Wielu małych przedsiębiorców zaczyna szukać pracowników na sezon. W gastronomii, drobnym handlu i ogrodnictwie będzie zapewne – jak co roku – największe zapotrzebowanie na młodą kadrę. Przedsiębiorcy z tych branż liczą na wydajność tych osób za niewysoką stawkę.

Na ograniczenie kosztów zatrudnienia pozwalają czasem przepisy. Jak wynika np. z art. 53 ust. 2 ustawy o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy, pracodawca może przyjąć na staż bezrobotnego (tekst jedn. DzU z 2013 r., poz. 674 ze zm.). Chodzi o przyuczenie do pracy osoby przed trzydziestką. Taka współpraca ma wiele zalet. Po pierwsze, staż może być sezonowy – czyli obejmować np. trzy letnie miesiące. Ustawa przewiduje bowiem, że ma on trwać do 12 miesięcy, ale nie wskazuje minimalnego okresu przyuczania. Po drugie, z takim bezrobotnym nie trzeba zawierać ani umowy o pracę, ani kontraktu cywilnego. Wystarczy umowa o staż. Podpisuje ją firma organizująca naukę zawodu i starosta. Po trzecie, za wykonywaną pracę firma nie musi płacić. Stażysta dostaje stypendium finansowane przez starostę.

Jest jeszcze inna możliwość. Przedsiębiorca zyska 1513,50 zł premii, jeśli zdecyduje się na współpracę z bezrobotnym poniżej 30. roku życia, mającym bon stażowy (art. 66l ustawy o promocji zatrudnienia). Jednak tu nie obędzie się bez dłuższej współpracy. Przyjmując na tej podstawie bezrobotnego, firma deklaruje, że obejmie go półrocznym stażem, a po jego zakończeniu będzie go zatrudniać jeszcze przez pół roku. To dobre rozwiązanie, ale nie dla sezonowego personelu.

Jeśli ktoś woli zatrudnić ucznia, to musi pamiętać, aby sprawdzić jego metrykę. Co do zasady nie można bowiem zatrudniać osób poniżej 16. roku życia. Nieletni mogą pracować zarobkowo wyłącznie na rzecz podmiotu prowadzącego działalność kulturalną, artystyczną, sportową lub reklamową. I to tylko wtedy, gdy zgodzą się na to rodzice (lub inni przedstawiciele ustawowi) i inspektor pracy. Taka młoda osoba nie pomoże więc przy zbiorze truskawek czy sprzedaży lodów w nadmorskim kurorcie.

Jeśli młodzieniec ukończył 16 lat, ale nie jest pełnoletni, to z punktu widzenia prawa pracy jest młodocianym. W okresie wakacyjnym można go zatrudnić tylko przy pracach lekkich. Trzeba mu zapłacić, jak każdemu pełnoetatowemu pracownikowi, minimalne wynagrodzenie (1344 zł lub 1680 zł). I to za dniówkę nie ośmiogodzinną, jak dorosłemu, ale siedmiogodzinną (i za maksymalnie ?35 godzin w tygodniu). Na refundację pensji i odprowadzanych od niej składek też nie ma co liczyć. Ten przywilej zarezerwowany jest tylko dla młodocianych odbywających przygotowanie zawodowe. Jest jeszcze jeden problem – takiej młodej osobie nie można zlecić wykonywania każdego zajęcia. Listę zadań zabronionych określa rozporządzenie z 24 sierpnia 2004 r. (DzU nr 200, poz. 2047 ze zm.).

Zalety ma natomiast zatrudnienie uczniów i studentów na zlecenie. Gdy zleceniobiorcą jest uczeń gimnazjum, szkoły ponadgimnazjalnej lub ponadpodstawowej albo student, nie podlega on żadnym ubezpieczeniom do ukończenia 26. roku życia. Warto poprosić kandydata do pracy o pokazanie ważnej legitymacji szkolnej/studenckiej czy pisma o przyjęciu na studia. Powinien on też złożyć oświadczenie informujące o tym, czy ma inne tytuły do ubezpieczeń. Najlepiej zawrzeć w niej zobowiązanie zleceniobiorcy do poinformowania o zmianach w tym zakresie (np. o skreśleniu z listy studentów). Trzeba jednak uważać, aby na podstawie zlecenia nie powierzać pracy w warunkach typowych dla pracowniczego angażu. Jeśli ZUS uzna, że taki kontrakt to w rzeczywistości ukryty etat, zażąda od pracodawcy zaległych składek.