Na pewno jednak wiedzą o co chodzi osoby, które w taki oto sposób określiły przedmiot transakcji na wystawionych przez siebie fakturach VAT. Być może wiedzą to również zatrudniani w firmie ich współpracownicy oraz przez jakiś czas będzie pamiętał, o co chodzi, nabywca. I raczej nikt poza nimi.
Ta mała dygresja, na którą sobie pozwoliłem, jest wyrazem mojej dezaprobaty do, niestety, bardzo ostatnio rozpowszechnionego zwyczaju ujmowania w polu faktury „nazwa towaru” jedynie marek bądź typów sprzedawanych rzeczy bądź nawet – w wersji minimalistycznej – własnych, wewnętrznych symboli kartotek magazynowych. Tymczasem całkowicie pomija się zwięzłe, jasne określenie przedmiotu dostawy. Któż z czytelników domyślił się, że w pierwszym przypadku chodzi o... wannę, a w drugim o aparat telefoniczny?
Problem może wydawać się błahy (a nawet zabawny) do momentu, w którym wczujemy się w rolę np. pracownika biura finansowo-księgowego obsługującego w ramach outsourcingu firmę, która otrzymała taką fakturę. Niekoniecznie musi być to zresztą firma zewnętrzna – problem z rozszyfrowaniem przedmiotu transakcji może też mieć wewnętrzny dział księgowy. Cóż wówczas pozostaje? Można samemu spróbować zidentyfikować, cóż to się kryje za zlepkiem cyfr i liter, którymi ktoś w dokumencie zastąpił nazwę towaru, lub skontaktować się z dostawcą albo obsługiwaną firmą i wyjaśnić sytuację, by stosownie odnotować i poprawnie zadekretować fakturę. Tyle że to wszystko zabiera czas i generuje zbędne koszty, oraz – wobec dość rozpowszechnionego zjawiska wadliwego wypełniania pozycji „nazwa towaru” – bardzo zakłóca płynność pracy księgowych.
Faktura jest dokumentem, który precyzyjnie i jasno powinien określać parametry czasowe i kwotowe przeprowadzonej transakcji, jej przedmiot oraz strony. Przedmiot ten jest identyfikowany właśnie poprzez nazwę sprzedanego towaru. Nie można jej zastąpić branżową czy wewnętrzną symboliką, gdyż ta zwykle nie jest (i nie musi być) znana wszystkim osobom, które mogą być potencjalnie zainteresowane wglądem do dokumentu. Nie chodzi tu tylko o księgowych, ale również np. o audytorów czy pracowników organów skarbowych. Traf chciał, że wymieniona na wstępie pierwsza „nazwa” zawarta była w fakturze, na podstawie której podatnik ubiegał się o zwrot części VAT od poniesionych wydatków mieszkaniowych. A tak opisanych pozycji w fakturze było kilkanaście, przy czym nie było na niej nawet symboli PKWiU (nie musiało ich być, bo sprzedaż była opodatkowana stawką 22 proc.). Jest niemal pewne, że urząd wezwie tego podatnika, by wyjaśnił, że owe „SY-VIS-WASI-000121” to po prostu... wanna. Strata czasu, nerwów i pieniędzy, naprawdę.
Nie utrudniajmy więc sobie wzajemnie życia i wystawiając faktury, konkretnie określajmy, co jest przedmiotem sprzedaży. Symbole nie mogą na fakturach zastępować jasnego, zwięzłego i precyzyjnego określenia nazwy sprzedanego towaru czy przedmiotu wykonanej usługi. Nie chodzi już o samą wadliwość faktur nieprecyzujących przedmiotu sprzedaży (urzędy podchodzą do tego liberalnie), ale po prostu o mieszczące się w zasadach współżycia społecznego dobre zasady biznesowe.