Spółka komandytowa pozwala na zróżnicowanie pozycji prawnej tworzących ją wspólników. Jedni mogą zaangażować się mocniej, inni słabiej. Jedni gotowi są zaryzykować więcej, inni mniej.
Dobrym rozwiązaniem może się okazać zawiązanie spółki komandytowej przez kilka osób fizycznych oraz należącą do nich spółkę kapitałową (np. z ograniczoną odpowiedzialnością). Ta ostatnia zostałaby komplementariuszem, pozostali wspólnicy - komandytariuszami.
W spółce komandytowej są dwie grupy wspólników. Pierwszą tworzą komplementariusze. Kierują oni sprawami spółki i reprezentują ją, odpowiadają też jednak za jej zobowiązania bez ograniczenia - tak samo jak wspólnicy w spółce jawnej.
Druga grupa to komandytariusze. W zasadzie nie reprezentują oni swojej spółki, odpowiadają też za jej długi w sposób ograniczony. Komandytariusz może się obawiać długów spółki jedynie do wysokości tzw. sumy komandytowej (art. 111 kodeksu spółek handlowych). Suma komandytowa to pewna kwota oznaczana przez wspólników w umowie spółki. Jeśli wyniesie np. 10 tys. zł, to tylko tyle będzie można ściągnąć z majątku danego komandytariusza.
Co więcej, komandytariusz jest wolny od odpowiedzialności w granicach wniesionego wkładu (art. 112 k.s.h.). Otóż podstawowym obowiązkiem wspólnika każdej spółki handlowej jest wniesienie tzw. wkładu. Może to być zarówno gotówka, jak i inny majątek. W spółce osobowej zasadą jest, że wniesienie wkładu nie zwalnia z odpowiedzialności za jej zobowiązania. Spółka komandytowa jest zatem wyjątkiem.
[b] Przykład [/b]
Jeśli suma komandytowa wynosi 10 tys. zł, a komandytariusz wniósł do spółki aktywa takiej właśnie wartości, to wierzyciel nie będzie mógł od niego już nic wyegzekwować.
Kodeks przewiduje tu jednak pewne odstępstwa. Jeśli np. spółka zwróci komandytariuszowi wkład albo jego część, to odpowiedzialność majątkiem osobistym odżyje.
Niewątpliwą zaletą zarabiania pieniędzy poprzez spółkę komandytową jest to, że dochód opodatkowany jest tylko raz. Nie obowiązuje więc zasada znana ze spółek kapitałowych, według której jeden podatek należy się od dochodu spółki, a drugi - od wypłacanej wspólnikom dywidendy.
Kolejną niewątpliwą zaletą mógłby się okazać brak odpowiedzialności komandytariuszy za zobowiązania podatkowe spółki. Mógłby, gdyby nie fatalna redakcja przepisów.
Artykuł 115 ordynacji podatkowej stanowi bowiem, że wspólnik spółki cywilnej, jawnej, partnerskiej oraz komplementariusz spółki komandytowej albo komandytowo-akcyjnej niebędący akcjonariuszem odpowiada całym swoim majątkiem solidarnie ze spółką i z pozostałymi wspólnikami za zaległości podatkowe spółki i wspólników wynikające z działalności spółki.
Dlaczego to zły przepis? Otóż zwróćmy uwagę, że spośród wymienionych w nim przedsiębiorców jedynie w spółce komandytowej występuje zróżnicowanie wspólników. Skoro ustawodawca wymienia w art. 115 ordynacji tylko komplementariusza, to można by sądzić, że komandytariuszy chce od odpowiedzialności za zobowiązania podatkowe spółki uwolnić. Temu przeczy jednak dalsza część przepisu - ta mówiąca o solidarnej odpowiedzialności innych wspólników. Trudno w tej sytuacji jednoznacznie rozstrzygnąć, czy komandytariusze odpowiadają za zaległości podatkowe spółki. Można twierdzić, że skoro w przepisie mówi się o odpowiedzialności "solidarnie z pozostałymi wspólnikami", to odpowiadają. Do obrony jest jednak i stanowisko przeciwne. I ono właśnie wydaje się słuszne.
Komplementariusze prowadzą sprawy spółki i reprezentują ją. Kodeks wyraźnie jednak zastrzega, że w sprawach przekraczających zakres zwykłych czynności spółki wymagana jest zgoda komandytariusza, chyba że umowa spółki stanowi inaczej (art. 121 § 2 k.s.h.).
Żaden przepis nie definiuje pojęcia "zakres zwykłych czynności spółki". Na ogół przyjmuje się, że o tym, co ma charakter zwykły, a co nadzwyczajny, przesądzają relacje w konkretnej spółce. Jeśli zatem komplementariusze chcą uczynić ze spółką coś, czego na co dzień nie robią - np. wydać większą kwotę, zawrzeć poważniejszą umowę itp. - muszą mieć na to zgodę komandytariuszy. Tam, gdzie wchodzi w grę dokonanie czynności prawnej, zgodę taką można wyrazić zarówno przed złożeniem oświadczenia przez osoby dokonujące czynności, jak i później (art. 63 kodeksu cywilnego). W tym drugim wypadku zgoda ma moc wsteczną od daty złożenia oświadczenia. Warto zadbać o właściwą postać owej zgody. Jeśli bowiem do ważności czynności prawnej wymagana jest forma szczególna, to oświadczenie obejmujące zgodę osoby trzeciej powinno być złożone w tej samej formie.
