Wdrażanie ustawy z 9 czerwca 2016 r. o zasadach kształtowania wynagrodzeń osób kierujących niektórymi spółkami wywołało praktyczną dyskusję dotyczącą potrzeby ewidencjonowania ich czasu pracy. Przyczyna tej dyskusji wiąże się z wejściem w życie w tym samym czasie nowelizacji ustawy o wynagrodzeniu minimalnym, w części dotyczącej tzw. stawki godzinowej. Przypomnijmy, że zgodnie z art. 8b ust. 1 tej ustawy, w przypadku umów, o których mowa w art. 734 i art. 750 kodeksu cywilnego, strony określają w umowie sposób potwierdzania liczby godzin wykonania zlecenia lub świadczenia usług.

Oczywista, jak sądzę, intuicja podpowiada, że prowadzenie owej „ewidencji" godzin w tym przypadku nie ma żadnego sensu. Ustawowa wysokość wynagrodzenia oraz wynikająca z życiowego doświadczenia zdolność człowieka do wykonywania pracy zdają się bowiem czynić niemożliwym, aby stawki godzinowej nie uzyskać.

Bez wyrównania

Po drugie, nawet gdyby się okazało, że pracownik zarobił mniej, niż wynika z przemnożenia czasu pracy przez stawkę godzinową, nowa ustawa kominowa nie przewiduje dopłat do wynagrodzenia.

Rodzaj umowy

Nie wydaje się jednak, aby była potrzeba odwoływania się do wykładni funkcjonalnej. Wystarczy bowiem wykładnia literalna. Przypomnijmy raz jeszcze, że regulacje o stawce godzinowej dotyczą umów zlecenia (art. 734 k.c.) oraz umów nienazwanych (art. 750 k.c.). Rzecz w tym, że w moim przekonaniu z powodzeniem można je uznać za umowy nazwane.

Jakkolwiek prawo nie definiuje, od kiedy umowa jest nazwana, to jednak w doktrynie wymienia się istotne dla wykładni kryteria pomocnicze. Nowa ustawa kominowa zdaje się je określać z naddatkiem. Wymienia bowiem precyzyjnie strony umowy, sposób jej zawarcia, narzuca wymóg osobistego wykonywania pracy, określa przedmiot umowy, sposób ustalania wynagrodzenia, warunki dopuszczalności wypowiedzenia oraz inne zakazy i uprawnienia stron. Wszystko to znajduje się w odrębnej jednostce redakcyjnej ustawy.

Cechy szczególne

Można mieć wątpliwość, czy ta ustawa określa nazwę umowy i czy cechuje ją jakaś odrębność, nadająca jej unikalną cechę na tle innych podobnych umów.

Co do nazwy, można się pokusić o stwierdzenie, iż z ustawy da się ją zrekonstruować jako "umowa o świadczenie usług zarządzania na czas pełnienia funkcji przez członka organu zarządzającego spółki z istotnym udziałem własności publicznej".

Co do jej odrębności, to jest ich wiele. Przede wszystkim jest nią jednak ustawowy obowiązek osobistego wykonywania usługi. Ustawowe wyłączenie możliwości wykonywania usługi przez osoby trzecie, nawet jeśli członek zarządu prowadzi działalność gospodarczą w zakresie zarządzania, można wyjaśnić przede wszystkim ochroną interesu publicznego. Tak samo jak interes publiczny (mniejsza o to, czy właściwie zdefiniowany) leży u podstaw wprowadzonego ustawą faktycznego zakazu zatrudniania osób zarządzających na podstawie umów o pracę.

Tym samym powstała umowa o wymogu podobnym do umowy o pracę, która równocześnie nie przewiduje (i słusznie) kierownictwa.

Mając powyższe na uwadze, dylematy dotyczące potrzeby ewidencjowania czasu pracy osób objętych nową kominówką, wydają się być pozorne. Istnieje bowiem dostateczna liczba argumentów przemawiających za tym, że takiego obowiązku nie ma.

Arkadiusz Sobczyk, radca prawny, partner zarządzający Kancelarii Radcy Prawnego A. Sobczyk i Współpracownicy