniu polskiego dziedzictwa kulturalnego oraz to, że egzemplarze obowiązkowe operatorzy pocztowi mają obowiązek przyjmować i przesyłać nieodpłatnie.
Warto poświęcić tu kilka słów samej procedurze przekazania egzemplarzy obowiązkowych. Wydawca ma obowiązek dołączania do każdej zawierającej je przesyłki ich wykaz w dwóch egzemplarzach. Biblioteka zachowuje w aktach jeden egzemplarz wykazu, drugi zaś powinna zaopatrzyć w pieczęć oraz podpis i zwrócić jako potwierdzenie odbioru. W praktyce nie jest to jednak zbyt częste i wydawca może być szczęśliwy, jeśli dostanie e-mailem potwierdzenie otrzymania przesyłki.
Wielu wydawców nie przestrzega przepisów o egzemplarzach obowiązkowych zbyt rygorystycznie i krzywda im się z tego powodu nie dzieje. Należy jednak mieć na uwadze, że nieprzekazanie takich egzemplarzy jest wykroczeniem.
Grozi za nie grzywna do 5 tys. zł. Ci, którzy chcą prawa przestrzegać, muszą pamiętać o terminach. Bibliotece Narodowej wydawca powinien przekazać egzemplarze obowiązkowe w ciągu pięciu dni, pozostałym bibliotekom – w ciągu 14 dni od momentu, gdy produkcja danego tytułu została zakończona.
[ramka][b]E-booki, audiobooki i inne formy[/b]
Nowinki techniczne w branży księgarskiej rządzą się tymi samymi w gruncie rzeczy regułami co publikacje papierowe. Treść e-booka czy nagranie książki podlega ochronie prawnoautorskiej. Chroniony jest przede wszystkim autor e-booka oraz lektor, który użyczył swego głosu do nagrania książki. Swymi prawami do utworu mogą obracać tak samo jak twórcy preferujący papier.
W przypadku lektora można oczywiście się zastanawiać, czy odczytanie tekstu zasługuje na przymiot twórczości czy tylko rzemiosła. Można i tu wychwycić indywidualny wkład, zauważalny chociażby w rozłożeniu akcentów, tembrze głosu itd.
Warto też pamiętać, że audiobook jest dziełem zależnym. Należy zatem zadbać o pozyskanie praw do utworu, który zostanie odczytany. Często jest bowiem tak, że przysługują one innemu twórcy czy wydawcy. Wypada też tu zaznaczyć, że publikacjom elektronicznym można nadawać ISBN.[/ramka]
[b]NUMERY, SYMBOLE I INNE DODATKI OPISUJĄCE KONKRETNĄ PUBLIKACJĘ[/b]
[b]Książka to nie tylko treść, lecz także opakowanie. Na okładce i kartach tytułowych umieszcza się często wiele elementów wyróżniających ją spośród innych[/b]
Aby się o tym przekonać, wystarczy wziąć do ręki którąś z niedawno wydanych książek i dokładnie obejrzeć jej okładkę oraz pierwsze i ostatnie strony. Poza elementami tak oczywistymi, jak tytuł czy imię i nazwisko autora, można tam znaleźć najczęściej dane i znak towarowy wydawnictwa, miejsce i rok wydania, kod paskowy, skrót ISBN z towarzyszącym mu długim ciągiem cyfr itp.
Uważni obserwatorzy szybko się zorientują, że zestaw tych danych jest zmienny. Niektóre pojawiają się na każdej książce, inne nie. Rodzi się zatem pytanie, które z nich są niezbędne, a które mają tylko charakter opcjonalny. Czy ich umieszczenia na publikacji wymagają przepisy?
[srodtytul]Imiona i nazwiska[/srodtytul]
Jednym z elementów często pojawiających się na kartach tytułowych są dane osób zaangażowanych w przygotowanie książki. I tak dowiadujemy się często, kto przygotował projekt okładki, kto dokonał jej składu, korekty, kto opracował indeks przedmiotowy itd. Czy to narzucony prawem obowiązek czy tylko dobry obyczaj?
