Joanna Szczepkowska. Ani „nasza”, ani „wasza”, ale po prostu swoja

To nie tylko wybitna aktorka. To twórczyni, której nonkonformizm nakazuje wskazywać sprawy, z którymi się nie zgadza. W tym roku Joanna Szczepkowska obchodzi jubileusz 50-lecia pracy artystycznej.

Publikacja: 20.05.2025 11:51

Określenie Joanny Szczepkowskiej jako wybitnej aktorki stanowiłoby karygodną redukcję

Określenie Joanny Szczepkowskiej jako wybitnej aktorki stanowiłoby karygodną redukcję

Foto: FOTON/PAP

„Między dzień dobry a do widzenia” to tytuł wydarzenia teatralnego, którym Joanna Szczepkowska uczciła swój jubileusz 50-lecia pracy artystycznej. Napisałem o  „wydarzeniu teatralnym”, ponieważ, podobnie jak sama artystka, tak i to wyjątkowe spotkanie wymyka się klasyfikacji i klasyczne terminy, takie jak recital czy monodram, nie wydają się właściwe. Niezwykłe spotkanie, w którym miałem zaszczyt i przyjemność uczestniczyć, było przepiękną opowieścią o magii teatru i życiu, w którym śmiech przeplata się ze łzami i smutkiem, zachwyty i sukcesy artystyczne konfrontują się z realiami komunistycznego reżimu, a niepokorna dusza nie może zadowolić się jakąś „małą stabilizacją”. A wszystko podane w fantastycznie bezpretensjonalny sposób, z dystansem do siebie i własnych dokonań, z ogromnym szacunkiem i uznaniem dla wielkich osobowości, które inspirowały artystkę, i z odpowiednią dawką przepysznego wprost humoru!

Joanna Szczepkowska – niełatwe życie dziecka sławnych rodziców

Spektakl odbył się w Teatrze Współczesnym w Warszawie, gdzie w 1975 roku Szczepkowska zadebiutowała rolą Fridy w dramacie Henryka Ibsena „Jan Gabriel Borkman” w reżyserii Aleksandra Bardiniego. Artystka nie zaczęła jednak swej opowieści od Współczesnego, ale od… przedszkola. Anegdota o pierwszym wygranym „castingu” na rolę mówiącego krasnoludka (role krasnoludków były dwie, przy czym jeden całe przedstawienie spał) pozwoliła ukazać, jak niełatwe może być życie dziecka sławnych rodziców. Wnuczka Jana Parandowskiego i córka Andrzeja Szczepkowskiego już wtedy miała usłyszeć, że dostała rolę nie ze względu na umiejętności, ale przez pozycję swojego dziadka! I jak na takie dictum zareagowała mała Asia? Cóż, w charakterystyczny dla siebie sposób: z roli mówionej zrezygnowała, a śpiącego krasnoludka zagrała tak, że dostała brawa!

Niezwykle wzruszająca była opowieść z czasów licealnych, gdy usłyszała od koleżanki, że jutro wyjeżdża - nie wiadomo dokąd i na zawsze. Represje 1968 roku były inspiracją do napisania wzruszającej piosenki, w której Szczepkowska śpiewała o pozostawionych sąsiadowi z trzeciego piętra wróblach, kocie i paproci, które mają prawo nie odczuć zniknięcia pewnej rodziny… Mogliśmy też posłuchać o pierwszych inspiracjach teatralnych, spotkaniach z osobowościami, które wpłynęły na młodą artystkę i o teatrze, którego już nie ma. Niezwykłe wrażenie zrobiło na mnie wspomnienie pierwszego spotkania z Erwinem Axerem w prymitywnej teatralnej kuchni, zwanej niezasłużenie bufetem. Otóż Szczepkowska, przychodząc na pierwszą rozmowę z tuzem polskiej reżyserii, zobaczyła wielkiego dyrektora Teatru Współczesnego zamiatającego podłogę…

Czytaj więcej

Grażyna Wolszczak: Prowadzenie teatru jest jak macierzyństwo - męka i cud w jednym

Andrzej Szczepkowski, chcąc zniechęcić córkę do zawodu aktora, miał jej powiedzieć, że będzie jeździć po zapadłych dziurach z jedną walizką i starym czajniczkiem… Groźba ojca zainspirowała nastoletnią Szczepkowską, która zaczęła marzyć o karierze wędrownej aktorki. Snuła więc wyimaginowaną opowieść, jak to po wielu latach tułaczki otrzymuje w jakiejś  „zapadłej dziurze” telefon od samego Erwina Axera z propozycją angażu... Marzenia prysły jak bańka mydlana za sprawą Bardiniego, który wprowadził młodą studentkę do zespołu Teatru Współczesnego, ale… Kariera ułożyła się zupełnie odwrotnie - po latach sukcesów w teatrach repertuarowych, Szczepkowska napisała i wyprodukowała monodram “Goła baba” (w reż. Agnieszki Glińskiej), w którym wcieliła się w dwie postaci: delikatną, eteryczną artystkę z parasolką i tytułową gołą babę, robiącą pośpieszny i beznadziejny striptiz. I właśnie ten autorski monodram pozwolił jej spełnić marzenie odwiedzenia wielu  „zapadłych dziur” (ale też teatrów z wielkimi żyrandolami) z walizką i starym czajniczkiem, co robi już niemal od trzydziestu lat… Był to wieczór naprawdę wyjątkowy i na długo pozostanie w pamięci.

