Przyjęcie euro w Polsce w najbliższym czasie doprowadziłoby do zatrzymania, albo nawet zawrócenia, procesu bogacenia się Polaków, a co najmniej dużej części Polaków - taką tezę postawił na jednym z listopadowych spotkań z wyborcami prezes PiS Jarosław Kaczyński. Jak twierdził, strefa euro to klub dla państw, które są zamożne już w momencie akcesji. W jego ocenie o rezygnacji z własnej waluty Polska będzie mogła myśleć dopiero wtedy, gdy pod względem PKB per capita dogoni Niemcy. To perspektywa co najmniej 30 lat.
Sceptycznie wobec euro wypowiada się także prezes Narodowego Banku Polskiego Adam Glapiński. Jego deklaracje są jednoznaczne: do czasu, gdy kieruje bankiem centralnym, euro w Polsce nie będzie - nie tylko dlatego, że mielibyśmy problem ze spełnieniem kryteriów członkostwa w europejskiej unii walutowej. Jego postawa gwarantuje więc, że do 2028 r. dyskusja o przystąpieniu Polski do strefy euro będzie czysto teoretyczna. To jednak nie oznacza, że nie warto jej prowadzić. Oto co o korzyściach i kosztach wprowadzenia euro w Polsce sądzą ekonomiści, uczestnicy panelu eksperckiego "Rzeczpospolitej".
Teza 1: Polska powinna wyznaczyć sobie konkretną datę (w przewidywalnej przyszłości, maksymalnie do 2030 r.) przyjęcia euro i podjąć działania, które to umożliwią.
Liczba respondentów: 34
Opinie ekspertów (34)
Zaręczmy się z euro, ale nie spieszmy się z małżeństwem.
Tak. Stawianie rozmytych celów lub unikanie ich stawiania w ogóle jest wygodne dla polityków, którzy nie muszą się z niczego rozliczać, ale jest zarazem jedną z największych ułomności polskiej polityki publicznej, widoczną nie tylko w odniesieniu do euro, Ten problem dotyczy też innych sfer, np. energetyki, ochrony zdrowia, nauki, edukacji. Tylko tam, gdzie cele są jasno zdefiniowane. zoperacjonalizowane i rozliczane, jak np. w zakresie infrastruktury, sprawy posuwają się naprzód i to w zgodzie z planem.
Jestem zwolennikiem integracji monetarnej w ramach Unii Europejskiej. Uważam, że korzyści z integracji zdecycowanie przeważają nad potencjalnymi kosztami - o czym więcej w odpowiedzi na kolejne pytania. Bez wyznaczenia konkretnej daty integracja monetarna z UE nigdy nie nastąpi.
Uważam, że w tej kwestii potrzeba elastyczności: podejmowane kroki powinny zależeć - po pierwsze - od warunków politycznych w kraju (chęci przyjęcia euro przez Polaków) oraz - po drugie - skuteczności i tempa wprowadzanych w strefie euro reform fiskalnych, wspólnego rynku finansowego itd.
Warto mieć ustaloną datę, ponieważ dzięki temu można będzie przygotować harmonogram działań prowadzących do celu. Bez takiej daty harmonogram będzie przesuwany do bliżej nieokreślonej przyszłości.
Docelowa data ma charakter deklaracji politycznej, oczywiście może być dość odległa, może też być zmieniona jeśli sytuacja na to nie pozwala. Oczywiście nie oczekuję takiej deklaracji po obecnym rządzie.
Z perspektywy ekonomicznej, przyjęcie euro powinno być poprzedzone spełnieniem pewnych warunków gospodarczych. Chodzi przede wszystkim o poziom tzw. naturalnej stopy procentowej oraz strukturę i amplitudę wahań koniunkturalnych. Im bardziej będziemy "podobni" do gospodarek rdzenia strefy euro, tym większa szansa, że polityka pieniężna ustalana przez EBC będzie odpowiednia także dla nas i tym mniej kosztowne będzie wstąpienie do unii monetarnej. To podobieństwo zależy nie tyle od poziomu PKB, ile raczej od takich czynników jak struktura sektorowa gospodarki, regulacje sektora finansowego, poziom długu publicznego oraz prywatnego itp. Wiązanie sobie rąk konkretną datą wydaje się w tym kontekście szkodliwe, szczególnie, że nie wiadomo kto i jak miałby to egzekwować od przyszłych rządów.
