Ostatnio znowu zrobiło się głośno o konsekwencjach związanych z brakiem definicji dnia wolnego. Chodzi o to, że osoby pracujące na zmiany lub w systemie pracy ciągłej nie dostają odpowiedniej liczby dni wolnych.
Wyobraźmy sobie pracownika, który w piątek pracował na trzeciej zmianie od 22 do 6, sobotę i niedzielę miał wolną, a w poniedziałek przyszedł na poranną zmianę, która trwała od 6 do 14. Czy ten pracownik odebrał pełne dwa dni wolne od pracy?
Trudno o jednoznaczną odpowiedź, bo kodeks pracy nie definiuje pojęcia takiego dnia. Niektórzy, na czele z inspekcją pracy, twierdzą, że chodzi o 24 godziny liczone od zakończenia ostatniej doby pracowniczej.
Potwierdza to także Sąd Najwyższy w uchwale siedmiu sędziów z 10 lutego 1994 (I PZP 49/93).
Komentuje Przemysław Ciszek, wspólnik C&C Chakowski & Ciszek, wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego
Skoro ustawodawca zdefiniował jedynie „dobę pracowniczą”, wskazując jednocześnie, że definicja jest przewidziana do celów „rozliczania czasu pracy pracownika”, być może jego zamiarem nie było stosowanie jej również do „planowania czasu pracy”.
Moim zdaniem brak definicji dnia wolnego od pracy jest właśnie celowym działaniem, które ma na celu uniknięcie omawianej sprzeczności. Warto w tym kontekście przytoczyć zdanie Sądu Najwyższego zawarte w uchwale siedmiu sędziów z 10 lutego 1994 (I PZP 49/93), zgodnie z którym pracownikowi zatrudnionemu w zakładzie pracy w systemie trzyzmianowej organizacji pracy, na stanowisku w ruchu ciągłym, rozpoczynającemu pracę w niedzielę na trzeciej zmianie i kończącemu pracę na tej zmianie w dniu następnym, w granicach czasu, który uważa się za pracę w niedzielę, nie przysługuje dodatek przewidziany w art. 134 § 2 k.p., jeżeli pracownik otrzymał 24 kolejne godziny wolne od pracy w czasie roboczym tygodnia, rozpoczynające się po zakończeniu trzeciej zmiany.
Powyższą uchwałę wydano przed wprowadzeniem obecnych przepisów dotyczących czasu pracy, jednak podobnie jak teraz w tamtym czasie brak było definicji dnia wolnego od pracy. Można ją moim zdaniem odnieść również do obecnej sytuacji. W innym razie konieczna będzie nowelizacja kodeksu pracy, a tysiące firm sztucznie zwiększy koszty swojego funkcjonowania.
Istnieje zatem duże prawdopodobieństwo, że w podanym przykładzie pełne wolne dni nie zostały zapewnione - patrz wykres.
Samowolka interpretacyjna
Brak jednoznacznych wykładni powoduje, że niektórzy pracodawcy definicję dnia wolnego interpretują na swoją korzyść. Działając we własnym interesie, przyjmują przykładowo, że dzień wolny
- pokrywa się z dobą kalendarzową, tj. trwa od godziny 00 do 24,
- rozpoczyna się od zakończenia pracy w poprzednim dniu.
Jest też pogląd, że dzień wolny zaczyna się od zakończenia 11-godzinnego odpoczynku dobowego w poprzedniej dobie pracowniczej.
Na razie nie wiadomo, która koncepcja jest słuszna. Niektórzy eksperci przekonują o słuszności wszystkich interpretacji, bo z powodu braku wyraźnych regulacji prawnych żadnej nie można wykluczyć.
Pojawiły się głosy, że sądy orzekają zgodnie z interpretacją GIP, co dla większości pracodawców jest bardzo niekorzystne, bo chcąc stosować zaprezentowaną przez urząd koncepcję, musieliby zaangażować do pracy dodatkowe osoby.
Zbyt wysokie koszty
– Znam firmy, które stać na tego typu rozwiązania. Dzięki temu osoby pracujące w piątek na trzeciej zmianie np. od godziny 22 do 6 nie muszą przychodzić w poniedziałek na pierwszą zmianę, tj. na godzinę 6. Niestety, tacy pracodawcy należą do rzadkości. Większości po prostu na to nie stać, a nie czując presji popełnianego wykroczenia przyjmują, że między trzecią zmianą w piątek a pierwszą w poniedziałek były dwa dni wolne – tłumaczy Monika Wacikowska, prawniczka specjalizująca się w prawie pracy.
Informacja o sądach kwestionujących takie praktyki nie ma dla nich dużego znaczenia, bo dopóki kodeks pracy nie reguluje definicji dnia wolnego, dopóty nie ma podstaw prawnych do nakładania grzywien. Czym innym jest natomiast fakt, że pracownicy są stratni.
Ile godzin mniej? Chcąc to zobrazować, musimy wrócić jeszcze raz do naszego przykładu i choć niektórzy to kwestionują, dodatkowo posłużyć się pojęciem doby pracowniczej. Przypominam, że zgodnie z art. 128 k.p. chodzi o 24 kolejne godziny, poczynając od godziny, w której pracownik rozpoczyna pracę zgodnie z obowiązującym go rozkładem czasu pracy.
Kilka godzin mniej
Zatem rozpoczęcie pracy o godzinie 22 w piątek i rozpoczęcie jej o 6 w poniedziałek powoduje, że na przełomie dwóch weekendowych dni (sobota, niedziela) zatrudniony odpoczywał nie 48, a jedynie 32 godziny.
To 16 godzin mniej. Policzyliśmy to tak: piątkowa doba pracownicza kończy się o godzinie 22 w sobotę. Zgodnie z teorią, że dzień wolny to 24 godziny liczone od zakończenia tej doby, to wolna sobota upłynie o godzinie 22 w niedzielę. Do godziny 6 rano (moment rozpoczęcia pierwszej zmiany) pozostało osiem godzin.
Zatem w sumie podczas weekendu pracownik odpoczywał nie 48 godzin, tylko 32. Przyjmując, że 16 godzin w ciągu dnia nie zapewnia pełnego dnia wolnego, można też uznać, że w niektórych sytuacjach, gdy praca obejmuje soboty i niedziele, pracodawca naruszył zasadę z art. 147 k.p. Nakazuje on bowiem zapewnić pracownikom łączną liczbę dni wolnych od pracy w przyjętym okresie rozliczeniowym, odpowiadającą co najmniej liczbie niedziel, świąt i dni wolnych z racji przeciętnie pięciodniowego tygodnia pracy.
– Zgadzam się, strata jest, ale przy innym układzie zmian pracownik korzysta i często odpoczywa dłużej niż 24 godziny. Tak jest, gdy np. w piątek pracuje na drugiej zmianie od godziny 14 do 22, a w poniedziałek przychodzi na trzecią zmianę, rozpoczynając ją o godzinie 22 tego dnia.
Wtedy w przeliczeniu na pełne doby zatrudniony odpocznie nie 48 godzin, ale aż 56 godzin (24 godziny x 2 dni wolne + 8 godzin wolnego w poniedziałek przed rozpoczęciem III zmiany) – mówi Monika Wacikowska.
Czytaj też:
Przepisy o czasie pracy z praktycznym komentarzem:
Zobacz:
» Dobra Firma » Kadry » Czas pracy » Harmonogramy czasu pracy
» Kadry i płace » Czas pracy » Systemy czasu pracy » Praca na zmiany
» Kadry i płace » Czas pracy » Systemy czasu pracy » Praca w ruchu ciągłym