Jakie są najważniejsze różnice między podatkową i rachunkową (bilansową) metodą naliczania różnic kursowych?
Odpowiada Dariusz Gałązka biegły rewident, partner w Grant Thornton:
Przy przejściu na metodę bilansową najistotniejsze jest to, że będziemy mogli uwzględniać nie tylko różnice, które nam się zrealizują w danym roku, ale też te, które dotyczą zobowiązań bądź należności jeszcze niezrealizowanych (nie dokonaliśmy zapłaty bądź nie dostaliśmy płatności). Trzeba jednak pamiętać, że skoro zmieniamy metodę od początku nowego roku podatkowego, korzyść podatkowa z tego tytułu pojawi się dopiero w nowym roku, a nie już na koniec starego.
Dla kogo zmiana sposobu rozliczenia różnic kursowych na metodę bilansową może się okazać dobrym pomysłem?
Powinni się nad nią zastanowić przede wszystkim ci przedsiębiorcy, u których różnice kursowe ujemne (kosztowe) są zdecydowanie wyższe od różnic kursowych dodatnich. Biorąc pod uwagę dzisiejsze uwarunkowania rynkowe, może to być najbardziej korzystne dla tych, którzy dokonują zakupów za granicą, płacąc w walucie obcej, oraz dla tych, którzy mają duże zobowiązania kredytowe w walucie obcej i zaciągnęli je w latach poprzednich, gdy kursy tych walut były niższe. Będą mieli możliwość szybszego ujęcia ujemnych różnic kursowych w rozliczeniu podatkowym (czyli szybciej pomniejszą o nie zobowiązanie z tytułu podatku dochodowego).
Które czynniki trzeba wziąć pod uwagę, analizując, czy przyjęcie tej metody będzie dla firmy opłacalne czy nie?
Najistotniejsza jest analiza uwarunkowań rynkowych i ocena tego, jak będą się kształtować kursy walut w najbliższej przewidywalnej przyszłości. Biorąc pod uwagę trzyletni okres, w którym musi być stosowana metoda rachunkowa, jest to bardzo trudne. Zakładając nadejście kryzysu i osłabienie złotego, można przyjąć, że wybór metody bilansowej jest korzystny, bo będziemy mieć do czynienia raczej z ujemnymi różnicami kursowymi, których więcej w danym roku podatkowym będziemy mogli ująć w kosztach podatkowych niż przy metodzie podatkowej.
Należy też pamiętać, że wybór metody rachunkowej wiąże się z koniecznością badania sprawozdania finansowego przez biegłego rewidenta. Czyli spółki, które chciałyby skorzystać z tej metody, a nie mają obowiązku badania, powinny jeszcze skalkulować koszt badania przez te trzy lata (w zależności od wielkości spółki i od wybranego audytora od kilku do kilkudziesięciu tysięcy złotych za rok).
Jakie inne mankamenty może mieć przyjęcie metody rachunkowej?
Trzeba wziąć pod uwagę, że powoduje ona inne ujęcie różnic kursowych od zobowiązań związanych np. z finansowaniem inwestycji (środków trwałych). Przy podejściu bilansowym w wartości początkowej środków trwałych będziemy zmuszeni ująć także niezrealizowane różnice kursowe (tylko naliczone do dnia oddania składnika majątku do użytkowania), co nam odroczy ujęcie tych różnic w rozliczeniu podatkowym. Tymczasem przy metodzie podatkowej, zgodnie z obecnym stanowiskiem fiskusa, wartość początkową zwiększają tylko różnice zrealizowane do dnia oddania środka trwałego do używania. Pozostałe zwiększają odpowiednio koszty bądź przychody podatkowe w momencie spłaty zobowiązania.
Co jeszcze może wpływać na opłacalność wybranego sposobu rozliczenia?
Wybierając metodę bilansową, musimy się zdecydować, kiedy będziemy naliczać różnice kursowe z wyceny – na koniec miesiąca i na koniec roku, na koniec kwartału i na koniec roku czy tylko na koniec roku.