W praktyce, wspólna waluta zawsze była i będzie projektem politycznym a nie ekonomicznym. Od samego początku istnienia wspólnego rynku, czołowi politycy europejscy nie kryli, że jego głównym celem jest wyeliminowanie ryzyka kolejnej wojny w Europie. Najpierw poprzez międzynarodową kontrolę nad niemieckim przemysłem zbrojeniowym (wspólnota węgla i stali), następnie przez integrację rynków zbytu i łańcuchów dostaw w innych sektorach, aż po unię monetarną w odpowiedzi na niemieckie ponowne zjednoczenie w 1990 roku. Kraje europejskie najpierw decydowały o stworzeniu coraz bardziej zintegrowanych instytucji gospodarczych, aby osiągnąć swoje cele polityczne, nie patrząc na ekonomiczne koszty, a dopiero potem starały się do tych instytucji gospodarczo “dorosnąć”. Tak też powinno być w przypadku Polski i euro, ale procesy polityczne są poza moją ekspertyzą.
Ustalenie daty byłoby czynnikiem mobilizującym do przyjęcia euro. Zobowiązanie się do przyjęcia euro w określonym terminie rodzi jednak ryzyko jego niedotrzymania (np. ze względów losowych), co obniżyłoby wiarygodność prowadzonej polityki gospodarczej. Z tego względu nie jestem zwolennikiem konkretnej daty.
Wyznaczenie daty to decyzja polityczna. Na pewno nie zrobi tego obecny rząd. Przyszły, jeśli to będzie rząd obecnej opozycji, tak.
Przyjęcie Euro jest domknięciem procesu włączania Polski do grona państw, z którymi wiąże nas dziedzictwo kulturowe oraz procesy rozwojowe. Nie chodzi tu wyłącznie o wąsko rozumiane korzyści ekonomiczne i wygodę.
Dyskusje o dacie wejścia Polski do strefy euro trzeba odłożyć do czasu, gdy celem polityki ekonomicznej w Polsce ponownie stanie się zwiększanie efektywności gospodarki i utrzymywanie jej na ścieżce zrównoważonego wzrostu, a nie umacnianiu państwowych monopoli i podporządkowywaniu polityki fiskalnej cyklowi wyborczemu.
Przyjęcie wspólnej waluty jest strategicznie istotne dla rozwoju naszego kraju. Brak terminu zachęca do kwestionowania pożytków tego rozwiązania, a także otwiera pole przeciwnikom członkostwa w UE.
Ewentualne przyjęcie euro to nie problem techniczny - który można dokładnie zaplanować, podzielić na działania itp. - lecz polityczno-gospodarczy, zależny od warunków instytucjonalnych w strefie euro. W obecnym kształcie unia monetarna uzupełniona jest jedynie niestabilną namiastką unii fiskalnej, brakuje również ambitnych działań na rzecz unii socjalnej (czyli wyrównywania warunków pracy i płacy, dostępu to usług publicznych i świadczeń socjalnych). Konstrukcja strefy euro premiuje model wzrostu ciągnionego przez zyski i eksport, gdzie dostosowania makroekonomiczne odbywają się kosztem pracowników. To wszystko oznacza, że dołączenie do strefy euro ogranicza możliwości prowadzenia autonomicznej polityki fiskalnej i społecznej. To właśnie reformy instytucjonalne w strefie euro - a nie konkretna, wiążąca nam ręce, data - powinny wyznaczać horyzont przyjęcia euro w Polsce.
Wyznaczenie jakiejkolwiek daty ewentualnego przyjęcia euro powinno być poprzedzone wnikliwą analizą, uwzględniającą argumenty za i przeciw wstąpieniu Polski do strefy euro w perspektywie długoterminowej. Ponadto taki rodzaj planowania musiałby zakładać jakąś stabilność uwarunkowań zewnętrznych, w tym politycznych. Tymczasem żyjemy w czasach wyjątkowej niepewności, gdzie trudno przewidzieć co będzie działo się za 3, 5 czy 7 lat i m.in. stąd nie ma uzasadnienia, aby wiązać sobie ręce decyzją podjętą w niestabilnych uwarunkowaniach, co do której nie ma ponadto powszechnej zgody, w tym politycznej.
Wyznaczenie daty przyjęcia euro musi być wiarygodne. Tak długo jak nie jest to możliwe, nie powinniśmy takiej daty określać. Jednak jak najbardziej Polska już teraz powinna zdecydowanie przyjąć jako cel wstąpienie do strefy euro i konsekwentnie do niego dążyć.
To rozważania czysto teoretyczne, przynajmniej do następnych wyborów. Następny rząd mógłby założyć pewną ramę takiego planu, ale powinien trzymać się jej elastycznie, przynajmniej dopóki uwarunkowania pozaekonomiczne (jak ceny nośników energii i rosyjska inwazja na Ukrainę) nie przestaną destabilizować sytuacji gospodarczej.
Ewentualne wejście do strefy euro nie powinno zależeć od daty, lecz od stanu gospodarki. W szczególności kluczowe jest, by przeciętny poziom stóp procentowych strefy euro był dla Polski adekwatny lub by ewentualną różnicę dało się skompensować innymi instrumentami pozostającymi w dyspozycji krajowej (np. poprzez odpowiednie dostosowanie polityki makroostrożnościowej).