Wydaje się, że i jedno, i drugie. Podstawy prawnej dla tej praktyki należy szukać w ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych. To z niej wynika, że każdy twórca ma prawo opatrzenia swego utworu własnym imieniem i nazwiskiem albo pseudonimem. Lepiej o tym pamiętać, bo rozpowszechnianie utworu bez podania nazwiska lub pseudonimu twórcy jest przestępstwem. Grożą za nie trzy lata więzienia.
Dlaczego zatem zasugerowałem przed chwilą, że umieszczanie nazwisk czasem może być jedynie dobrym obyczajem? Otóż nie każda osoba zaangażowana w proces powstania dzieła jest jego współtwórcą. Przymiot ten przysługuje tylko tym osobom, które miały swój wkład twórczy, indywidualny. Problem polega na tym, że w praktyce trudne i sporne bywa rozdzielenie funkcji twórczych (artystycznych) i nietwórczych (rzemieślniczych).
Na ogół przyjmuje się, że współtwórcami nie są np. korektorzy czy osoby zajmujące się składem, a tym bardziej drukarze, bo rolą tych ostatnich jest nie tyle nadanie utworowi ostatecznego kształtu, ile przeniesienie gotowego dzieła na papier i zwielokrotnienie go.
[wyimek]Każdy twórca ma prawo opatrzenia swego utworu własnym imieniem i nazwiskiem lub pseudonimem[/wyimek]
Z redaktorami sprawa jest już trudniejsza, choć wydaje się, że na ogół ich wkład do tekstu napisanego przez kogo innego nie ma charakteru twórczego. Warto natomiast wymienić nazwisko autora okładki czy ilustracji zamieszczonych w książce. Zresztą dla uniknięcia sytuacji, w której ktoś poczuje się pominięty i po jakimś czasie wystąpi z roszczeniami z tym związanymi, lepiej podać w książce więcej nazwisk niż mniej.
[srodtytul]Międzynarodowy Standardowy Numer Książki[/srodtytul]
Jeśli czytelnik postąpił zgodnie z sugestią zawartą we wstępie i przejrzał kilka książek, z pewnością na każdej znalazł ciąg cyfr poprzedzonych drukowanymi literami ISBN. To skrót od International Standard Book Number (Międzynarodowy Standardowy Numer Książki). Jego używanie nie jest obowiązkowe. Jednak korzyści, jakie się z ISBN wiążą, sprawiają, że mało który wydawca ich swoim książkom nie nadaje.
Po pierwsze numer ten jest podstawą do wygenerowania kodu paskowego. Nie ma przymusu stosowania kodu, ale bez niego trudno sobie wyobrazić sprzedaż publikacji za pośrednictwem księgarń czy sieci handlowych. To na jego podstawie towar jest bowiem identyfikowany w obrocie, logistyce itd.
Po drugie tylko mając ISBN, wolno skorzystać z preferencyjnej stawki VAT. [link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr?id=172827]Ustawa o podatku od towarów i usług[/link] przewiduje tu 7 proc., przy czym jeszcze przez jakiś czas, na skutek ustępstw wynegocjowanych przed przystąpieniem do Unii Europejskiej, stawka wynosi i wynosić będzie 0 proc.
W Polsce ISBN nadaje Krajowe Biuro ISBN działające w ramach Biblioteki Narodowej. To nic nie kosztuje. Wszystkie formalności można załatwić korespondencyjnie – najlepiej pocztą tradycyjną, bo nie przydziela się numerów na wnioski przesłane faksem lub e-mailem.
Należy wypełnić stosowny wniosek i przesłać go do BN. Wydawca określa w nim, ile numerów chce otrzymać. To ważne, bo jednym ISBN wolno opatrzyć tylko jeden tytuł. Przedsiębiorca otrzymuje żądaną pulę numerów, a jego dane trafiają do międzynarodowej bazy wydawców. Potem musi jeszcze pamiętać o informowaniu biblioteki o wykorzystaniu kolejnych ISBN.
Wszystkie informacje o ISBN można znaleźć w Internecie pod adresem www.bn.org.pl /programy-i-uslugi/isbn,-ismn,-issn/isbn.
