„Między dzień dobry a do widzenia” to tytuł wydarzenia teatralnego, którym Joanna Szczepkowska uczciła swój jubileusz 50-lecia pracy artystycznej. Napisałem o „wydarzeniu teatralnym”, ponieważ, podobnie jak sama artystka, tak i to wyjątkowe spotkanie wymyka się klasyfikacji i klasyczne terminy, takie jak recital czy monodram, nie wydają się właściwe. Niezwykłe spotkanie, w którym miałem zaszczyt i przyjemność uczestniczyć, było przepiękną opowieścią o magii teatru i życiu, w którym śmiech przeplata się ze łzami i smutkiem, zachwyty i sukcesy artystyczne konfrontują się z realiami komunistycznego reżimu, a niepokorna dusza nie może zadowolić się jakąś „małą stabilizacją”. A wszystko podane w fantastycznie bezpretensjonalny sposób, z dystansem do siebie i własnych dokonań, z ogromnym szacunkiem i uznaniem dla wielkich osobowości, które inspirowały artystkę, i z odpowiednią dawką przepysznego wprost humoru!
Joanna Szczepkowska – niełatwe życie dziecka sławnych rodziców
Spektakl odbył się w Teatrze Współczesnym w Warszawie, gdzie w 1975 roku Szczepkowska zadebiutowała rolą Fridy w dramacie Henryka Ibsena „Jan Gabriel Borkman” w reżyserii Aleksandra Bardiniego. Artystka nie zaczęła jednak swej opowieści od Współczesnego, ale od… przedszkola. Anegdota o pierwszym wygranym „castingu” na rolę mówiącego krasnoludka (role krasnoludków były dwie, przy czym jeden całe przedstawienie spał) pozwoliła ukazać, jak niełatwe może być życie dziecka sławnych rodziców. Wnuczka Jana Parandowskiego i córka Andrzeja Szczepkowskiego już wtedy miała usłyszeć, że dostała rolę nie ze względu na umiejętności, ale przez pozycję swojego dziadka! I jak na takie dictum zareagowała mała Asia? Cóż, w charakterystyczny dla siebie sposób: z roli mówionej zrezygnowała, a śpiącego krasnoludka zagrała tak, że dostała brawa!
Niezwykle wzruszająca była opowieść z czasów licealnych, gdy usłyszała od koleżanki, że jutro wyjeżdża - nie wiadomo dokąd i na zawsze. Represje 1968 roku były inspiracją do napisania wzruszającej piosenki, w której Szczepkowska śpiewała o pozostawionych sąsiadowi z trzeciego piętra wróblach, kocie i paproci, które mają prawo nie odczuć zniknięcia pewnej rodziny… Mogliśmy też posłuchać o pierwszych inspiracjach teatralnych, spotkaniach z osobowościami, które wpłynęły na młodą artystkę i o teatrze, którego już nie ma. Niezwykłe wrażenie zrobiło na mnie wspomnienie pierwszego spotkania z Erwinem Axerem w prymitywnej teatralnej kuchni, zwanej niezasłużenie bufetem. Otóż Szczepkowska, przychodząc na pierwszą rozmowę z tuzem polskiej reżyserii, zobaczyła wielkiego dyrektora Teatru Współczesnego zamiatającego podłogę…
Czytaj więcej
Kontakt z aktorem jest nie do zastąpienia przez żadne ekrany czy media społecznościowe. Dopóki wi...
Andrzej Szczepkowski, chcąc zniechęcić córkę do zawodu aktora, miał jej powiedzieć, że będzie jeździć po zapadłych dziurach z jedną walizką i starym czajniczkiem… Groźba ojca zainspirowała nastoletnią Szczepkowską, która zaczęła marzyć o karierze wędrownej aktorki. Snuła więc wyimaginowaną opowieść, jak to po wielu latach tułaczki otrzymuje w jakiejś „zapadłej dziurze” telefon od samego Erwina Axera z propozycją angażu... Marzenia prysły jak bańka mydlana za sprawą Bardiniego, który wprowadził młodą studentkę do zespołu Teatru Współczesnego, ale… Kariera ułożyła się zupełnie odwrotnie - po latach sukcesów w teatrach repertuarowych, Szczepkowska napisała i wyprodukowała monodram “Goła baba” (w reż. Agnieszki Glińskiej), w którym wcieliła się w dwie postaci: delikatną, eteryczną artystkę z parasolką i tytułową gołą babę, robiącą pośpieszny i beznadziejny striptiz. I właśnie ten autorski monodram pozwolił jej spełnić marzenie odwiedzenia wielu „zapadłych dziur” (ale też teatrów z wielkimi żyrandolami) z walizką i starym czajniczkiem, co robi już niemal od trzydziestu lat… Był to wieczór naprawdę wyjątkowy i na długo pozostanie w pamięci.