Kolorowe baloniki to tani sposób na poprawę humoru i uświetnienie rodzinnej czy firmowej uroczystości. Dlatego chętnie kupuje się je nawet w trudnych czasach. W Polsce sprzedaż gumowych, a ściślej mówiąc: lateksowych, baloników od 20 lat rośnie. W ubiegłym roku kupiono ich ok. 250 mln sztuk.

Importem, sprzedażą hurtową oraz dekoracjami balonowymi zajmuje się około 100 przedsiębiorstw. Perspektywy przed nimi są obiecujące. W Polsce na głowę statystycznego obywatela wciąż przypada znacznie mniej balonów niż na przykład w Wielkiej Brytanii czy Niemczech.

[srodtytul]Pneumatyczny łuk triumfalny[/srodtytul]

Produkcja i sprzedaż baloników, jako margines gospodarczy lekceważony przez planistów, bez większych przeszkód rozwijała się w PRL.

Jednak po transformacji gospodarczej w ciągu kilku lat wszystkie zakłady je wytwarzające (ok. 150) upadły, nie mogąc sprostać zagranicznej konkurencji oferującej atrakcyjniejsze wzory i wysoką jakość.

Dziś baloniki dostępne na polskim rynku pochodzą z importu. Kluczowe znaczenie w branży mają zatem importerzy. Trzech, czterech z nich utrzymuje dominującą pozycję. Jest też kilku nieco mniejszych i kilkanaście firm (np. hurtownie zabawek) sprowadzających znaczniejsze partie w okresach największego zapotrzebowania.

Ale nawet najsilniejsze podmioty na tym rynku są niewielkimi przedsiębiorstwami w porównaniu z innymi branżami. Największy z importerów, istniejący od 19 lat GoDan, sprowadza kilkadziesiąt milionów balonów rocznie (ponadto m.in. stroje karnawałowe), a zatrudnia ok. 50 osób.

Hurtownie (jest ich w kraju 50 – 60) to najczęściej firmy rodzinne prowadzone z reguły bez pracowników najemnych. Właśnie takie mikroprzedsiębiorstwo mają Teresa i Jarosław Połczyńscy we Wrocławiu. Na majątek Gajaksu składa się kasa fiskalna, komputer i zapas balonów w ok. 100 odmianach o wartości przeciętnie 4 – 5 tys. zł.

– Nam się opłaca, bo nasze koszty są minimalne. Ale z samych balonów nie dałoby się wyżyć. Jesteśmy emerytami, a handel to tylko dodatkowy zarobek – przyznaje Jarosław Poł-czyński.

W hurtowniach balony kupują sklepy różnych branż, np. zabawkarskie, kwiaciarnie. Poza tym zaopatrują się tam właściciele straganów handlujący na imprezach masowych, organizatorzy wesel i dużych imprez, firmy zajmujące się zawodowo dekoracjami balonowymi.

Tych ostatnich jest w kraju ok. 40. Do najstarszych (istnieje od 1991 r.) i najbardziej znanych należy Tomico Tomasza Radziejowskiego z Warszawy. Prowadzi ją sam. Zatrudnia pracowników jedynie do obsługi największych imprez. Jego specjalnością są wielkie widowiska w plenerze, polegające na wypuszczaniu w powietrze tysięcy baloników. Oczywiście podejmuje się też typowych dla dekoratorów zleceń, takich jak budowanie z balonów bram triumfalnych czy dekorowanie sal na imprezy firmowe.

Zleceniodawcami są np. korporacje otwierające nowe hipermarkety, ale także instytucje i organizacje świętujące wydarzenia o znaczeniu lokalnym lub ogólnopolskim (np. wstąpienie Polski do NATO). Największym takim spektaklem w historii firmy było wypuszczenie 30 tys. napełnionych helem baloników podczas jednego z finałów Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.

