[b]Czy w kodeksie pracy powinny być rozbudowane przepisy określające przywileje osób pracujących i jednocześnie wychowujących dzieci?[/b]

Jerzy Wratny: Oczywiście. Ważna jest jednak skala przywilejów i ułatwień, która zależy od tego, co ustawodawca chce osiągnąć. Sejmowi uchwalającemu tzw. ustawę prorodzinną z 6 grudnia 2006 r. zależało na zwiększeniu liczby urodzeń w naszym kraju. Wskaźnik dzietności mamy jeden z najniższych w Europie. Trzeba mieć jednak świadomość, że nie tylko ułatwienia dla pracujących rodziców są brane pod uwagę przy podejmowaniu decyzji o posiadaniu dziecka. Moim zdaniem więcej w kodeksie pracy trudno było zrobić, by nie pogorszyć ich pozycji na rynku pracy i nie obciążać ponad miarę pracodawców.

[b]Rodzice powinni więc być zadowoleni z tych zmian i jedna z barier na drodze ku zwiększeniu przyrostu naturalnego została zlikwidowana.[/b]

Zacznijmy od sprawy wydłużenia urlopu macierzyńskiego. Zdecydowana większość pań ceni sobie możliwość osobistej opieki nad nowo narodzonym dzieckiem. Z badań wynika, że ponad 90 proc. kobiet opowiada się za wydłużeniem urlopu macierzyńskiego, chociaż spora ich grupa się obawia, że po długiej nieobecności pogorszy się ich pozycja w firmie. Trzeba też pamiętać o paniach z najwyższymi kwalifikacjami, które mają ambitne plany. Te nie są zainteresowane długą bezczynnością zawodową po urodzeniu dziecka.

[b]Docelowo urlop macierzyński wraz z jego częścią podstawową i dodatkową ma wynosić 26 tygodni. To dużo czy mało?[/b]

W Europie będziemy się pod tym względem plasować w ścisłej czołówce obok m.in. Czech. Pomijam przerwy w pracy, które można traktować jako odpowiedniki naszych urlopów wychowawczych. Jeszcze dwa lata temu urlop macierzyński wynosił 16 tygodni, więc podniesienie jego wymiaru do 20 tygodni w tym roku, a do 26 tygodni od 2010 r. pozwoli odczuć zmianę.

Warto powiedzieć, że np. zgodnie z Europejską kartą społeczną minimalny urlop macierzyński w państwach należących do Rady Europy powinien wynosić 12 tygodni. Urlop macierzyński ma być wydłużany stopniowo. I słusznie. Na pierwszy rzut oka można takie rozwiązanie uznać za asekuracyjne, ale ze względu na skalę zmian trzeba mieć czas, aby się z nimi oswoić. Jednorazowa zmiana byłaby zbyt dużym wyzwaniem dla ZUS i pracodawców. Ustawa była przygotowywana, zanim nastał kryzys i nawet wtedy uznano, że świadczenia dla pracujących rodziców trzeba wprowadzać stopniowo. W trudnych czasach radykalne zwiększenie przywilejów może być zbyt kosztowne zarówno dla pracodawców, jak i pracowników. Kto wie, czy w razie dramatycznego pogłębiania się kryzysu nie trzeba będzie przepisów nowelizować. Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie i że nie powtórzy się sytuacja, kiedy to najpierw wydatnie podniesiono wymiary urlopów macierzyńskich, które od 2001 r. wynosiły 26 i 39 tygodni (przy urodzeniu większej liczby dzieci), a następnie w grudniu 2001 r. przywrócono poprzednie wymiary (16 i 26 tygodni). Rząd Belki tłumaczył to deficytem środków budżetowych i koniecznością zapełnienia sławetnej „dziury Bauca”. Oby nie było takich wolt, jeśli jakiś rząd uzna obecne rozwiązania za zbyt kosztowne.

[b]A jak pan ocenia pomysł podziału urlopu na część obowiązkową i fakultatywną?[/b]

To dobre rozwiązanie, chociaż kiedyś byłem mu przeciwny. Od 2001 r. kobieta mogła się zrzec części urlopu, a więc był on częściowo fakultatywny. Twierdziłem wówczas, że kobiety będą z tego korzystać w ograniczonym zakresie, tylko ze względu na naciski pracodawców, aby jak najwcześniej wracały do pracy.

[b]Co pana skłoniło do zmiany poglądu?[/b]

Uświadomiłem sobie, że 26 tygodni to dużo. Gdyby tak długi urlop był w pełni obligatoryjny, to faktycznie dla części kobiet powrót do pracy mógłby skutkować szybką jej utratą. Jeżeli więc kobieta będzie miała silną pozycję w firmie i nie będzie się obawiała zwolnienia lub uzna, że długa opieka nad dzieckiem jest najważniejsza, to wykorzysta także część fakultatywną.

[b]Nowością jest stopniowe zwiększanie urlopu macierzyńskiego wraz z każdym dzieckiem urodzonym przy jednym porodzie, począwszy od bliźniaków aż do pięcioraczków i więcej. Jak je pan ocenia?[/b]

