– Planuję otworzenie małej jadłodajni. Raczej nie będę w niej chciała podawać alkoholu (chyba że np. lampkę wina), ale do przyrządzania niektórych potraw chciałabym wykorzystywać wino, piwo, spirytus i inne alkohole. Mam wątpliwość, czy muszę w takich przypadkach starać się o zezwolenie na sprzedaż alkoholu i przechodzić te wszystkie biurokratyczne procedury? – pyta czytelniczka DF.

Nie trzeba występować o zezwolenie na handel alkoholem ani wnosić jakichkolwiek opłat, bo w takich wypadkach zgoda urzędników nie jest wymagana. Przepisy reglamentujące obrót alkoholem wyraźnie bowiem wskazują, że zezwolenia wymaga jedynie „sprzedaż napojów alkoholowych” przeznaczonych do spożycia w miejscu lub poza miejscem sprzedaży. Trudno byłyby za napój alkoholowy uznać potrawę upieczoną z dodatkiem kieliszka wina, lody polane niewielką odrobiną likieru itp. Nie można więc traktować takiej praktyki jako sprzedaży napojów alkoholowych przeznaczonych do spożycia w tym samym miejscu.

Skoro restaurator przygotowujący potrawy z użyciem alkoholu nie musi posiadać zezwolenia, to może też swobodnie zakupić na firmę używane przy smażeniu trunki, bez posiadania i okazywania jakichkolwiek zezwoleń. Nie trzeba też koniecznie kupować takiego alkoholu u dystrybutora mającego zezwolenie na hurtowy obrót alkoholem.

O zezwolenie trzeba się postarać wtedy, gdybyśmy jednak zdecydowali, że w naszej knajpce będziemy podawać wino w kieliszkach albo piwo w kuflach. Co więcej, w takim przypadku trzeba uzyskiwać i płacić nie za jedno, ale za kilka zezwoleń. Wszystko zależy wtedy od zawartości alkoholu w napojach. Oddzielne zezwolenie trzeba uzyskiwać na piwo, oddzielne na napoje od 4,5 do 18 proc. zawartości alkoholu i kolejne na najmocniejsze trunki (powyżej 18 proc. zawartości alkoholu).

Podstawa prawna: art. 18 ust. 1 ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi (DzU z 2007 r. nr 70, poz. 473 ze zm.)