– Cywilizacja męczy. Trzeba gdzieś odreagować – mówi Barbara Jochymek, prezes Europejskiego Centrum dla Rolnictwa Ekologicznego i Turystyki w Polsce (ECEAT Poland), która od kilkunastu lat prowadzi gospodarstwo agroturystyczne. – Kurorty są dla snobów, więc najlepszym rozwiązaniem na spędzenie spokojnego i rodzinnego urlopu jest wypoczynek na wsi.

[srodtytul]Pisarze, aktorzy, satyrycy[/srodtytul]

Tego typu zachęty właścicieli gospodarstw agroturystycznych to od lat najczęstszy wabik dla miejskich turystów, wśród których nie brakuje znanych artystów czy gwiazd ekranu.

– Przyjeżdżali tutaj choćby Michał Żebrowski czy Irena Kwiatkowska. Cenili sobie swojskie jedzenie przygotowywane z produktów od miejscowych gospodarzy – szczyci się Dorota Borowiak, która prowadzi takie gospodarstwo na Pojezierzu Drawskim w województwie zachodniopomorskim. Dom stoi na uboczu wsi. Dookoła malownicze widoki, cicho, spokojnie.

Gospodarstwo Barbary Jochymek też odwiedzają znane osobistości, ale nazwisk nie podaje. – Swoje książki pisali u nas pisarze z Anglii i Holandii. Regularnie bywa u nas z rodziną bardzo znany i wielokrotnie nagradzany polski aktor – zdradza jedynie.

Satyryk Stanisław Zygmunt od przeszło 20 lat spędza urlop w zaprzyjaźnionym gospodarstwie agroturystycznym na Mazurach. – Nie ma tam telewizora, czasem zapomnę nawet światła włączyć – mówi artysta, który podkreśla, że nie jeździ tam dla emocjonujących wakacji. – Żadnych atrakcji. Wystarczy mi, jeśli po dwu-, trzytygodniowym pobycie rozróżniam kilka nowych głosów ptaków.

[srodtytul]Komu przeszkadzają muchy[/srodtytul]

Jednak, jak przekonuje Cezary Molski z Polskiej Organizacji Turystycznej, dziś agroturystyka rzadko jest celem samym w sobie. – Na wieś jeździmy, by aktywnie wypoczywać, pojeździć na rowerze, popływać łódką – uważa Molski. Jego zdaniem decyzję o spędzeniu urlopu na wsi ułatwia coraz lepsza baza noclegowa. – Z roku na rok widać, że turyści mają coraz większy wybór – przyznaje. Ale podkreśla, że to nie liczba kwater jest magnesem. – Świeże sery czy wypiekany w piecu chleb są największą wartością agroturystyki, za którą Polacy wciąż chętnie płacą – twierdzi.

– Typowa agroturystyka to przeszłość. Dziś turysta oczekuje najwyższej jakości – mówi jednak dr Krzysztof Łopaciński, prezes Instytutu Turystyki. – Kiedyś była dla turysty szansą na tani nocleg, a dla rolnika uzupełnieniem gotówki w gospodarstwie. Teraz mało kto chce się myć w misce przed domem.

Oczekiwania wobec kwaterodawców są ogromne, ale koszt ich spełnienia jest często zbyt duży dla rolnika. – Dlatego jedni odchodzą od tradycyjnej agroturystyki, a inni przekształcają kwatery w bardziej dochodowe pensjonaty lub koncentrują się na wypożyczaniu łódek, rowerów, a jeszcze inni na produkcji miodu czy wyrobie regionalnego przysmaku – wyjaśnia dr Łopaciński.

– Turystyka to ciężki kawałek chleba, trudno więc się dziwić, że ludzie szukają pewnego zarobku – tłumaczy z kolei Małgorzata Adamarek ze Stowarzyszenia Dolina Dunajca w Łącku.

Zapewne dlatego w gąszczu ogłoszeń dotyczących wypoczynku na wsi trudno odnaleźć ofertę z tradycyjnego gospodarstwa agroturystycznego. Takiego, jakie w małopolskich Ołpinach prowadzi Mieczysław Solarz. Można tam wypocząć w zabytkowej chałupie, wziąć udział w sianokosach, doić krowę, pogłaskać kaczkę lub obejrzeć tradycyjny sprzęt rolniczy. – Nie ma u mnie doskonale wypielęgnowanego trawnika przed domem, idealnie przyciętych drzewek i marmurów w łazience – mówi Solarz. Ale ubolewa, bo zainteresowanie taką formą wypoczynku nie jest zbyt duże. – Dla wielu agroturystyka to wygodne mieszkanie na wsi, a nie poznanie prawdziwego wiejskiego życia – uważa. – Etnografia mało kogo już pociąga.

Wtóruje mu Barbara Jochymek. – Przeszkadzają im dojarki, obornik na podwórku, a nawet latające muchy!

[srodtytul]Chińska potrawka i mikrofalówka[/srodtytul]

Stąd w ogłoszeniach na portalach internetowych coraz więcej jest gospodarstw z sauną, jacuzzi i apartamentami. – Chcę wypocząć na świeżym powietrzu, a nie uganiać się za zwierzętami – tłumaczy “Rz” Jarosław Wójcik, menedżer z Warszawy, który jest gościem jednego z luksusowych gospodarstw położonych w malowniczej wsi na Podlasiu.

Za domem wyglądającym jak ze skansenu można grać na korcie tenisowym, w holu skorzystać z bezprzewodowego Internetu, a każdy pokój wyposażony jest w oddzielną łazienkę.

– Standardem nie odbiega od tego, co spotykam w hotelach znanych międzynarodowych sieci – przyznaje Wójcik.

W odpowiedzi na oczekiwania klientów z duchem czasu idzie niemal każdy właściciel gospodarstwa agroturystycznego. – Przez długi czas karmiliśmy gości miejscowymi przysmakami, aż przyszły chude lata i trzeba było rozszerzyć menu

– mówi właściciel gospodarstwa na Roztoczu, który w karcie dań ma spaghetti i chińską potrawkę z kurczaka. – I wie pan, od kilku lat na obiad i kolację najczęściej podajemy pizzę – rozkłada ręce.

Z kolei w gospodarstwie państwa Żukowskich w Burbiszkach można podejrzeć ciężką pracę od rana do wieczora w 50—hektarowym gospodarstwie, ale też zrelaksować się z saunie. – Kiedyś mieliśmy jedną łazienkę na kilka pokoi, ale musieliśmy się dostosować do klientów, by ich całkiem nie stracić – przyznaje Jolanta Żukowska, która pomaga rodzicom w prowadzeniu gospodarstwa.

Prezes ECEAT Poland potwierdza, że obraz agroturystyki zmienił się w ostatnich latach.

– W wielu miejscach została turystyka, bez agro. Wiejski dom zastępują apartamentowce, a mikrofalówki, w których goście podgrzewają pierogi z supermarketu, wypierają piece, na których przyrządza się zdrowe posiłki – opowiada.

Jednak nowe trendy jej nie zrażają, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie chciał podejrzeć prawdziwe życie na wsi.

– Oczywiście, gospodarze muszą być elastyczni, wychodzić naprzeciw oczekiwaniom turystów, ale z drugiej strony nie można ulegać ich presji, by nie wypaczyć sensu agroturystyki. Inaczej zatracimy ideę, która przyświecała nam, gdy podejmowaliśmy decyzję o takiej działalności – przestrzega.