Gdybym miał opowiedzieć o sprawie doniosłej i złożonej prostym językiem, pewnie zacząłbym tak:

Wielu z nas lubi mieć rację. Niemal wszyscy, jeśli w coś wierzymy. Niestety, wszyscy racji mieć nie możemy. Jest nas po prostu dużo. Żyjemy wedle zasad – tych naszych, czerpiących z naszej moralności, i tych nam podanych, z przepisów prawa. Oba te źródełka się przenikają w zupełnie indywidualnych proporcjach.

Wróćmy jednak do prawa i do tego, że lubimy mieć rację. Lubimy decydować. Nie zawsze możemy jednak sami. Nie wtedy, kiedy nasze działania wynikają z instrukcji obsługi, skrojonej dla konkretnej aktywności, czyli z przepisów prawa. Dodać wypada, że z reguły nie przepadamy za tym, aby ktoś za nas decydował. Uznaliśmy jednak kiedyś, że dla dobra nas wszystkich musimy pozwolić komuś decydować, kto z nas ma rację, lub czy postępujemy właściwie, zgodnie z przepisami prawa.

Zgodziliśmy się, aby ta osoba była wykształcona, bardzo dobrze obeznana z przepisami prawa. Przyznaliśmy jej możliwość podejmowania decyzji, a sami uznaliśmy, w ogromnej większości, że będziemy stosować się do jej rozstrzygnięć, wyroków.

Reklama
Reklama

Sama wiedza i wykształcenie tej osoby jednak nas nie zadowalało. Można przecież mieć ogromną wiedzę, doświadczenie, ale w ferowaniu orzeczeń kierować się innymi przesłankami, np. osobistą sympatią, antypatią, zadowoleniem lub niezadowoleniem swoich przełożonych etc.

I przywilej, i zobowiązanie

Przyjęliśmy zatem, że osoba, której daliśmy zgodę na ingerowanie w nasze sprawy, musi być niezawisła. Uznaliśmy, że zabezpieczeniem będzie stworzenie jej takich warunków, aby swoje rozstrzygnięcia opierała jedynie na prawie. Przyjęliśmy, że jej niezawisłość jest jednocześnie przywilejem i ogromnym zobowiązaniem. Pragmatycznie natomiast założyliśmy, że jeżeli już ktoś ma podejmować takie decyzje, to sprawnie, sprawiedliwie i tylko zgodnie literą prawa, że należy mu stworzyć „laboratoryjne” warunki pracy, patrz: skierować jego uwagę na precyzyjnie określone kryteria oceny sprawy, którą ma rozstrzygać.

Wszystko to zapisaliśmy w Konstytucji RP. Wskazaliśmy naczelną zasadę wymiaru sprawiedliwości: sędziowie są niezawiśli.

Niezawisłość ponad wszystko

Można zrobić test skojarzeń. Każdemu z zawodów można przypisać pewne określenie, które go charakteryzuje. Można odszukać słowo klucz, które kojarzy się z wykonywaniem określonej profesji. Nie musi to dotyczyć oznaczenia misji, celów, założeń, predyspozycji. Zadajmy zatem pytanie, co określa lub współokreśla istotę danego zawodu. Lekarz – przysięga Hipokratesa, żołnierz – obrona ojczyzny, przedsiębiorca – wolność gospodarcza, adwokat – tajemnica adwokacka, sędzia – niezawisłość.

Owa zasada naczelna wymiaru sprawiedliwości – niezawisłość – stanowi o istocie zawodu sędziego. Bez niezawisłości nie można mówić o prawie do sądu. Z określeniem każdego zawodu związanych jest zawsze wiele przymiotników i postulatów. Oczywiste jest, że sędzia powinien posiadać ekspercką wiedzę prawną, być osobą o nieposzlakowanej opinii, powinien być rzetelny, uczciwy etc. Tak samo zresztą – odpowiednio jedynie żonglując wskazaniem właściwej i pierwszorzędnej kompetencji merytorycznej – jak lekarz, ekonomista, adwokat czy sprzedawca samochodów. Nie wartościując tych określeń względem sędziego, przyznać należy, że o funkcji i usytuowaniu zawodu sędziego w polskim systemie prawa stanowi właśnie jego niezawisłość.

Warto dodać także, że to nie jest wina (ani zasługa) sędziego, że w wykonywaniu swoich obowiązków jest niezawisły. Tak ustalono, najpewniej kierując się także względami pragmatycznymi, że niezawisłość jest najpewniejszym gwarantem wydawania wyroków sprawiedliwych, w konsekwencji i w skali makro najbardziej aprobowanych społecznie.

Można postawić tezę, że kształcąc się w określonym zawodzie, powinniśmy szczególnie pielęgnować te elementy, które stanowią o jego istocie. Po pierwsze, pozwala to zrozumieć charakter danego zawodu, po drugie, pozwala sprawnie w nim funkcjonować. Celowo pomijam tu kontekst emocjonalny i etyczny, jakkolwiek w mojej ocenie stanowi on najmocniejszy imperatyw dla budowania przez sędziego swojej praktyki zawodowej wokoło niezawisłości. Chciałbym dostrzec bowiem, że abstrahując nawet od kolorystyki indywidualnych nastawień do kwestii niezawisłości, jest ona pierwszorzędnym elementem praktyki sędziowskiej, który jest pielęgnowany ze szczególnym pietyzmem i szacunkiem. Wynika to zarówno z pewnej dorozumianej, dla mnie oczywistej, konsekwencji podejścia etycznego i emocjonalnego do znaczenia niezawisłości sędziowskiej, dodatkowo jednak z procesu rozumowania opartego na zasadach wspomnianego pragmatyzmu.

