Znaki szczególne: średnica od 12 do 17 cm, grubość splotu 2 do 4 cm, waga od 80 do 120 gramów. Połysk, lekko słodkawy smak. Czasem z makiem lub solą, innym razem – z sezamem czy serem. Rodem z Krakowa.

Czeka na rejestrację w Dzienniku Urzędowym Unii Europejskiej (jeśli w ciągu pół roku żadne z państw Wspólnoty nie wniesie sprzeciwu, specjał będzie chroniony). Nie precel czy bajgiel, tylko obwarzanek krakowski. Pod Wawelem za 1,30 – 1,40 zł. Ostatnio próbował podbić kilka punktów w Warszawie, m.in. Złote Tarasy.

Nie wiadomo, czy gustowali w nim król Jagiełło albo królowa Jadwiga, ale to w rachunkach ich dworu znaleziono pierwsze wzmianki o wypieku obwarzanków w Krakowie i okolicy.

Dziś amatorzy specjału z mąki pszennej, z dozwolonym dodatkiem żytniej, pytają o niego codziennie już od świtu. – Dwa z makiem wystarczą mi za obiad – mówi Katarzyna, studentka Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Pani Halina od pięciu lat z charakterystycznego wózka, jakich w centrum miasta jest ok. 170, sprzedaje obwarzanki na rogu Grodzkiej i Franciszkańskiej. O unijnych ambicjach wypieku jeszcze nie słyszała.

Ale spodziewana ochrona regionalnego wyrobu ją cieszy. – Sprzedaję jakieś 150 – 200 dziennie. Na początek biorę ok. 60, a potem z piekarni mi dowożą kolejne. Żeby klient miał świeże – podkreśla. Sama najbardziej lubi te z serem. I choć twierdzi, że nie jest to wielki biznes, cieszy się, gdy obwarzanki ruszają w świat. – Jedna z klientek zabrała 30 do Niemiec na Wigilię – wspomina.

To nieco wbrew tradycji, bo obwarzanek był przed wiekami wypiekany tylko w czasie Wielkiego Postu, wyłącznie przez osoby, które wyznaczył cech piekarzy krakowskich. Nazwa specjału pochodzi od sposobu jego produkcji, czyli obwarzania ciasta w podgrzanej wodzie.

– Tradycyjne produkty są elementem budowania tożsamości regionu – uważa Marek Nawara, marszałek województwa małopolskiego.

– Taki chroniony produkt to prestiż – dodaje Jarosław Kostrzewa, rzecznik Urzędu Marszałkowskiego. Ale rejestracja ma cenę. Prawo do wypieku obwarzanków będą mieć tylko piekarze z Krakowa oraz powiatów krakowskiego i wielickiego. W dodatku wyłącznie ci, którzy otrzymają certyfikat. A do tego będzie potrzebna kontrola i świadectwo jakości od wojewódzkiego inspektora.

Trzeba też dbać o nazwę produktu. Krakowianie często zaś sami nazywają go preclem. Nad wózkiem pełnym obwarzanków, który stoi w popularnej w mieście Galerii Kazimierz, widnieje napis: „precle krakowskie”. – Bajgle polscy Żydzi przenieśli do Nowego Jorku. Też z dziurką, ale miękkie, często traktowane jak kanapki. Nasz obwarzanek żadnych dodatków nie potrzebuje – tłumaczy pani Zofia, która jada go od 20 lat. Wielu krakowian jednak pytanych o różnice wzrusza ramionami. – Bajgle nie są plecione – oburzał się nieraz znany piekarz Kazimierz Czekaj, jeden z inicjatorów rejestracji krakowskiego obwarzanka w UE.

Jest jeszcze inny problem: czy ci, którzy certyfikatu nie dostaną, będą sprzedawać obwarzanki bez dodatku „krakowskie”? Tak się stało w Poznaniu, gdzie osoby, które nie uzyskały oficjalnego zezwolenia na rogale świętomarcińskie i tak handlowały podobnymi „rogalami”.

Z nielegalną konkurencją walczą już trzy inne małopolskie produkty zarejestrowane przez Komisję Europejską: bryndza podhalańska, redykołka (ser wytwarzany głównie na Podhalu) i oscypek.

[i]Masz pytanie, wyślij e-mail do autorki [mail=e.losinska@rp.pl]e.losinska@rp.pl[/mail][/i]