[srodtytul]Mniejsza sprzedaż, porównywalny zysk[/srodtytul]

Balony to jeden z nielicznych produktów, których Chińczycy – przynajmniej na razie – nie potrafią oferować na lepszych warunkach niż konkurenci z innych krajów. Trafiające czasem na nasz rynek tanie chińskie balony wyglądają w paczce identycznie. Ale po nadmuchaniu często mają różne kolory i kształty.

Największym uznaniem cieszą się baloniki amerykańskie. Poza tym polscy importerzy najchętniej sprowadzają towar z Włoch i Hiszpanii. Zdecydowana większość produkcji pochodzi z kilkunastu globalnych firm wytwarzających co najmniej 1 mln balonów dziennie. Do grupy tej zaliczają się m. in.: Royalatex, Qualatex, Gemar, Rifco, Anagram.

Najpopularniejsze baloniki lateksowe mają po nadmuchaniu 10 – 14 cali. Kosztują u nas w obrocie hurtowym przeciętnie 15 – 25 gr. Sprzedawane są przez hurtownie detalistom w paczkach po 100 sztuk.

Ceny baloników z metalizowanych folii, kupowanych nawet w hurtowniach zwykle na sztuki, są ponad dziesięciokrotnie wyższe, ponieważ nadrukowane na nich wzory – najczęściej postaci z bajek i kreskówek – chronione są prawami autorskimi. Ich import jest znacznie mniejszy, ale zapewniają przychody porównywalne z tymi ze sprzedaży balonów lateksowych.

Większość balonów w Polsce nie lata. Napełnia się je zimnym powietrzem. Ale na imprezach plenerowych używa się baloników, zarówno foliowych, jak i lateksowych, napełnianych helem. Buduje się z nich np. łuki triumfalne, bo utrzymują się w górze bez dodatkowej konstrukcji.

Balonik z helem potrafi wzbić się w powietrze do wysokości ok. 2 tys. metrów, gdzie pęka, a jego strzępki ulegają biodegradacji w ciągu kilku miesięcy. Choć hel jest w Polsce stosunkowo tani – mamy własne zasoby w złożach gazu ziemnego – napełnienie nim balonu kosztuje dwa razy drożej, niż wynosi cena samego balonika kupionego w hurtowni.

Z punktu widzenia importerów sytuacja w branży jest pomyślna. Obroty firm sprowadzających balony systematycznie rosną o 5 – 10 proc. rocznie.

– Osiągamy również satysfakcjonujące marże – podkreśla Janusz Lenart, menedżer z GoDan.

Na rentowność nie mogą narzekać również hurtownie. Większość z nich, jak przyznają właściciele, ma marże kilkunastoprocentowe.

W cenach dekorowania sal i plenerów wydatki na balony nie przekraczają 30 proc. Tyle samo kosztuje zatrudnienie pracowników. Reszta to koszty dodatkowe, transport, narzędzia oraz całkiem pokaźny zysk dekoratora.

Problemem dla hurtowników i firm dekoratorskich są natomiast malejące obroty. Liczba przedsiębiorstw balonikowych rośnie bowiem szybciej niż popyt na ich produkty i usługi. Tomico ma dziś o połowę mniej zleceń niż przed dziesięcioma laty. Szansą dla tych przedsiębiorstw jest zatem stopniowa zmiana w podejściu klientów do balonów.

[srodtytul]Na urodziny zamiast kwiatka[/srodtytul]

Dawniej baloniki na druciku sprzedawano, poza okresem karnawałowym, głównie na odpustach i jarmarkach. Upiększały też pochody pierwszomajowe.

– Balony były symbolem kiczu i obciachu – przyznaje Tomasz Radziejowski. – Staram się udowodnić w swojej działalności, że mogą być też obiektem fascynacji i źródłem wrażeń estetycznych. Sporo osób, które widziały podczas jakiejś imprezy tysiące baloników wzbijających się w powietrze, chyba do nich przekonałem.