To nie jest realne. Nie widać możliwości realizacji jakichś konkretnych działań w tym kierunku; nie widać też entuzjazmu do takiego planu ze strony Komisji Europejskiej i Europejskiego Banku Centralnego. Wystarczy porównać dynamikę przepływów kapitałowych i kursów walut za ostatnich 15 lat dla Polski i Chorwacji,,która właśnie przystępuje do strefy euro, żeby zorientować się, dlaczego tak jest.
Przyjęcie euro wynika ze zobowiązań, które Polska przyjęła przystępując do UE. Wyznaczenie daty powinno być celem kierunkowym, jednak z uwzględnieniem marginesu pojawienia się okoliczności, których dzisiaj nie jesteśmy w stanie przewidzieć.
Warto podkreślić, że wśród ekonomistów, którzy nie zgodzili się z tezą, że Polska powinna wyznaczyć sobie dość nieodległą datę przyjęcia euro - maksymalnie do 2030 r. - są tacy, którzy uważają, że byłoby to dla Polski korzystne. Sądzą jednak, że plan przyjęcia euro musi być wiarygodny, a taki nie będzie dopóty, dopóki u władzy jest PiS, a na czele banku centralnego Adam Glapiński. Sugeruje to, że odsetek ekonomistów, którzy opowiedzieliby się za relatywnie szybką akcesją do unii walutowej, gdyby było to politycznie możliwe, jest większy, niż wynika z naszej sondy. Sceptycyzm niektórych respondentów wzbudziło też sformułowanie, że data przyjęcia euro powinna być "konkretna". Niektórzy ekonomiści obawiają się, że wiązałoby to Polsce ręce w czasach, które wymagają sporej elastyczności w polityce gospodarczej.
Teza 2: Przystąpienie do strefy euro przyspieszy – ceteris paribus – tempo wzrostu gospodarczego Polski.
Liczba respondentów: 34
Opinie ekspertów (34)
Wejście do strefy euro sprzyjałoby skupieniu się polityki ekonomicznej na poprawie technologicznej konkurencyjności naszej gospodarki, co było głównym źródłem naszego wzrostu gospodarczego od połowy lat 90. XX w.. gdy perspektywa wejścia Polski do Unii Europejskiej zaczęła przyciągać duży napływ inwestycji bezpośrednich.
O gospodarczym sukcesie nie decyduje waluta, ale przede wszystkim gospodarcze fundamenty: jakość kapitału ludzkiego i infrastruktury, poziom innowacji, konkurencyjność rynków, dostępność siły roboczej itp. Wejście do strefy euro mogłoby pomóc wzrostowi, jeśli przyspieszyłoby reformy strukturalne i podniosło odporność gospodarki na szoki. Ani jedno ani drugie nie jest oczywiste i zależy od szerszego kontekstu. Końcowy efekt nie byłby też znaczący. Ważny byłby też kurs, po którym Polska przystąpiłaby do euro: powinien on zapewnić długoterminową konkurencyjność polskiej gospodarki.
Tak - zacznie się szybciej aprecjonować kurs realny waluty krajowej czy też - jak kto woli - zaczną się szybciej wyrównywać ceny. Widać to we wszystkich krajach Europy Środkowo-Wschodniej, które przystąpiły do strefy albo związały się z euro pegiem. W tej chwili mamy bardzo dużą rozbieżność między PKB per capita liczonym w kursie wymiany (47 proc. średniej unijnej) a liczonym zgodnie z parytetem siły nabywczej PPP (ok. 77 proc. średniej). Zmniejszenie tej różnicy do poziomu np. Czech albo Hiszpanii wymaga właśnie aprecjacji kursu realnego, tj. zbliżenia poziomu cen lub aprecjacji nominalnej.
Przystąpienie do strefy euro wpłynie na intensyfikację wymiany handlowej oraz przepływów inwestycyjnych.
Nie. Polska gospodarka może uzyskać wyższy poziom potencjalnego PKB, ale nie wyższe tempo wzrostu. Wyższy poziom potencjalnego PKB oczywiście wiąże się z wyższym tempem wzrostu - ale tymczasowo. Literatura akademicka potwierdza, że przyjęcie euro daje bardzo wysokie wzrosty w handlu międzynarodowym, umiarkowany wzrost potencjalnego PKB, wyraźny spadek inflacji, ale nie generuje szybszego wzrostu PKB długoterminowo.