W konsekwencji sędziowie muszą być naprawdę niezawiśli. Każdy ma prawo do krytyki i wyrażania własnego zdania. Prawo swobodnej wypowiedzi jest istotą demokratycznego państwa prawa. Pamiętać jednak należy, że kwestionując niezawisłość sędziowską, mierzymy się z istotą tego zawodu, stąd krytyka taka powinna być ad casum oparta na bardzo mocnych, a więc tylko i wyłącznie na merytorycznych podstawach. Nie powinna przenikać się z szykaną, którą tak łatwo w dzisiejszych czasach nazwać „konstruktywną” krytyką, czy z podejściem ad personam.

Nie ma konkursów na szacunek

Sędziowie cieszyli się wcześniej dużą estymą i poważaniem. Uderzanie w sądy ma ten efekt, że niweczy szacunek, a w konsekwencji oddziałuje źle na szanowanie prawa. Autorytet sądu wynikał także z roli, jaką odgrywali sędziowie, jak również z tego, że rozważaniom o wykonywaniu zawodu sędziego towarzyszyły skojarzenia dotyczące ogromnej wiedzy i doświadczenia życiowego, niezawisłości, niezależności, odwagi, poszanowania prawa. Doprecyzowując, zaznaczam, że to stanowisko jest wypadkową stosowania dwóch zasad.

- Po pierwsze, zasady logiki, aby nie postrzegać zjawisk w ich skrajnych wypadkach.

- Po drugie, zasady skoków narciarskich, gdzie dla generalnej oceny skoczka odtrąca się dwie skrajne noty (nota bene sędziowskie).

W każdej profesji odnaleźć można przypadki, które przeczą generalnej praktyce. Czym większe oburzenie takim konkretnym działaniem, tym mocniejszy dowód na to, że powszechna praktyka jest wolna od wad.

Bardzo niesprawiedliwe może być – mówiąc na pewnym poziomie ogólności – kwestionowanie niezawisłości sędziowskiej. Niesprawiedliwość, której kamieniem węgielnym może być po prostu nieadekwatność, to uderzanie w stan sędziowski, za oręż przyjmując słuszną/niesłuszną narrację wokoło jednostkowych zdarzeń. Wyciąganie z takich zdarzeń wniosków generalnych, odnoszących się do szeroko rozumianego środowiska, może moim zdaniem być sprzeczne już nawet z zasadami racjonalnego myślenia.

Pamiętać także należy, że wykonywanie zawodu sędziowskiego to też działanie na rzecz poszanowania prawa i kształtowania świadomości prawnej społeczeństwa. Szacunek do sądu jest fundamentem szacunku dla prawa i wpływa wprost na stosunek jednostki do przestrzegania prawa.

Skomasowana krytyka stanu sędziowskiego ma ten efekt, że osłabia zaufanie obywatela nie tylko do prawa, ale i do instytucji państwa. Tworzyć bowiem może przeświadczenie, że rozstrzygnięcie danego sporu nie będzie bazować jedynie na stosowaniu prawa. Podobny efekt przynosić mogą działania, które finalnie ograniczają niezawisłość sędziowską.

Szacunek należy się każdemu zawodowi. Właściwiej wprawdzie byłoby powiedzieć, że szacunek nie jest związany z konkretnym zawodem, ale z człowiekiem. Sumą szacunków indywidualnych buduje się wszakże szacunek ogólny, skierowany do określonych zawodów i grup społecznych. Nie ma konkursów na największy szacunek w dyscyplinie zawodów. Naturalną konsekwencją szacunku do każdego jest natomiast wyważona, przemyślana i właściwie zaadresowana krytyka. Bezpiecznikiem – ale nie hamulcem – dla krytyki jest niezbędność oceny konsekwencji, jakie może spowodować.

Uwaga na szkody

Nikt nikomu nie zabrania krytykować sędziów. Przy ferowaniu jednak oskarżeń odnoszących się do ich niezawisłości należy pamiętać, że to trochę tak jakby oskarżać, że lekarz nie działa w interesie pacjenta, a żołnierz w interesie ojczyzny. Można, ale należy zdawać sobie sprawę, jak poważne są to oskarżenia i jakie mogą mieć konsekwencje, zwłaszcza gdy ukierunkowuje się je nie indywidualnie, ale zbiorowo.

W tym znaczeniu ewentualne oskarżenia powinny mieć bardzo mocne fundamenty merytoryczne, a także właściwą formę.

Inaczej, poza krzywdą osobistą, szkody mogą być zdecydowanie szersze i trudne do naprawy.

Niezawisłe sądy budują zaufanie i szacunek do prawa.

Autor jest adwokatem i partnerem w kancelarii Mamiński & Partners