Firmy dekoratorskie narzekają, że kończy się moda na uświetnianie balonami wesel; wiele z nich żyło głównie z dekorowania sal z okazji takich wydarzeń. Jednak kolorowe baloniki są nadal przebojem większych i mniejszych imprez na wolnym powietrzu. Sprzedaje się je masowo, a czasem rozdaje na koszt organizatorów na festynach, pokazach, wystawach, festiwalach, wszelkiego rodzaju świętach lokalnych czy miejskich. A imprez takich stale przybywa.

Balony są natomiast prawie nieobecne w życiu prywatnym i towarzyskim Polaków.

– Nie możemy się pod tym względem równać ze Stanami Zjednoczonymi, gdzie z balonikami chodzi się nie tylko na urodziny, ale nawet z wizytą do szpitala – podkreśla Piotr Maliszewski, kierownik hurtowni w firmie Gaja należącej do największych importerów.

W Ameryce i krajach zachodniej Europy baloniki traktuje się nieraz jako alternatywę dla kwiatów. To w dużej mierze zasługa firm produkujących i sprzedających balony, które dziesiątki lat pracowały nad ich popularyzacją.

– Rynek trzeba aktywnie tworzyć. Dlatego systematycznie organizujemy szkolenia dla osób, które chcą się zająć dekoracjami balonowymi. Nawet jeśli część z nich będzie potem zaopatrywać się u naszych konkurentów, i tak jesteśmy zadowoleni. Bo w ten sposób rośnie cały rynek – wyjaśnia Janusz Lenart.

[srodtytul]Reklama w trzech wymiarach[/srodtytul]

Nieodzownym elementem imprez firmowych i masowych w plenerze są, oprócz baloników, znacznie większe balony stacjonarne oraz konstrukcje pneumatyczne. Nadmuchiwane bramy, postacie znane z mediów, filmów i bajek, balony w kształcie kultowych produktów znanych firm, wysokie i chude ludzkie figury zwane chwiejami wykorzystywane są jako nośnik reklamowy nie tylko na festynach, ale też podczas kampanii promocyjnych czy wyborczych.

– To przyciągająca wzrok reklama w trzech wymiarach. Poza tym taką konstrukcję można czasowo postawić w miejscu, gdzie nie wolno stawiać zwykłych billboardów – wyjaśnia Lech Podbiełło, właściciel firmy Tent-Balony, pionier tej formy reklamy w Polsce.

Balony stacjonarne są, po-dobnie jak prawdziwe latające balony pilotowane przez ludzi, blisko spokrewnione ze zwykłymi gumowymi balonikami. Ich konstrukcja i technologia produkcji, a także ceny są jednak zupełnie inne.

Szyje się je z cienkich, wytrzymałych tkanin nylonowych, tak by mogły, nie tracąc kształtów i barw, nawet w czasie wiatrów i słoty, przez wiele miesięcy głosić chwałę ich właściciela i oferowanych przez niego produktów. Napełniane są zimnym powietrzem. Zachowują kształt i utrzymują się w pozycji stojącej dzięki wentylatorom wytwarzającym w nich podwyższone ciśnienie.

Konstrukcje pneumatyczne, takie jak bardzo ostatnio modne nadmuchiwane namioty w kształcie pająków, mają od 2 do 20 m wysokości. Najczęściej kupowane są jednak klasyczne balony o wysokości 4 m. Ich ceny wynoszą 2 – 2,5 tys. zł.

W przeciwieństwie do baloników lateksowych konstrukcje pneumatyczne szyje się na zamówienie i na ogół w kraju. Jedynie najbardziej standardowe wzory, np. dmuchany św. Mikołaj czy butelka coca-coli, czasem pochodzą z Chin.

Łącznie w kraju powstaje ok. 3 tys. konstrukcji pneumatycznych rocznie. Szyją je cztery firmy profesjonalne i kilka garażowych. Najczęściej są prowadzone przez osoby związane ze sportem balonowym.