Nie spotkałem się z podobnym rozwiązaniem w innych krajach, choć muszę przyznać, że nie badałem szczegółowo tej kwestii. Wydaje mi się, że są one zbyt aptekarskie. Z pewnością nie ma to nic wspólnego z ułatwieniem decyzji o posiadaniu dziecka. Pracownik przecież nie ma wpływu na to, czy urodzą się bliźniaki czy pięcioraczki. Wymiar urlopu może być w tych okolicznościach ważny ze względu na jego funkcję opiekuńczą, uważam jednak, że w przypadku urodzenia dużej liczby dzieci ważniejsze są rozwiązania, które umożliwią zapewnienie im opieki po powrocie pracownicy do pracy. Co z tego, że matka posiedzi w domu miesiąc czy dwa dłużej, skoro brakuje możliwości taniego zatrudnienia opiekunki, miejsc w żłobkach i przedszkolach? Sądzę, że dotychczasowe rozwiązanie, które różnicowało długość urlopu w zależność od tego, czy urodziło się jedno dziecko czy więcej niż jedno, było bardziej czytelne. Oczywiście, można wydłużyć urlop przy wieloraczkach, ale 45 tygodni na opiekę przy urodzeniu pięcioraczków to zbyt dużo. Poza tym, jak często rodzą się pięcioraczki, żeby ustawodawca miał się takim zdarzeniem zajmować? Większy sens z punktu widzenia zachęt do macierzyństwa ma premiowanie dłuższym urlopem urodzeń kolejnych dzieci.

[b]Urlop macierzyński wykorzystują matki, jednak ustawodawca wprowadził też urlop ojcowski. Czy to nie rozrzutność?[/b]

Urlop ojcowski to dobry pomysł. Ma trwać dwa tygodnie. Co ważne, może być wykorzystany w dowolnym momencie w ciągu pierwszego roku życia dziecka. Rodzice będą więc mogli przez jakiś czas wspólnie opiekować się dzieckiem. To wzmacnia więzi rodzinne, sprzyja partnerskiemu modelowi rodziny. Doświadczenia innych krajów wskazują, że to pożyteczne rozwiązanie. Może pracodawcy będą je krytykować, ale sądzę, że jest uzasadnione.

[b]

Wydaje się, że bardziej krytykowane będzie objęcie ochroną przed zwolnieniem kobiet, które zamiast iść na urlop wychowawczy, wystąpią o zatrudnienie na część etatu.[/b]

Trzeba postępować ostrożnie, gdyż nadmiar ochrony może poważnie zmniejszyć opłacalność zatrudniania pracowników nią objętych. Tak jest z pracownikami w wieku przedemerytalnym. Brak możliwości zwolnienia ograniczył popyt na nich, a osoby zbliżające się do okresu ochronnego tracą pracę, bo później nie będzie można ich zwolnić. Tak samo może być z kobietami uprawnionymi do urlopu wychowawczego, które będą chciały się zatrudnić na część etatu, zamiast całkowicie przerwać pracę. Sądzę, że rezygnacja z pierwotnie proponowanego trzyletniego okresu ochrony stosunku pracy w takiej sytuacji na rzecz 12 miesięcy była słuszna. Zbyt duża ochrona byłaby niedźwiedzią przysługą. Ustawodawca wziął pod uwagę interes pracodawcy.

[b]No właśnie, czy nowe rozwiązania uwzględniają możliwości firm?[/b]

Niestety, pracodawcy niewiele zyskają. Okresowe zwolnienie ich z opłacania składek na Fundusz Pracy i Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych po powrocie pracownicy z urlopu macierzyńskiego należy traktować jako symboliczny gest. W ogólnych kosztach pracy udział tych składek jest minimalny. Zachęty do zatrudniania kobiet po urlopie macierzyńskim są zbyt małe. Co więcej, sądzę, że nowe przepisy spowodują, iż w sytuacji kryzysowej młode pracownice jako potencjalne matki będą miały większe trudności ze znalezieniem pracy. Jeśli skutkiem kryzysu będzie spadek zatrudnienia o kilka punktów procentowych, to kosztem najsłabszych grup, w tym młodych pracownic.

[b]Był pan członkiem Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Pracy, która przygotowała projekt kodeksu pracy. Jak zmiany z ustawy prorodzinnej mają się do tych proponowanych przez komisję?[/b]

Z pewnością byliśmy bardziej konserwatywni. Nie proponowaliśmy nowych rozwiązań i nie rozbudowywaliśmy uprawnień związanych z macierzyństwem. Opowiedzieliśmy się za pozostawieniem wymiaru urlopu macierzyńskiego. Ogólnie komisja stała na stanowisku, że zbyt rozbudowane uprawnienia źle wpłyną na pozycję młodych kobiet na rynku pracy.

[b]Wiadomo, że ustawa prorodzinna to nie tylko kodeks pracy, ale nowelizacja kilku ustaw mających wpływ na sytuację rodziców. Czy nie są to kosmetyczne zmiany? [/b]

Od czegoś trzeba zacząć. Możliwości poprawy warunków posiadania i wychowywania dzieci są duże. Myślę, że zrobiono dobry początek. Usunięto wiele biurokratycznych barier związanych z ciążą i świadczeniami dla matek. Chociażby uzależnienie wypłaty becikowego od prowadzenia ciąży pod opieką lekarza czy możliwość finansowania żłobków oraz przedszkoli z zakładowego funduszu świadczeń socjalnych. Tu też trzeba szukać zachęt i rozwiązań dla zwiększania przyrostu naturalnego w naszym kraju. Kodeks pracy chyba już wyczerpał swoje możliwości. Na zakończenie chciałbym zauważyć, że na proces przedłużania urlopów macierzyńskich nie można patrzeć wyłącznie przez pryzmat polityki pronatalistycznej. Chodzi przede wszystkim o to, aby w pierwszym okresie życia dziecka stworzyć mu jak najlepsze warunki rozwoju psychicznego i fizycznego. Udowodniono np., jakie znaczenie dla przyszłości dziecka ma możliwie jak najdłuższe karmienie piersią. Stała obecność matki w tym wczesnym okresie opieki, a także udział ojca mają wartość nieocenioną. Aspektu tego zabrakło w znajdującym się na stronach sejmowych uzasadnieniu do ustawy prorodzinnej.