Na zwołanej w środę w Białymstoku konferencji prasowej firmy z pobliża granicy białoruskiej domagały się od rządu wsparcia w związku ze stratami, jakich doznają po zamknięciu przejść drogowych z Białorusią. Jak wskazywano, straty dotyczą nawet szerszego kręgu przedsiębiorców w związku z sankcjami gospodarczymi wobec Rosji i Białorusi.
Jednym z niewielu sposobów na utrzymanie dla mieszkańców wsi i miasteczek na wschód od Białegostoku był dotychczas handel i usługi związane z ruchem przez granicę. Bo przemysłu tu nie ma, a tereny w większości porasta Puszcza Knyszyńska. Daje wprawdzie zajęcie leśnikom, ale inni muszą dojeżdżać do Białegostoku albo żyć „z granicy”. Teraz to nierealne.
Gdy bowiem zamknięto przejścia w Kuźnicy i Bobrownikach, opustoszały drogi krajowe nr 19 i 65, prowadzące od tych przejść w głąb kraju. Zamarły też legalnie działające przy nich przedsiębiorstwa, w których goście zza wschodniej granicy zostawiali sporo pieniędzy. Chętnie kupowali też żywność, artykuły gospodarstwa domowego czy materiały budowlane.
Skutki zamkniętych granic sięgają w głąb kraju. Białostocka hurtownia spożywcza Delpi Imex, zaopatrująca pograniczne sklepy, punkty gastronomiczne i bazary, podaje, że jej sprzedaż na rynku lokalnym spadła o 90 proc. – Przyczyną jest zastopowanie ruchu z Białorusi. Po 9 lutego odnotowałem spadek zakupów przez klientów cudzoziemców o 60 proc. – relacjonuje szef firmy Piotr Dąbrowski. Za styczeń odprowadził 70 tys. zł podatku dochodowego. Za luty tylko 6 tys. Jeszcze usiłuje sprzedawać zapasy, ale często poniżej kosztów zakupu.
Cierpi też transport. Firmy wożące towary na Białoruś nadkładają setki kilometrów i spalają dodatkowe paliwo, jadąc do przejść na Litwie lub w Koroszczynie k. Terespola. Przejście w Kuźnicy (na szlaku do Grodna) jest zamknięte już od listopada 2021 r.