[srodtytul]Podróż grzańcem[/srodtytul]

Jeszcze wyższy stopień wtajemniczenia w reklamie zewnętrznej to balony pilotowane, wykorzystywane również w sporcie, turystyce czy do celów naukowych. W Polsce takich balonów jest niewiele, około 100. Więcej lata ich nawet na dużo mniejszej Litwie. W Holandii czy Szwajcarii zarejestrowanych jest po ok. 500, w Niemczech 2 tys. A mamy przecież chlubne tradycje w tej dziedzinie. Sięgają czasów międzywojennych, gdy kapitanowie Burzyński i Hynek święcili triumfy w największych zawodach międzynarodowych.

Zdecydowana większość balonów współczesnych to montgolfiery, zwane też grzańcami. Wypełnia się je gorącym powietrzem. Jest ono podgrzewane przed i w trakcie lotu za pomocą palników gazowych. Wydatki na gaz mają, oprócz amortyzacji balonu, największy udział w kosztach lotu.

Część polskich balonów należy do klubów i stowarzyszeń aeronautycznych, ale około połowy to aerostaty prywatne, kupione z myślą o działalności komercyjnej. Mniej więcej 30 firm oferuje reklamę i loty balonowe. Niektóre z nich mają dwa, trzy statki powietrzne różnej wielkości. Wśród właścicieli są, poza pilotami, również osoby bez uprawnień do latania, traktujące baloniarstwo jako niecodzienny biznes.

Na balonach zarabia się na trzy sposoby. Przede wszystkim, wynajmując powierzchnię reklamową, która w przypadku przeciętnego balonu wynosi ok. 1000 mkw.

Drugim źródłem dochodów są loty turystyczne. Podczas wakacji balony latają nad morzem, na Mazurach, w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, nad Biebrzą i w innych regionach. W najsilniejszych ośrodkach baloniarskich, np. w Białymstoku, loty turystyczne organizuje się od wiosny do wczesnej jesieni, przeważnie w weekendy. Lot na wysokości 200 – 1000 metrów trwa zwykle godzinę. W tym czasie w zależności od siły wiatru balon pokonuje 10 – 20 km.

Atrakcyjne finansowo i niekłopotliwe dla właścicieli są loty widokowe na uwięzi, zwykle oferowane podczas imprez plenerowych. Balon na linie wznosi się na kilka minut na wysokość 20 – 30 m. Wtedy kolejne grupy chętnych mogą obejrzeć i sfotografować okolicę z lotu ptaka.

– Wielu pasażerów przyznaje, że od dzieciństwa marzyli o locie balonem – twierdzi Jerzy Czerniawski, właściciel białostockiej firmy Avipol i znany pilot. – Balon ma wysokość 25 m, średnicę 16 m. Nawet na ziemi budzi powszechne zainteresowanie. Wiedzą o tym, a w każdym razie powinni wiedzieć, reklamodawcy.

Zdaniem Jerzego Czerniawskiego zainteresowanie reklamą na balonach będzie systematycznie rosnąć. Na razie jest o wiele mniejsze, niż wynikałoby to z wielkości naszego kraju i jego gospodarki.

Z punktu widzenia reklamodawców balony mają istotną słabość. Lata się nimi tylko wtedy, gdy powietrze jest najspokojniejsze, czyli rano i wieczorem; w ciągu dnia porywy wiatru mogą być niebezpieczne. Poza tym z uwagi na ruch lotniczy zabronione są loty w sąsiedztwie aglomeracji, np. w Warszawie i najbliższych okolicach. Ale podobne ograniczenia obowiązują na całym świecie.

[ramka][b]Rachunki dla balonów lateksowych, stacjonarnych i do latania[/b]

- Najtańsze chińskie baloniki lateksowe kosztują w obrocie hurtowym 5 gr za sztukę. Średnia cena najczęściej kupowanych balonów 12-calowych (średnica 30 cm), sprowadzanych z Włoch lub Hiszpanii, to 20 – 25 gr. Najlepsze i najtrwalsze balony amerykańskie kosztują 1 zł. Ceny baloników z folii wynoszą 2 – 6 zł, czasem przekraczają 10 zł. Balonik grający urodzinową melodyjkę może kosztować nawet 60 – 80 zł.

