Typowa scena z filmów akcji klasy B. „Dobrzy” bronią się ostatkiem sił, mają już puste magazynki. „Źli” napierają, ale i im kończy się zgromadzony arsenał. Jeden z „dobrych” postanawia chwycić za karabin, obejść i zaskoczyć od tyłu przeciwników. Na uwagę kompanów, że przecież nie ma już amunicji, odpowiada: ale oni o tym nie wiedzą.
Dlaczego fiskus jest tak uparty? Bo podatnicy mogą nie wiedzieć, że nie ma racji
Taki obraz stanął mi przed oczami, gdy w ubiegłym tygodniu przeczytałam w „Rzeczpospolitej” tekst Przemysława Wojtasika o uporze polskiego fiskusa. Nawet w sprawach z ugruntowanym – i korzystnym dla podatników – orzecznictwem sądów idzie w zaparte. Odmawia ulg czy preferencji podatnikom, najwyraźniej licząc, że „oni tego nie wiedzą”. A gdy wiedzą? Cóż, bywa różnie, na wnioski o interpretacje powołujące dane rozstrzygnięcia zdarza mu się błysnąć światłą myślą, że „orzeczenia sądów administracyjnych nie mogą wpłynąć na ocenę prawidłowości przedstawionych kwestii”.
Czytaj więcej:
Do rangi symbolu zacietrzewienia fiskusa urosły sprawy rozliczeń komplementariuszy, w których od kilku lat nie chce on ustąpić podatnikom, mimo wielu przegranych w sądach. Upiera się, że spółka musi od wypłacanych komplementariuszowi zaliczek na poczet zysku potrącać na bieżąco 19-proc. podatek, a zwolnienie z PIT można zastosować dopiero po zakończeniu roku. Ulega, gdy podatnik pokaże „swój” wyrok, cudzych zwycięstw w sądach w analogicznych sprawach nie honoruje, twierdząc, że tamte orzeczenia go nie obowiązują. Tak oto fiskus dołącza do licznych instytucji, które do rozstrzygnięć sądów podchodzą wybiórczo. W tym przypadku naprawdę nie rozumiem, jaki ma to sens.
Polecam lekturę najnowszego wydania Tygodnika Prawników.