Takie jest stanowisko Trybunału Konstytucyjnego wyrażone we wczorajszym wyroku dotyczącym skargi Wiesława M., który sprowadzał do Polski używaną odzież z Niemiec (sygn. SK 54/05).

W zgłoszeniach celnych deklarował unijne pochodzenie towaru, dzięki czemu korzystał z obniżonej stawki celnej wynoszącej 4,6 proc. Podstawą takiego traktowania przywożonej z Niemiec odzieży była deklaracja eksportera dołączona do składanego podczas odprawy celnej dokumentu administracyjnego SAD.

Polskie władze celne miały jednak wątpliwość co do unijnego pochodzenia odzieży. Aby to zweryfikować, zwróciły się do odpowiednich służb niemieckich

o przeprowadzenie postępowania wyjaśniającego prawdziwość deklaracji niemieckiego eksportera. Wiesław M. dowiedział się o tym post factum.

Ponieważ dokument przesłany z Niemiec nie potwierdzał unijnego pochodzenia odzieży, naczelnik Urzędu Celnego wymierzył importerowi 60-proc. cło, co spowodowało, że musiał on dopłacić fiskusowi ponad 42,5 tys. zł.

Wiesław M. odwołał się od tej decyzji do prezesa Głównego Urzędu Ceł (wtedy był to organ właściwy, obecnie byłby nim minister finansów), który jednak potwierdził wynik kontroli celnej. Wyjaśnił, że organ celny kraju importu nie jest powołany do oceny, czy prawidłowy formalnie dowód pochodzenia został wystawiony na towar, któremu rzeczywiście przysługuje status produktu pochodzącego z państw UE. Ocena dowodu pochodzenia może być przeprowadzona tylko przez upoważnione do tego władze celne kraju eksportu na podstawie art. 32 protokołu nr 4 do traktatu stowarzyszeniowego.

Na to rozstrzygnięcie Wiesław M. złożył skargę do wojewódzkiego sądu administracyjnego. Ten jednak podzielił stanowisko organów celnych. Wtedy przedsiębiorca wniósł kasację do NSA, zarzucając sądowi I instancji m.in. brak zapewnienia mu udziału w postępowaniu, które toczyło się w jego sprawie za granicą.

Gdy sąd kasację oddalił, Wiesław M. złożył skargę konstytucyjną do TK. Podnosił w niej przede wszystkim, że art. 32 protokołu nr 4 do traktatu stowarzyszeniowego uniemożliwia obronę stronie zainteresowanej uznaniem towaru za pochodzący ze Wspólnoty. Ponieważ nie może ona brać udziału w postępowaniu przed organami celnymi państwa eksportera, jest pozbawiona prawa do sprawiedliwego rozpatrzenia sprawy, co czyni wspomniany przepis prawa europejskiego niezgodnym z art. 45 naszej konstytucji.

– Działalność, którą prowadziłem, nie była zbyt dochodowa. Musiałem więc wziąć kredyt, żeby zapłacić cło, a potem w ogóle zakończyć działalność gospodarczą – powiedział „Rz” wczoraj obecny w Trybunale Wiesław M.

– Przyczyną kłopotów było to, że sam zainteresowany nie mógł brać udziału w postępowaniu przed niemieckimi władzami celnymi, a polskie służby uznały zagraniczny dokument za jedyny dowód w sprawie. Wszystko, co próbował przedstawiać na potwierdzenie swoich racji, było z góry odrzucane i przez organy, i przez sądy. W ten sposób pogwałcono jedno z podstawowych praw obywatelskich, czyli prawo do sprawiedliwego osądzenia sprawy – argumentował pełnomocnik importera, radca prawny Eugeniusz Wicher.Wyjaśniał też, że Wiesław M. nie mógł się domagać odszkodowania od niemieckiego kontrahenta na drodze cywilnoprawnej, gdyż postępowanie weryfikacyjne wobec niego było wszczęte kilka dni przed upływem dwuletniego okresu przedawnienia.

Z kolei zdaniem przedstawicieli Sejmu, prezydenta, prokuratora generalnego i MSW art. 32 protokołu nr 4 nie narusza naszej konstytucji. Polski podmiot może bowiem uczestniczyć w postępowaniu przed krajowym organem celnym, a to on przecież wydaje decyzję określającą dług celny.

TK poparł ten pogląd i uznał, że kwestionowany przepis wspólnotowy nie jest niezgodny z art. 45 polskiej konstytucji. Ten bowiem daje obywatelowi prawo do sprawiedliwego rozpoznania jego sprawy przez niezawisły sąd, a także do stosowania wobec niego uczciwej procedury podczas postępowania. Polega to na czynnym udziale w czynnościach procesowych, analizie dowodów, możliwości ich zgłaszania. Nie można jednak utożsamiać prawa do sądu z prawem do czynnego udziału w postępowaniu administracyjnym. Dlatego zarzut zgłaszany przez importera był nieuzasadniony.

– Procedury unijne polegają m.in. na wzajemnym uznawaniu przez jedno państwo ocen dokumentów sporządzonych w drugim. Dlatego nasze władze celne nie mają podstaw do kwestionowania ustaleń służb celnych innego kraju UE. Potwierdza to również orzecznictwo ETS – uzasadnił wyrok sędzia TK Mirosław Wyrzykowski.

Krzysztof Stefanowicz, dyrektor zespołu ds. cła i akcyzy w KPMG

Jeśli polskie organy celne mają zagraniczne świadectwo pochodzenia towaru lub np. zaprzeczenie, że pochodzi on z Unii, to zawsze odrzucają dowody importera. Informacje z zagranicy często dostają też ze znacznym opóźnieniem. Wystarczy zaś, że od złożenia wniosku o potwierdzenie unijnego pochodzenia towaru minie dziesięć miesięcy, a uznaje się, że odpowiedź jest negatywna. W efekcie nie można stosować obniżonej stawki celnej. Jeśli zaś chodzi o postępowanie weryfikacyjne, to w wielu wypadkach, np. gdy świadectwo pochodzenia wydaje izba handlowa, w ogóle nie jest prowadzone, a nawet jeśli jest inaczej, to nasi importerzy i tak nie mogą w nim uczestniczyć. Tymczasem jego wynik zwykle decyduje o opłacalności transakcji. Być może nigdy nie zostałaby ona zaplanowana, gdyby nie szansa na obniżone cło.

wyślij e-mail do autora: a.grabowska@rp.pl