[srodtytul]Cena[/srodtytul]
Zgodnie z prawem każdy towar przeznaczony do sprzedaży detalicznej powinien być oznaczony ceną. Przepisy dość szczegółowo określają zasady uwidaczniania ceny na różnych produktach, ale książkom akurat nie poświęcają zbyt wiele uwagi. Ustawa wymaga tylko, ażeby ceny nie dawało się łatwo usunąć. Na ogół jest ona umieszczana na książce już na etapie projektowania wyglądu książki jako jeden z elementów okładki.
Nie ma jednak takiego obowiązku. Cenę można umieścić na publikacji i później, np. w postaci naklejki. Co więcej, cena wcale nie musi się znaleźć na okładce. Równie dobrze można ją umieścić wewnątrz książki, np. na którejś z kart tytułowych czy na jej końcu.
Można oczywiście się zastanawiać, czy wydarcie kartki to łatwe usunięcie ceny. Wydaje się, że nie, bo równie dobrze można przecież przedrzeć okładkę czy oznaczenie z ceną zdrapać.
[srodtytul]Czego pisać nie trzeba[/srodtytul]
Nie ma obowiązku podawania danych drukarni. Taki wymóg przewiduje prawo prasowe, ale tylko w odniesieniu do publikacji periodycznych (gazet codziennych, czasopism itd.).
Jedynie od woli wydawcy zależy także, czy zamieści na książce swój znak towarowy. Większość oczywiście to czyni z przyczyn marketingowych, ale przymusu nie ma.
[srodtytul]Prawo bez zastrzeżeń[/srodtytul]
Coraz częściej pojawia się w książkach informacja o zastrzeżeniu wszelkich praw, o zakazie wykorzystania ich zawartości bez zgody wydawców, o karalności bezprawnego ich używania itp. Niemal zawsze są to informacje opcjonalne, zależne od fantazji ich autorów, a czasem niestety błędne.
O tym, jakie wykorzystanie dzieła jest dopuszczalne, a jakie nie, przesądza przede wszystkim prawo, a dopiero w jego granicach – wola twórcy, wydawcy czy innych uprawnionych podmiotów. Jest to tzw. dozwolony użytek. Jego zasady są dość skomplikowane i wszystkich ich tu nie omówimy, zwłaszcza że nie wszystkie dotyczą książek.
Przykładowo, w prasie wolno opublikować krótkie streszczenie książki, w innej publikacji wolno zacytować jej fragment itd. Żadne zastrzeżenie wydawcy niczego tu nie zmieni. I odwrotnie, brak w książce jednego z takich oświadczeń nie oznacza, że wydawca nie będzie miał prawa domagać się odszkodowania od osób, które korzystały z utworu w sposób niedozwolony.
[ramka][b]Co oznacza symbol ©[/b]
Na kartach tytułowych wielu książek da się dostrzec zamkniętą w okręgu literkę „c”. Jest to tzw. nota copyrightowa. Na rynku polskim jej znaczenie nie jest zbyt wielkie – może poza tym, że przydaje książce powagi.
Jej rola wiąże się z faktem, iż w niektórych porządkach prawnych ochrona prawnoautorska była uzależniona od zarejestrowania utworu. Dla twórców z innych krajów jest to warunek dość uciążliwy.
Dlatego w zawartej w 1952 r. przez kilkadziesiąt państw z całego świata powszechnej [link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr;jsessionid=74F711D5E16573F9B275191167907BFC?id=93272]konwencja o prawie autorskim (DzU z 1978 r. nr 8, poz. 28)[/link] znalazło się postanowienie dotyczące noty copyrightowej. Państwa zgodziły się, że jej umieszczenie jest równoznaczne z rejestracją, notyfikacją, złożeniem utworu do depozytu itp. działaniami wymaganymi przez poszczególne systemy prawne w celu uzyskania ochrony. Ważne jest jednak, ażeby miała ona właściwą formułę.
Obok zamkniętego w okręgu „c” muszą się znaleźć dane podmiotu, któremu przysługują prawa autorskie (np. twórcy czy wydawcy), a także rok pierwszej publikacji. [/ramka]
[i]Autor jest rzecznikiem patentowym[/i]
[ramka][b]Czytaj też o [link=http://www.rp.pl/artykul/456126.html]sprzedaży książek w Internecie[/link][/b][/ramka]