- Napełnienie balonika helem to wydatek 50 gr. Należy to robić tuż przed sprzedażą, ponieważ hel przenika przez lateks i ulatnia się w ciągu sześciu godzin. Zastosowanie żelu uszczelniającego hi-float przedłuża ten czas do tygodnia.

- Mała hurtownia powinna mieć w sprzedaży ok. 100 odmian baloników o wartości w sumie 4 – 5 tys. zł. Może liczyć na ok. 15-proc. marżę.

- Balony stacjonarne i inne struktury pneumatyczne (ich powierzchnia wynosi od kilkudziesięciu nawet do kilkuset metrów kwadratowych) szyje się ze wzmocnionej tkaniny nylonowej. Tkanina taka, produkcji krajowej, kosztuje 12 zł za mkw. Do szycia potrzebne są specjalne maszyny kaletnicze – na nową trzeba wydać ok. 4 tys. zł. Profesjonalna wytwórnia balonów stacjonarnych powinna mieć też cyfrową maszynę do druku na tkaninach (ok. 200 tys. zł).

- Cena typowego balonu stacjonarnego o wysokości 4 metry to 2 – 2,5 tys. zł, bardziej skomplikowanej struktury 4 – 5 tys. zł.

Największe (20 m wysokości), o skomplikowanych wzorach mogą kosztować blisko 100 tys. zł.

- Balon przeznaczony do latania z pasażerami kosztuje 150 tys. zł. Jego powłoka wytrzymuje 500 godzin lotu. Powierzchnia reklamowa wynosi ok. 1000 mkw. Balon powinien latać 100 godzin w ciągu roku. Na koszt jednej godziny spędzonej w powietrzu składa się: 300 zł – amortyzacja balonu, 300 zł – wydatki na gaz, 200 zł – transport i praca dwóch osób obsługi, 200 zł – wynagrodzenie pilota.

Cena jednogodzinnego lotu wynosi 1,5 – 2 tys. zł niezależnie od tego, czy jest to lot reklamowy, czy turystyczny. Banner, jeśli ma być dobrze widoczny z ziemi, nie może mieć mniejszy niż 50 mkw. Ceny lotów turystycznych to 200 – 300 zł od osoby, widokowych na uwięzi 30 – 40 zł.[/ramka]

[ramka][b]Ile potrzeba na start (w zł)[/b]

Balony do lotów z pasażerami:

- balon 150 000

- gaz (miesięcznie) 7 500

- wynagrodzenie pilota (miesięcznie) 5 000

- wynagrodzenie obsługi i transport (miesięcznie) 5 000

- razem 167 500[/ramka]

[ramka][b]Komentuje Lech Podbiełło, właściciel firmy Tent-Balony w Białymstoku[/b]

Mam satysfakcję, że to ja 19 lat temu rozpocząłem w Polsce wytwarzanie balonów reklamowych. Pomysł przywiozłem z zagranicznych wyjazdów na zawody balonowe, w których od czasów studenckich uczestniczyłem jako pilot sportowy. Zauważyłem, że wszędzie na Zachodzie na dużych imprezach lotniczych i innych plenerowych wykorzystuje się balony jako nośnik reklamy.

Już wcześniej miałem doświadczenia w szyciu powłok balonowych. W naszym klubie w Białymstoku udało nam się odtworzyć, według nielicznych zachowanych rysunków, słynne balony z czasów przedwojennych, na których polscy piloci zwyciężali w Pucharze Gordona Bennetta. Niedługo po 1989 r. zrezygnowałem z pracy na uniwersytecie – jestem z wykształcenia matematykiem. Uczyniłem z mojej pasji nowy zawód i sposób zarabiania na życie.

