Rz: Czy zmowy przetargowe są poważnym zagrożeniem dla rynku zamówień publicznych?
Tomasz Czajkowski: Bezwzględnie tak, i to niezależnie od liczby tego rodzaju przypadków. Groźna jest każda patologia występująca przy udzielaniu zamówień publicznych, a do tej kategorii niewątpliwie zaliczyć trzeba zmowy przetargowe. Trzeba też wyraźnie powiedzieć, iż prawie zawsze jest to przestępstwo ścigane na podstawie przepisów kodeksu karnego. Problem jednak w tym, że stosunkowo trudno jest je udowodnić, zwłaszcza wówczas, gdy obok wykonawców uczestniczy w nich ktoś, kto występuje po stronie zamawiającego. Pewnie dlatego, choć wiele się o tym mówi, przypadki wykrycia zmów przetargowych i ukarania ich uczestników są stosunkowo rzadkie.
Czy zamawiający powinien zwracać uwagę na to, czy nie ma zmowy między oferentami?
Oczywiście, zawsze ma taki obowiązek, ale jest on szczególnie istotny w przypadkach zamówień o dużej wartości, realizowanych na rynku, co do którego zachodzi domniemanie, iż został „podzielony" pomiędzy największych, potencjalnych wykonawców. Jeśli chce być uczciwy i przeprowadzić postępowanie zgodnie z przepisami, powinien uważnie ten rynek obserwować, zwłaszcza w sektorze, którego dotyczy zamówienie. Powinien zwracać uwagę na poziomy cen, jakie się pojawiają, głównych graczy, którzy działają w danej branży, wykonawców składających oferty w poszczególnych postępowaniach, a także tych, którzy je wygrywają.
A co szczególnie powinno zwrócić jego uwagę?
Nie sądzę, aby była jakaś uniwersalna recepta czy scenariusz wykrywania zmów przetargowych. Ale wyobraźmy sobie, że na rynku jest np. czterech głównych graczy i każdy z nich startuje w tych samych przetargach, a wygrywa kolejno zawsze jeden z tej czwórki. Oczywiście taki idealny model zdarza się rzadko, jednak trzeba analizować rynek pod kątem tego typu prawidłowości. Moje wątpliwości na pewno wzbudziłaby także sytuacja, w której cena wybranej oferty jest najniższa w danym przetargu, ale wyższa od tych, które występują na rynku polskim czy rynkach europejskich. Chodzi o takie postępowania, w których cena jest jedynym lub dominującym kryterium, a tak jest przecież prawie zawsze. Zamawiający na ogół nie analizuje cen złożonych ofert w aspekcie np. średniej ceny rynkowej, wystarcza mu, że cena oferty, którą wybiera, jest najniższa. Niestety, tego typu analizy stosunkowo rzadko prowadzą organy kontrolne. Wystarcza stwierdzenie: „wybrałem ofertę najtańszą".
Jak zamawiający powinien się zachować, jeśli poweźmie tego typu wątpliwości?
Jeśli chce, by zgodność z procedurą była faktyczna, a nie tylko pozorna, powinien rutynowo takiej analizy dokonywać. Przy zamówieniach dużej wartości, zwłaszcza infrastrukturalnych, powinien to być obowiązek, z którego należałoby surowo rozliczać kierownika zamawiającego, a po drodze także komisję przetargową. To przecież nie wymaga specjalnego wysiłku czy dużego nakładu pracy. Jeśli jednak te oraz inne działania nie wystarczą, a domniemanie wystąpienia zmowy wykonawców pozostaje, powinien się zwrócić do odpowiedniego organu – Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, ewentualnie Centralnego Biura Antykorupcyjnego lub prokuratury.
Tym, co może powstrzymywać zamawiających przed składaniem tego typu zawiadomień, jest obawa, że te podejrzenia okażą się niesłuszne. Sami nie mają bowiem wystarczających narzędzi, by je dostatecznie zweryfikować.
Specjalnych narzędzi wykrywania zmowy przetargowej rzeczywiście nie ma, ale zamawiający, zwłaszcza duży, powinien wykonać chociażby te czynności, o których mówiłem wcześniej, a także uważnie obserwować i analizować rynek oraz to, co się na nim dzieje. Powinien też pamiętać, że brak właściwego działania czy reakcji w przypadku domniemania wystąpienia zmowy przetargowej może być podstawą do pociągnięcia go do odpowiedzialności – także karnej.
Czasem zamawiającymi może kierować nie tyle zła wola, ile na przykład niechęć do komplikowania sytuacji...
Zapewne często tak jest. Dochodzi jeszcze do tego specyficzne chciejstwo oraz wiara w magiczną moc konkurowania wyłącznie ceną. Niestety, wykonawcy jakoś nie bardzo chcą te wiarę podzielać, a ich chciejstwo lokuje się zupełnie gdzie indziej. Wystarczy spojrzeć na nasze inwestycje drogowe, które prawie zawsze realizowane są przez wykonawców oferujących najniższą cenę. Jak więc jest możliwe, że budowa kilometra autostrady czy drogi szybkiego ruchu w Polsce jest jedną z najdroższych w Europie? Sądzę, że aby odpowiedzieć na to pytanie, nie potrzeba jakiegoś specjalnego instrumentarium, zapewne wystarczą proste liczydła. Nikomu jednak do tej pory nie chciało się tego policzyć. Oczywiście nie chcę przez to powiedzieć, że sytuacja, w której wygrywa najtańsza oferta, a koszt budowy kilometra znacznie odbiega od średniej krajowej czy europejskiej, jest wynikiem zmowy przetargowej. Uważam jednak, iż każdy taki przypadek powinien być bardzo dokładnie przeanalizowany. Bez względu na to, jak bardzo może to skomplikować sytuację zamawiającego.
—rozmawiała Katarzyna Borowska
Tomasz Czajkowski był prezesem Urzędu Zamówień Publicznych w latach 2001–2008