Moja ocena w tym przypadku ewoluuje. Są empiryczne dowody na to, że przyjęcie euro w innych krajach pobudziło handel, a co za tym idzie w pewnym stopniu przyczyniło się do wzrostu poprzez efekty specjalizacji i wymiany technologii oraz wiedzy. Z drugiej strony kryzys strefy euro w krajach południa był zdecydowanie głębszy i dłuższy przez brak możliwości deprecjacji waluty. Element, który u mnie ewoluuje, to ocena korzyści, kosztów i ryzyk własnej polityki pieniężnej - nieadekwatna polityka monetarna może być zagrożeniem sama w sobie. Inflacja w krajach bałtyckich, które mają euro, nie niesie za sobą zagrożenia odkotwiczenia, a w Polsce to ryzyko jest teraz istotne.
Na gruncie teorii nie ma takiego mechanizmu, który pokazywałby w jaki sposób przyjęcie wspólnej waluty miałoby doprowadzić do trwałego przyspieszenia tempa wzrostu. Należałoby raczej oczekiwać, że w długim okresie trwale wzrośnie jedynie poziom dochodu, ale tempo wzrostu zwiększy się jedynie przejściowo i będzie nieco wyższe przez kilka pierwszych lat po przyjęciu wspólnej waluty.
Rzecz jasna pod warunkiem odpowiedniego dostosowania polityki gospodarczej i regulacyjnej w sektorze finansowym.
Tak, głównie poprzez obniżenie stóp procentowych i - potencjalnie - przez boom eksportowy. Warto jednak mieć na uwadze, że to nie musi być pożądane. Wzrost gospodarczy może być zbyt szybki i doprowadzić do bolesnej recesji w przyszłości, szczególnie jeśli wywołany jest zbyt niskimi stopami procentowymi.
Na to pytanie moja odpowiedź brzmi "to zależy". W raporcie pt. "Ekonomiczne wyzwania integracji Polski ze strefą euro", którego byłem współredaktorem, opisaliśmy dlaczego przystąpienie do strefy euro należy postrzegać raczej w kategoriach wyzwań i szans, aniżeli w kategoriach rachunku korzyści i kosztów. Innymi słowy, przyjęcie euro stanowi szansę na przyspieszenie wzrostu gospodarczego, ale czy z niej skorzystamy, zależy od tego, jak będzie wyglądała struktura naszej gospodarki.
Tak, ale nie tylko o to chodzi. To istotna część ogólnego wyzwania cywilizacyjnego, służącego wszechstronnemu rozwojowi społecznemu.
Ale to, czy przyjęcie euro przyspieszy tempo wzrostu gospodarczego, ma w istocie niewielkie znaczenie. To jest ruch wskazujący na kierunek rozwoju Polski, na miejsce Polski w świecie w perspektywie wielu lat.
Przystąpienie do strefy euro może zmienić model wzrostu albo wpłynąć na przebieg dostosowań do negatywnych szoków makroekonomicznych, ale jego wpływ na tempo wzrostu PKB jest ograniczony. Zarówno po stronie popytowej jak i podażowej źródła wzrost leżą gdzie indziej, niż w samej sferze monetarnej - w strukturach produkcji, warunkach podziału dochodu i własności czy wybranych instytucjach. Nawet ewentualne wyraźne obniżenie kosztu kapitału nie koniecznie wywoła boom inwestycyjny (bariery inwestycyjne leżą gdzie indziej). Świadczą o tym również doświadczenia krajów naszego regionu, które przystąpiły do strefy euro (Słowacja, kraje bałtyckie) - ich tempo wzrostu PKB nie przekraczało polskiego, albo wręcz było dużo niższe.
Kształtowanie się wzrostu gospodarczego zależy od wielu czynników, nie tylko od tego, czy dane państwo należy czy nie do strefy euro. Wśród państw strefy euro są zarówno państwa o stabilnych, jak i chwiejnych fundamentach gospodarczych. Ponadto w ostatnich latach wzrost gospodarczy Polski na tle niektórych państw strefy euro wyróżniał się.
Przystąpienie do strefy euro obniży stopy procentowe, zwiększy naszą wiarygodność, podniesie bezpieczeństwo gospodarcze i przyczyni się do wzrostu inwestycji i PKB. Potwierdzają to wszystkie wiarygodne badania.
To zależy od polityki gospodarczej prowadzonej przed i po wprowadzeniu euro. Południe Europy popełniło mnóstwo błędów wynikających z ekonomicznej niefrasobliwości po wejściu do strefy euro. Zgoda na pytanie zakłada, że my tych błędów nie popełnimy.
Raczej na odwrót. Przyspieszenie tempa wzrostu i szeroko rozumiana stabilizacja umożliwi w miarę realne wyznaczenie orientacyjnej daty przystąpienia do strefy euro.