To też będzie miało implikacje przy rozliczeniach podatkowych. Musimy przyjąć jedno rozwiązanie i stosować je w sposób ciągły w trakcie całego roku podatkowego. Nie ma tu jednej recepty, trzeba zrobić wstępne szacunki, co będzie korzystniejsze i przyniesie zakładane efekty podatkowe.
Przepisy dające możliwość uwzględniania do celów podatkowych różnic kursowych liczonych metodą bilansową obowiązują już od pięciu lat. Czy w tym czasie wyjaśniły się już wszystkie wątpliwości związane z ich stosowaniem?
Niestety, nie. Bardzo istotny jest problem ujęcia po raz pierwszy w rozliczeniu podatkowym niezrealizowanych różnic kursowych. Na pierwszy dzień roku, w którym podatnik przechodzi na metodę rachunkową, ujmuje już do celów CIT lub PIT (odpowiednio jako koszty i przychody podatkowe) naliczone ujemne i dodatnie różnice kursowe ustalone na podstawie przepisów o rachunkowości na ostatni dzień poprzedniego roku podatkowego. Wciąż toczy się spór, czy chodzi o różnice dotyczące tylko poprzedniego roku podatkowego czy też o skumulowane (pochodzące również z okresów wcześniejszych). Zdaniem fiskusa te różnice, które powstały wcześniej, nie mogą wpływać na wynik podatkowy. Takie stanowisko należy uznać za nieprawidłowe, ale przepis jest tak nieprecyzyjnie skonstruowany, że nie tylko organy podatkowe, ale i sądy przychylają się do takiej jego interpretacji (uznają, że uwzględnia się tylko różnice kursowe powstałe w ostatnim roku, w którym stosowaliśmy metodę podatkową).
Ustawa podatkowa mówi, że podatnicy, którzy wybrali metodę bilansową, ustalają różnice kursowe „na podstawie przepisów o rachunkowości". Czy chodzi tu tylko o polską ustawę o rachunkowości?
Nie, o wszystkie przepisy prawa bilansowego, a więc oprócz polskich przepisów o rachunkowości i polskich standardów rachunkowości również międzynarodowe standardy sprawozdawczości finansowej.
Istotne jest, aby na bazie przepisów o rachunkowości określić, czy dana pozycja, którą ujmujemy w rozliczeniu bilansowym, jest różnicą kursową. Pojawia się tu wiele wątpliwości, np. dotyczących wyceny instrumentów finansowych, różnic wynikających z tzw. denominowania należności w złotych w walucie obcej bądź przewalutowania. To może być potencjalne źródło sporu z fiskusem.
Czy to znaczy, że mimo ujęcia różnicy w księgach i w sprawozdaniu finansowym jako różnicy kursowej i podparcia tego opinią biegłego rewidenta firma nie ma 100-procentowej pewności, że jej rozliczenie nie zostanie zakwestionowane przez organy podatkowe?
Niestety, tak. Dlatego najważniejszą radą dla przedsiębiorców przechodzących od przyszłego roku na metodę bilansową jest to, by się zabezpieczyli, występując niezwłocznie z wnioskiem o wydanie indywidualnej interpretacji przepisów podatkowych, która uwzględni wszystkie aspekty mogące się pojawić przy ich rozliczeniu. Tylko wtedy uzyskają pewność i ochronę przed zmianą interpretacji fiskusa.
Niemniej jednak i tak nie zawsze będzie to pewność 100-procentowa, gdyż w wydawanych interpretacjach organy podatkowe często robią wybieg, podkreślając, że nie są władne do oceny tego, czy różnica, o którą pyta podatnik, jest różnicą kursową w rozumieniu przepisów o rachunkowości. Zostawiają więc sobie furtkę, by przychodząc na kontrolę, mogły to zakwestionować.
—rozmawiała Anna Koleśnik