Przez pierwszych pięć – sześć lat miałem idealną sytuację. Żadnej konkurencji. Moimi klientami były głównie oddziały wielkich zagranicznych korporacji. Mogłem przebierać w klientach. Z czasem reklamą na balonach zainteresowały się również krajowe firmy, nawet całkiem niewielkie. Pojawiła się jednak konkurencja. Ale dzięki doświadczeniu i renomie nie mieliśmy żadnych problemów.

Dobra koniunktura trwała aż do ostatniego kryzysu, kiedy to firmy zaczęły obcinać budżety reklamowe. W ubiegłym roku nasza sprzedaż spadła o ok. 30 proc. w porównaniu z bardzo dobrym 2008 r. W tym roku będzie pewnie na podobnym poziomie. Nie obawiam się jednak dużego załamania. Reklama na balonach, bardziej mobilna niż inne rodzaje reklamy zewnętrznej, mimo konkurencji np. wyświetlaczy LED, długo jeszcze będzie wykorzystywana.

Produkcja balonów to praca wciąż głównie ręczna, rzemieślnicza. Choć mam kosztowną maszynę do wykonywania nadruków na tkaninach, ważniejsza niż inwestycja w technikę jest ludzka praca i kwalifikacje pracowników.

Zatrudniam 16 osób, głównie projektantów i szwaczy. W najlepszych latach wytwarzaliśmy nawet 800 struktur pneumatycznych rocznie, napełnianych zimnym powietrzem, czyli nielatających. Łącznie zrobiliśmy ich, prawie wyłącznie na zamówienie, już ponad 10 tys. Niektóre miały po 20 m wysokości. Były wśród nich m.in. wielkie Shreki i KingKong. [/ramka]

[ramka][b]Komentuje Alina Mazurek, właścicielka hurtowni balonów Maz w Lublinie[/b]

Mija niestety moda na dekorowanie balonami sal, w których odbywają się bankiety, wesela czy firmowe imprezy integracyjne. A to właśnie zapewniało nam największe dochody. Wiele sal ma teraz stałe, atrakcyjne dekoracje, np. z metalizowanych tkanin. Natomiast właściciele tych gorzej urządzonych po prostu zbankrutowali.

Balony jeszcze udaje się sprzedawać na zabawy w szkołach czy remizach. Kupują je nadal organizatorzy festynów i innych imprez na wolnym powietrzu. Ale liczba tych imprez też bardzo się zmniejszyła. Na szczęście zostało trochę stałych klientów, z którymi od dawna współpracujemy.

Kilkanaście lat temu balony nas uratowały. Pracowaliśmy oboje z mężem w tym samym zakładzie i jednego dnia straciliśmy pracę. Z różnych pomysłów, jakie mieliśmy, tylko ten jeden się sprawdził.

Firmę prowadzimy we własnym mieszkaniu, więc koszty to tylko wyższy czynsz z tytułu działalności gospodarczej. Na szczęście balon zajmuje mało miejsca. Najwięcej sprzedaje się tych tanich, po 20 gr. Tylko najlepsze, najbardziej efektowne amerykańskie balony ze specjalnej gumy kosztują powyżej 1 zł. Oprócz obsługiwania imprez prowadzimy też sprzedaż detaliczną. Czasem zdarza się, że ktoś kupuje na wesele parę setek balonów.

Nigdy nie było nas stać na zatrudnienie choćby jednego pracownika. Ale jakoś dawaliśmy sobie radę sami. To bardzo drobny biznes.

Ostatnio hurtownią zajmuję się sama. Mąż musiał poszukać dodatkowej pracy. W porównaniu z wcześniejszymi latami, kiedy szkoły brały od nas balony na studniówki i bale maturalne, a nawet małe firmy urządzały imprezy integracyjne w plenerze, nasze obroty zmalały trzykrotnie.[/ramka]