W odpowiedziach na pytanie, czy przystąpienie do strefy euro podniosłoby wzrost gospodarczy w Polsce, część ocen negatywnych wynika z koncentracji na długim terminie. Kilkoro ekonomistów, którzy uznali, że euro nie przyspieszy wzrostu gospodarczego, w rzeczywistości takiego efektu oczekuje, z tym że - co zrozumiałe - nie byłby on trwały. Ale nawet przejściowe podbicie tempa wzrostu oznaczałoby, że euro pomogłoby Polsce gonić pod względem poziomu PKB per capita zamożniejsze kraje Europy Zachodniej.
Teza 3: Autonomia w polityce pieniężnej i własna waluta odgrywają coraz mniejszą rolę w stabilizowaniu polskiej gospodarki.
Liczba respondentów: 34
Opinie ekspertów (34)
Przykład ostatniego roku pokazuje, że polska gospodarka jest zwyczajnie podatna na duże zewnętrzne szoki makroekonomiczne, więc autonomię monetarną i tak mamy ściśle ograniczoną.
Autonomiczna polityka pieniężna w połączeniu z płynnym kursem mogą stabilizować wahania cykliczne lub być źródłem wahań i niestabilności. Zależy to zarówno od uwarunkowań globalnych, np. globalnych zmian w zakresie awersji do ryzyka, jak i lokalnych, np. stopnia synchronizacji cyklu.
Teoretycznie w małej gospodarce otwartej o zmiennym kursie walutowym polityka pieniężna może oddziaływać na produkt poprzez swój wpływ na kurs walutowy. W praktyce Polska nie zdradzała w ostatnim czasie dużych zdolności do prowadzenia polityki monetarnej w sposób wyprzedzający problemy i łagodzący wahania koniunktury. Wręcz przeciwnie, raczej je potęgowała m.in. tolerując wysoką inflację już w roku 2019 czy wspierając słabnięcie złotego względem euro. Obecnie podąża za innymi bankami państw Europy Środkowo-Wschodniej i oczekiwaniami rynku. Trudno tu mówić o autonomiczności.
Przyjęcie euro nie powinno być traktowane jako lekarstwo na obecny kryzys inflacyjny w Polsce. Za stabilność cen w Polsce odpowiedzialni są Narodowy Bank Polski i Rada Polityki Pieniężnej. Swój mandat wykonują źle. Natomiast zarówno badania empiryczne, jak i doświadczenie obecnego kryzysu inflacyjnego, wskazują dość jednoznacznie, że EBC, dzięki wiarygodności i instytucjonalnej niezależności z inflacją może sobie radzić - i istotnie radzi sobie - systematycznie lepiej niż niezależne, małe banki centralne. Niezależny bank centralny z dużą wiarygodnoscią pozwala na prowadzenie łagodnej polityki antyinflacyjnej z dobrymi skutkami. Strefa euro ma dziś niższą inflację i niższe stopy procentowe (choć niektóre małe gospodarki strefy euro mają chwilowo wyższą inflację niż Polska, to jest to w moim przekonaniu bardzo tymczasowe), więc jej mieszkańcy są dziś w dużo bardziej komfortowej sytuacji niż mieszkańcy Polski.
Biorąc pod uwagę w jak bardzo nieodpowiedzialny sposób prowadzona jest polityka monetarna w Polsce, trudno jest tutaj mówić o jakiejkolwiek stabilizacji, ponieważ w rzeczywistości jest dokładnie odwrotnie. Zatem zdecydowanie lepiej pozbyć się jak najszybciej własnej waluty zanim gospodarka zostanie całkowicie zdestabilizowana i konieczne będzie wprowadzenie bardzo drastycznych środków w celu przywrócenia równowagi makroekonomicznej.
Nie tyle "nie mam zdania", co widzę dwie strony zjawiska. Zgadzam się o tyle, że pole manewru tej polityki jest ograniczone. Z drugiej strony, autonomia polityki pieniężnej, przy jej nieudolnym prowadzeniu, może prowadzić do bardzo poważnych konsekwencji negatywnych.
Zmiany kursu złotego już od dawna mają dużo mniejszy wpływ na nasz eksport niż zmiany wielkości napływu inwestycji bezpośrednich. Dodajmy, że zmienność kursu nominalnego sprzyja stabilności kursu realnego tylko w sytuacji, gdy rynki finansowe uważają, iż bank centralny dąży do stabilizowania inflacji na poziomie celu. W przeciwnym razie może pojawić się ryzyko wzajemnego napędzania się inflacji i deprecjacji złotego.
Wielu ekonomistom i politykom przez lata wydawało się, że to pomaga w stabilizowaniu gospodarki. Ale gdy jakość klasy politycznej jest, jaka jest, to niewątpliwie nie pomaga.
