[b][link=http://blog.rp.pl/usowicz/2009/07/31/ewa-usowicz-pracownicy-zostali-na-lodzie/]skomentuj na blogu[/link][/b]
Krótko mówiąc, szefowie będą mogli zwalniać podwładnych szybko i bez tłumaczenia.
A przecież intencje były dobre – nowe przepisy miały gwarantować pracownikom szybsze uzyskiwanie stałej posady. Niestety, przepis został sformułowany tak, że efekt będzie odwrotny do zamierzonego. Firmy będą teraz mogły bezkarnie zawierać z pracownikami kolejne umowy na czas określony, a stały etat stanie się marzeniem ściętej głowy. Obecna zaś zasada, w myśl której trzecia umowa musi być bezterminowa, odchodzi do lamusa.
Powiedzmy sobie szczerze – w wyniku kryzysu mamy rynek pracodawcy, a nie pracownika. Zwykle to firmy dyktują warunki pracy i płacy, bo mają w kim wybierać. Pracownicy godzą się na obniżki wynagrodzeń czy cięcia w pakietach socjalnych, byle przetrwać do lepszych czasów.
Zmiany, które wprowadza ustawa o łagodzeniu skutków kryzysu wśród przedsiębiorstw i ich pracowników, okazują się zdecydowanie korzystniejsze dla firm niż osób w nich zatrudnionych. Przedsiębiorcy mogą liczyć m.in. na finansowe wsparcie, które pozwoli im utrzymać miejsca pracy, czy na rozwiązania, które uelastycznią system zatrudnienia. Natomiast pracownicy zostali na lodzie.
Zresztą wiele do życzenia pozostawiają także zmiany, które miały ułatwiać działalność firmom – w praktyce wsparcie finansowe otrzymają tylko nieliczne przedsiębiorstwa. Wszystko wskazuje też na to, że bez poprawek nie obejdą się także te punkty, które dotyczą zawierania umów o pracę. W przeciwnym razie obronną ręką z kryzysu wyjdą tylko firmy kosztem pracowników.
Wiele razy na łamach „Rzeczpospolitej” podawaliśmy przykłady na to, że dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane. Że z dobrych założeń powstają buble prawne. Rozwiązania zawarte w pakiecie antykryzysowym są tego kolejnym przykładem.