Joanna Szczepkowska – aktorka, artystka, działaczka społeczna

Ale określenie Joanny Szczepkowskiej jako wybitnej aktorki stanowiłoby karygodną redukcję. Artystka wydała kilka tomików poezji i opowiadań, jest autorką scenariuszy, była felietonistką “Wysokich obcasów”, a obecnie publikuje cotygodniowe felietony w Plusie Minusie. Zasłynęła ikonicznym ogłoszeniem końca PRL, gdy w 1989 r. w głównym wydaniu Dziennika Telewizyjnego w TVP powiedziała:  „Proszę Państwa, 4 czerwca 1989 roku skończył się w Polsce komunizm”. Podejmując ryzyko i nie bacząc na konsekwencje często zabierała głos w sprawach, które uważała za ważne. W 2010 r. zdecydowała się na otwarty konflikt z będącym wówczas u szczytu kariery Krystianem Lupą, stając w obronie aktorów i pracowników teatru, którzy zarzucali reżyserowi mobbing. Jej głos otworzył w Polsce dyskusję o przemocy psychicznej i nadużyciach seksualnych w środowisku artystycznym. Taka aktywność nie pozostaje jednak bezkarna – artystka stała się persona non grata w niektórych mediach i teatrach. Wybrana na prezesa Związku Artystów Scen Polskich po kilku miesiącach bezowocnych prób przeprowadzenia zmian, zrezygnowała ze stanowiska.

Jednocześnie działalność publicystyczna i społeczna Szczepkowskiej nie pozwala przypisać jej do żadnej partii, choć aktorka nie unikała zadeklarowania poparcia przy okazji niektórych wyborów. Jej przyrodzony nonkonformizm nakazuje jej wprost i bez kompromisów wskazywać sprawy, z którymi się nie zgadza, a to nie zjednuje przychylności wśród zwolenników danej partii. Gdy tylko jedno środowisko zaczęła nazywać ją „naszą”, zaraz wykonywała woltę, udowadniając, że Szczepkowska nie jest ani „nasza”, ani „wasza”, ale po prostu swoja. Jak leszczyna z piosenki Wojciecha Młynarskiego: „Jak ją za mocno przygiąć w lewo, to w prawo się odgina,/A jak za mocno przygiąć ją w prawo – to w lewo bije z wprawą,/A stara sosna szumi radosna: Brawo, brawo!”.

Czytaj więcej

Pierwsza w historii kobieta prezesem największej niemieckiej instytucji kulturalnej

Miałem przyjemność spotkać Joannę Szczepkowską na pierwszym roku studiów w Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie, gdzie artystka prowadziła przedmiot pod nazwą: “Proza”. Te kilka tygodni semestru letniego stanowiły najbardziej poetycki czas spędzony w szkole przy Miodowej, poszerzający horyzonty i inspirujący do nieustannych poszukiwań. Jak napisała moja koleżanka z roku, Szczepkowska pokazała nam początek drogi, ale jednocześnie dała nam poczucie, że każdy z nas może odbyć tę podróż na swój, unikalny sposób. Wielka szkoda, że współpraca Szczepkowskiej z AT trwała tylko dwa lata.

Pierwsze słowa wypowiedziane przez Szczepkowską na profesjonalnej scenie brzmiały: „Dzień dobry, panie Borkman”. Z kolei w ostatniej roli zagranej we Współczesnym aktorka schodziła ze sceny mówiąc: „Adieu!”. I właśnie te dwie frazy znalazły się w tytule jubileuszowego przedstawienia, metaforycznie spinając klamrą karierę artystki w teatrze przy Mokotowskiej, ale także dorobek pół wieku pracy artystycznej. I na to nie ma mojej zgody. Żadne “adieu”, ale “do zobaczenia”!

Autor jest radcą prawnym, mediatorem.

Opinie
Ptak-Iglewska: Jak życie rodzinne warunkuje konkurencyjność kobiet?
Opinie
Ratujmy matury. Bardzo brakuje im kultury
Opinie
Ptak-Iglewska: Mamo, lecą grabie! Debata o odciążeniu kobiet sama się nie zrobi
Opinie
Estera Flieger: Piekło mężczyzn: kobieta w żałobie po stracie czworonoga
Opinie
Ptak-Iglewska: Pora egzekwować obowiązek szczepień jak płacenie podatków