Do pewnego stopnia można się zgodzić z tą tezą, świadczy o tym choćby wzmocnienie pozakosztowej konkurencyjności eksportu. Dochodzi do tego natura obecnego kryzysu, z dominacją czynników podażowych i globalnych - gdzie silna waluta niesie korzyści czasem przeważające nad tymi wynikającymi z autonomii. Wyniki makroekonomiczne pokazują jednak, że ich wpływ nie jest znaczny (wszystkie kraje regionu borykają się z wysoką inflacją, w większości koniunktura jest wysoka), a objawia się głównie w podziale kosztów dostosowań między grupy społeczne (na skutek wysokich podwyżek stóp procentowych w krajach spoza euro). Jednak wcześniejsze doświadczenia, z 2020 r. pokazują, jak nadal centralna jest autonomia w kontroli nie tylko kosztu pieniądza, ale i samej ilości oraz kierunków jego emisji. Dobra koordynacja polityki fiskalnej i monetarnej może przynieść szereg korzyści makroekonomicznych i społecznych (w finansowaniu kluczowych inwestycji, czy potrzeb zaopatrzeniowych) - co może być o wiele trudniejsze za pośrednictwem EBC.
Złoty jest niekiedy źródłem wstrząsów, a nie tylko stabilizatorem. Wspólna waluta zwiększy nasze bezpieczeństwo i stabilność.
Zwłaszcza, że narzędzia te nie są odpowiednio wykorzystywane.
Wraz z postępem realnej konwergencji rośnie podobieństwo polskiej gospodarki do gospodarek rdzenia strefy euro i, co za tym idzie, spada podatność na asymetryczne wstrząsy. Nie oznacza to automatycznie, że bilans korzyści i kosztów przystąpienia stał się już na pewno dodatni.
Niezależnie od wewnętrznych układów politycznych, sytuacja geopolityczna Polski w sposób naturalny będzie wpływać na osłabienie polskiej waluty i destabilizację gospodarki; przynajmniej do czasu pomyślnego zakończenia wojny na Ukrainie i deeskalacji napięć, co chyba szybko nie nastąpi. Gdyby Polska miała silniejsze poparcie kapitałowe ze strony Unii Europejskiej (a to zapewniałaby wspólna waluta), to ekonomiczne skutki związanych z tym napięć byłyby słabsze. Tu można różne odpowiednie cytaty przytoczyć, o Polaku mądrym po szkodzie, o złotym rogu i o tym, kto go miał itp.
Od czasów kryzysu 2007 r. polityka pieniężna odgrywa coraz większą rolę. Podczas globalnego kryzysu finansowego, a następnie koronakryzysu, oczy decydentów całego świata były zwrócone na banki centralne, w błagalnym oczekiwaniu wsparcia wzrostu gospodarczego. Podczas współczesnego geokryzysu oczy całego świata są zaś zwrócone przede wszystkim na krajowe banki centralne w oczekiwaniu ograniczenia wysokiej inflacji. Ponadto od dawna wiadomo, że polityka pieniężna prowadzona przez EBC nie jest dopasowana m.in. do potrzeb poszczególnych państw strefy euro (np. krajów południa). Warto też obserwować politykę kursową prowadzoną od lat przez USA i Chiny, która ma z pewnością istotne znaczenie w kształtowaniu pozycji gospodarczej tych państw.
Zgadzam się, ale z nieco inną tezą. Mianowicie, obecnie mamy duże lepsze rozumienie innych instrumentów, takich jak regulacja rynku kapitałowego i kredytowego czy aktywne użycie transferów fiskalnych (w recesji) oraz podatków (w czasie ekspansji), które mogą w pewnym stopniu zrekompensować utratę tych dwóch instrumentów.
Odgrywają dużą rolę, co nie oznacza, że ta rola jest odpowiednio wykorzystywana (obecnie nie jest).
Na dłuższą metę kluczowe znaczenie mają procesy rynkowe, a nie rozwiązania w polityce pieniężnej i posiadanie własnej waluty.
Teza 4: Przyjęcie euro będzie dla Polski opłacalne dopiero wtedy, gdy pod względem PKB per capita zrównamy się z Niemcami.
Liczba respondentów: 34
Opinie ekspertów (34)
Przyjęcia euro nie postrzegam w kategorii opłacalności, ale raczej szans i wyzwań. Przyjęcie euro przy niższym poziomie PKB per capita stanowi zarówno większe wyzwanie pod kątem utrzymania gospodarki na ścieżce zrównoważonego wzrostu, jak i szansę na szybsze tempo konwergencji.
Nie - jest to kryterium wymyślone bez żadnego poparcia w teorii ekonomii czy danych. Zostało wybrane po to, żeby przyjęcie euro nie było w Polsce możliwe. Powód jest czysto polityczno-symboliczny, podobny do iluzji kierujących Brytyjczykami przy Brexicie.