[b] Przykład [/b]
Mała spółka komandytowa kupuje pierwszą od początku swego istnienia nieruchomość. Wydaje na to poważną kwotę i nie budzi wątpliwości, że w grę wchodzi umowa przekraczająca zakres zwykłych czynności spółki. Ponieważ do sprzedaży nieruchomości wymagana jest forma aktu notarialnego (art. 158 k.c.), zgodę swą komandytariusze też muszą wyrazić w akcie notarialnym.
Co począć, gdy komplementariusze się pośpieszyli, zawarli umowę albo dokonali jakiejś innej poważnej czynności, a dopiero potem zaczęli zabiegać o zgodę komandytariuszy, którzy jej odmówili? Można próbować zastosować przepisy kodeksu cywilnego o przekroczeniu umocowania do działania w cudzym imieniu. I przyjąć, że druga strona może wyznaczyć spółce odpowiedni termin do potwierdzenia umowy (art. 103 § 2 k.c. w zw. z art. 2 k.s.h.). Po jego upływie umowa przestanie wiązać. Zarówno owa druga strona, jak i komplementariusze będą musieli zwrócić sobie nawzajem to, co już w ramach umowy otrzymali. Co więcej, komplementariusze musieliby się liczyć z obowiązkiem zapłaty odszkodowania (art. 103 § 3 k.c. w zw. z art. 2 k.s.h.).
W spółce komandytowej z udziałem spółki z ograniczoną odpowiedzialnością może wystąpić jeszcze jeden problem. Otóż w małych spółkach z o.o. tworzący je wspólnicy wchodzą też często w skład ich zarządów. Niewykluczone, że osoby takie pojawią się w spółce komandytowej tworzonej z udziałem ich spółki również w charakterze komandytariuszy. Powstaje pytanie, jak je potraktować. Zgodnie z prawem komandytariusz nie może reprezentować spółki komandytowej inaczej niż jako pełnomocnik (art. 118 k.s.h.). Dochodzi zatem do sprzeczności.
[b]Przykład [/b]
Panowie Iksiński i Igrekowski są wspólnikami w spółce z o.o. Iksiński wchodzi ponadto w skład jednoosobowego zarządu. Obaj panowie postanawiają zawiązać spółkę komandytową, w której zostaną komandytariuszami, a należąca do nich spółka z o.o. - komplementariuszem. Z mocy prawa reprezentantem spółki komandytowej jest wówczas spółka z o.o. - poprzez swój zarząd. Ponieważ w skład zarządu wchodzi pan Iksiński będący jednocześnie komandytariuszem, dochodzi do zabronionej przez przepisy sytuacji, w której komandytariusz reprezentuje swoją spółkę komandytową, nie będąc jej pełnomocnikiem.
Można się oczywiście upierać, że reprezentantem jest spółka z o.o., a nie jej zarząd. Jednak wydaje się, że dopóki sprawa się nie wyklaruje, dopóty opisanej w przykładzie sytuacji lepiej unikać.
Jednym z koniecznych elementów umowy spółki komandytowej jest wybranie jej firmy, czyli oznaczenia, pod którym będzie prowadzona działalność. Ogólną zasadą jest, że firma spółki komandytowej musi zawierać nazwisko jednego przynajmniej komplementariusza oraz słowa "spółka komandytowa" (art. 104 k.s.h.). W obrocie dopuszczalne jest używanie skrótu "sp.k.".
Gdy jednak choćby jednym ze wspólników jest w spółce komandytowej osoba prawna - np. spółka z o.o. - trzeba pamiętać o szczególnych zasadach dobrania wspomnianego oznaczenia. Wtedy w firmie spółki komandytowej koniecznie trzeba ujawnić w pełnym brzmieniu firmę spółki z o.o.
Spółka komandytowa z udziałem spółki z o.o. w charakterze komplementariusza powstaje na tych samych zasadach co wszystkie inne spółki komandytowe. Konieczna jest zatem wizyta u notariusza, bo umowie spółki trzeba nadać formę aktu notarialnego (art. 106 k.s.h.). Potem wspólnicy zgłaszają swoją spółkę do rejestru.
Kluczowe znaczenie ma właściwe ułożenie postanowień umowy. Skoro zależy nam na tym, żeby spółka z o.o. była komplementariuszem, a jej właściciele komandytariuszami, musi to znaleźć odzwierciedlenie w treści kontraktu. Przykład prostej umowy spółki komandytowej prezentujemy obok.