Osiem i pół tysiąca postępowań na dziesiątki milionów złotych – to skala zainteresowania urzędów celnych sprowadzanymi do Polski samochodami do przewozu towarów. Celnicy chcą na nie nałożyć podatek w wysokości 3,1 albo 18,6 proc. wartości – zależnie od pojemności silnika. Chodzi o samochody podobne do osobowych, ale mające tylko jeden rząd siedzeń, oddzielonych kratką od przestrzeni ładunkowej. Fiskus celuje także w pick-upy, czyli pojazdy pięciomiejscowe z otwartą skrzynią ładunkową.

Homologacja do kosza

Do jesieni 2010 r. urzędy celne powszechnie akceptowały traktowanie takich samochodów jako pojazdy towarowe. Honorowały wówczas zagraniczne homologacje jako podstawę do uznania ich za samochód ciężarowy, objęty pozycją 8704 tzw. Nomenklatury Scalonej (CN), czyli klasyfikacji statystycznej przyjętej do stosowania m.in. dla celów akcyzy.

Później celnicy doszli do wniosku, że takie pojazdy to jednak osobówki spod znaku CN 8703, a więc podlegające akcyzie. Nie pomagała argumentacja przedsiębiorców i ich prawników, że dotychczasową klasyfikację potwierdzały opinie Ośrodka Standardów Klasyfikacyjnych Urzędu Statystycznego w Łodzi, a nawet Wiążące Informacje Taryfowe wydawane przez polską Służbę Celną. W lipcu 2012 r. wiceminister finansów Jacek Kapica w odpowiedzi na interpelację poselską stwierdził, że zagraniczne homologacje na ciężarówki wydawane według przepisów o ruchu drogowym nie mogą być w takich przypadkach zastosowane. Zasłonił się przy tym także tzw. notami wyjaśniającymi do CN.

Co ciekawe, w tej sprawie Departament Polityki Celnej MF wcześniej instruował izby celne, że samochody trzeba uznawać za ciężarówki (pismo o sygn. PC-ST-8640/48/EG/2007/2400 z 20 sierpnia 2007 r.). Przedsiębiorcy tym bardziej mogą się czuć rozczarowani.

– Za sprowadzone przed kilku laty i sprzedane następnie w kraju samochody dostałem tylko cenę bez akcyzy, więc nie mam z czego zapłacić tego podatku – powiedział „Rz" właściciel firmy z Małopolski, zajmujący się obrotem samochodami. Przeciwko jego firmie toczy się kilkaset takich postępowań, więc prosi o nieujawnianie nazwiska. Ale dzieli się jeszcze jedną obserwacją: – Od kilku lat przywóz samochodów z zagranicy oraz wpływy Skarbu Państwa z akcyzy spadają. To efekt nie tylko kryzysu, ale też przejścia wielu przedsiębiorców do szarej strefy wskutek drapieżnej polityki urzędów celnych.

Prawo działa wstecz?

Sprawa akcyzy od samochodów to kolejny przykład tego, jak fiskus zmienia zdanie na niekorzystne dla podatnika i każe płacić mu podatek lub uważa, że powinno się płacić wyższy. Szczególnie drażliwe są sytuacje, gdy władze skarbowe sięgają wstecz i domagają się wyższej daniny za okres, gdy podatnikowi zdawało się, że rozlicza się prawidłowo, a urzędy to akceptowały. Podobnie było w opisanej na łamach „Rz" sprawie przedsiębiorców instalujących szafy-zabudowy wnęk („List otwarty do premiera Tuska: zmiany potrzebne od zaraz" – 25 lutego 2013 r.). Interpretacje i decyzje podwyższające podatek na usługi instalacji takich szaf z 8 do 23 proc. zaczęto wydawać pod koniec 2011 r., ale urzędy skarbowe nakładają na przedsiębiorców wyższy podatek za wcześniejsze okresy.

Czy zatem jest tak, że prawo nie może działać wstecz, ale interpretacje mogą? I to w sposób niekorzystny dla podatnika? „Przypomnieć chciałbym, że zmiana interpretacji nie może szkodzić podatnikowi działającemu zgodnie z wcześniejszą interpretacją, obejmując także zwolnienie z obowiązku zapłaty podatku" – napisał wiceminister finansów Maciej Grabowski w niedawnym liście do redaktora naczelnego „Rz" . Nawiązał tym do brzmienia art. 14k–14m ordynacji podatkowej. Te przepisy nie regulują jednak sytuacji, gdy interpretacji w danej sprawie po prostu nie było, a istniała akceptowana przez władze praktyka płacenia podatku w niższej wysokości lub jego niepłacenia.

Przedsiębiorcy zarówno zajmujący się szafami, jak i autami zgodnie przyznają: zanim fiskus zmienił zdanie, kontrole podatkowe nie kwestionowały ani 8-proc. VAT od szaf, ani ciężarowego charakteru (a więc niepodlegania akcyzie) spornych pojazdów. Organy skarbowe mogą bronić swojego podejścia, przywołując treść art. 14l ordynacji, w myśl którego należy zapłacić daninę, jeśli skutki podatkowe związane ze zdarzeniem, któremu odpowiada stan faktyczny będący przedmiotem interpretacji, miały miejsce przed jej wydaniem. Tylko czy podobne sięganie w przeszłość buduje zaufanie do organów podatkowych? Przedsiębiorcy nie mają wątpliwości: zaufanie zostało naruszone. Być może właśnie dlatego należałoby wprowadzić dla organów skarbowych wyraźny zakaz sięgania w przeszłość (i nie tylko w przeszłość, ale i do kieszeni podatnika) w takich sytuacjach.

Opinia

Alicja Sarna, doradca podatkowy w kancelarii MDDP

Istotą interpretacji indywidualnych jest wzajemne zaufanie podatników i organów skarbowych. Czasem wydana interpretacja rzeczywiście pogarsza sytuację podatnika. Organy podatkowe tracą jednak zaufanie podatników, jeśli zaczynają stosować taką interpretację wstecz. Organy skarbowe nie powinny żądać dopłacania podatku za okres sprzed wydania takiej niekorzystnej dla podatnika interpretacji. Taka reguła wprawdzie nie jest wprost zapisana w ordynacji podatkowej, ale wynika z jej art. 121, czyli z zasady prowadzenia postępowania w sposób budzący zaufanie do organów podatkowych oraz z konstytucyjnej zasady państwa prawa.