Nie istnieje teoria ekonomiczna ani żadne badania empiryczne, które pokazywałyby związek pomiędzy korzyściami z integracji monetarnej a relatywnym poziomem PKB do Niemiec. Wszelkie tego typu narracje to nieudokumentowane hipotezy.
Ważna jest synchronizacja cyklu makroekonomicznego, a nie poziom PKB per capita.
Absolutna bzdura, której nie warto nawet komentować.
To oczywista bzdura - dlaczego nie Słowacji? Albo, z drugiej strony, Luksemburga?
Koszty euro są tym mniejsze im bliżej nam do rdzenia UE pod względem poziomu technologii i kapitału (to determinanty długookresowych stóp procentowych) oraz im większe jest podobieństwo w reakcjach na szoki ekonomiczne naszej gospodarki oraz głównych krajów europejskich. To zależy bardziej od struktury sektorowej, demografii, oraz regulacji rynkowych i finansowych niż od samego poziomu PKB.
Dziwny pogląd, pozornie racjonalny, w rzeczywistości nieoparty na żadnych twardych danych czy faktach.
To niepoważny i szkodliwy dla Polski argument.
Badania empiryczne słabo potwierdzały efekt Balassy-Samuelsona. Były okresy, w których wydajność produkcji dóbr nie uczestniczących w obrotach handlowych z zagranicą rosła szybciej.
Zrównanie się pod względem PKB per capita z Niemcami (traktuję ten scenariusz czysto hipotetycznie, nie stanie się to w horyzoncie kilkudziesięciu lat) nie jest warunkiem koniecznym opłacalności przyjęcia euro. Te warunki to raczej zrównoważenie relacji kapitałowych Polski z krajami centralnymi (ograniczenie ujemnej pozycji inwestycyjnej netto, wzmocnienie struktur produkcji i potencjału technologicznego eksportu). Prędzej należy liczyć na korzystne dla krajów peryferyjnych dostosowania w konstrukcji strefy euro, o których pisałem w odpowiedzi na pytanie 1.
PKB per capita może być jednym z wielu kryteriów branych pod uwagę przy podejmowaniu decyzji o wstąpieniu Polski do strefy euro, ale z pewnością nie jedynym.
Korzyści z przyjęcia euro są szczególnie duże dla krajów biedniejszych. Nie powinniśmy z tym czekać do czasu zrównania się naszego PKB z PKB Niemiec.
Zrównanie poziomu PKB per capita z Niemcami nie powinno stanowić cezury dla wejścia do strefy euro. Po pierwsze, jeśli już to punktem odniesienia powinno być przeciętne PKB w strefie euro. Po drugie, istotniejsze od poziomu PKB są czynniki determinujące oszczędności i, co za tym idzie, tzw. równowagową stopę procentową dla Polski (w porównaniu do strefy euro). To strukturalnie wyższy poziom stopy równowagi w Polsce jest największym zagrożeniem w przypadku przystąpienia do unii walutowej, oznacza bowiem, że wspólna polityka pieniężna może być dla nas nadmiernie ekspansywna i prowadzić do narastania nierównowag makroekonomicznych i finansowych.
Chorwacja ma, zdaje się, niższy poziom PKB per capita niż Polska (piszę 'zdaje się', bo pomiary są niedokładne) i jakoś jej to nie przeszkodziło wejść do strefy euro. Trudno mi znaleźć przykład kraju, który stracił, a nie zyskał, na przyłączeniu się do tej strefy; Chorwacja więc też chyba na tym nie straci. Dlatego,od poziomu PKB, ważniejsza jest stabilizacja kursu waluty, przepływów kapitałowych i, na niskim poziomie, bezrobocia. Jak na razie, Polska radzi sobie dobrze tylko z tym ostatnim.
Żaden z krajów, które przystąpiły do UE w czasie i na warunkach porównywalnych do Polski nie przyjął takiego kryterium wejścia do strefy euro. Zależność jest raczej odwrotna - przyjęcie euro powinno sprzyjać doganianiu krajów bardziej rozwiniętych.
Ostatnia teza, którą przedstawiliśmy do oceny uczestnikom naszego panelu eksperckiego, miała pokazać, na ile przekonywujące są dla nich polityczne argumenty na rzecz członkostwa w strefie euro. W dyskusji na temat integracji walutowej często pojawia się bowiem pogląd, że im mniej państw UE będzie poza strefą euro, tym bardziej będą one zmarginalizowane w procesach decyzyjnych.
Teza 5: Pozostawanie poza strefą euro będzie dla Polski coraz bardziej niekorzystne wraz ze spadkiem liczby państw nienależących do unii walutowej.
Liczba respondentów: 34
Opinie ekspertów (34)
Głównych korzyści wejścia do strefy euro upatrywałbym w sferze politycznej, a nie ekonomicznej. Jeśli z czasem ośrodki podejmowania kluczowych decyzji przeniosą się do ciał związanych ze strefą euro, to pozostawanie poza nią może być coraz bardziej kosztowne. Pozostaje otwarte pytanie, do jakiego stopnia Polska będzie w stanie wykorzystać taki polityczny kapitał do swoich celów.
Czysto gospodarcze korzyści strefy euro, takie jak brak ryzyka kursowego ułatwiający życie eksporterom i importerom, byłyby odczuwalne już teraz i raczej nie zmienią się w czasie. W mojej ocenie skala tych ekonomicznych korzyści, po potrąceniu kosztów wspólnej polityki pieniężnej, jest niewielka. Współczesne rynki finansowe są na tyle płynne, że oferują zabezpieczenie przed ryzykiem kursowym relatywnie tanio. Ponadto, złoty osłabia się we "właściwym" momencie, gdy zbliża się recesja i nasi eksporterzy potrzebują pomocy, a dostęp do wspólnego rynku i odpowiednie regulacje gwarantują europejskie instytucje poza strefą euro.
Pozostawanie poza strefą euro będzie coraz bardziej niekorzystne z punktu widzenia uczestniczenia w procesie integracji europejskiej (i wywierania na nią wpływu). Niemniej, gdyby wejście do strefy euro miało oznaczać dla Polski wzrost nierównowag makroekonomicznych/finansowych i powtórzenie scenariusza krajów peryferyjnych strefy euro z lat 2000., to koszty znacząco przekroczyłyby korzyści.
Niekoniecznie. Rozszerzenie strefy euro będzie niekorzystne dla Polski przede wszystkim w warstwie politycznej, jako wyłączenie naszego kraju z coraz większej konstrukcji politycznej. Z drugiej strony, jeśli strefa euro nadal będzie podatna na nierównowagi (asymetryczne przepływy kapitałowe), nadal nie będzie posiadała wzmocnionych mechanizmów konwergencji realnej i społecznej - to bycie poza nią wcale nie musi być takie bolesne.
To jest smutna prawda, ale szybkiego rozwiązania nie widać. Niezależnie od tego, kto wygra wybory w 2023 roku, dopóki zagrożenie wojną będzie trwało, Polska będzie postrzegana jako kraj wysokiego ryzyka inwestycyjnego. To odbije się negatywnie na przepływach kapitałowych, kursie waluty i, być może, na odpływie kwalifikowanej siły roboczej.
Wiąże się to ze zjawiskiem politycznym powstawania "Europy dwóch prędkości". Pozostawanie poza strefą euro, czy też poza systemem skutecznego kontrolowania, rozliczania i wymieniania władzy, będą wypychać Polskę na peryferia UE.
Pewnie w małym stopniu tak, ale nie uważam, że jest to istotna kwestia w tej debacie.
Pozostawanie poza głównym nurtem integracji nigdy nie jest korzystne. Wspólna waluta jest istotnym elementem jednolitego rynku i zapewnia niższe koszty transakcyjne.
Centrum decyzyjne UE przesuwa się w stronę Eurogrupy.
Tak - polscy przemysłowcy nie przypadkiem domagają się euro.
Nie sądzę, aby to miało większe znaczenie. Kraje UE pozostające poza strefą euro są, poza Polską, relatywnie niewielkimi gospodarkami.
Nie ma to większego znaczenia, ponieważ kursy walut państw silnie zintegrowanych z Unią Europejską są w tendencji stabilne w relacji do euro – oczywiście pod warunkiem, że prowadzona jest w danym kraju odpowiedzialna polityka gospodarcza.
Pozostawanie poza strefą euro byłoby dla Polski coraz bardziej niekorzystne wraz ze spadkiem liczby państw nienależących do unii walutowej pod warunkiem, że strefa euro byłaby silnym ekonomicznie i politycznie monolitem, a tak nie jest. Warto po raz kolejny wspomnieć, że założenia, które legły u podstaw stworzenia strefy euro, nie zostały w pełni spełnione, w tym m.in. nie nastąpiła zakładana integracja gospodarcza i polityczna.
Jeżeli zostaniemy w "ogonie" krajów UE, które nie przyjęły euro, będziemy w relatywnie gorszej pozycji konkurencyjnej w wyścigu o inwestycje i kapitał. Stracilibyśmy na tym.
Największe zagrożenie to wyłonienie się "Unii w Unii", w której koordynacja fiskalna - a przez to i większe wydatki strukturalne - zachodziła będzie tylko w strefie euro.
Pozostawanie poza strefą euro będzie uniemożliwiać odnoszenie potencjalnych korzyści wynikających z przynależności do strefy wspólnej waluty.