– Wieszczono nam wielkie opóźnienia i katastrofę, a jednak się udało – podkreślał Jarosław Pawłowski, wiceminister rozwoju regionalnego. Bank Gospodarstwa Krajowego wypłacił wczoraj beneficjentom pierwsze 10,6 mln zł unijnego wsparcia, a w kolejnej transzy – 19 stycznia – będzie to 15,5 mln zł. – Widać, że system nabiera rozpędu – komentował Tomasz Mironczuk, prezes BGK. Od początku roku dotacje, w części finansowanej przez Unię Europejską, może wypłacać tylko BGK. Wcześniej robiło to ponad 200 instytucji. [wyimek]250 tys. płatności z unijnych funduszy rocznie może obsługiwać BGK [/wyimek]
Resort rozwoju widzi jednak pewne zagrożenia. BGK obligatoryjnie wypłaca część unijną (ok. 85 proc. dotacji), płatników zaś części krajowej ministerstwa i urzędy marszałkowskie wybierają same.
– Najlepiej byłoby, gdyby to był bank BGK – przekonuje Pawłowski. W przeciwnym razie firma czy samorząd dostanie grant z dwóch źródeł, i to w dwóch terminach. A to oznacza kłopoty przy tzw. zwrotach, gdzie trzeba wyliczać odsetki – w tym przypadku oddzielnie dla części unijnej i dla krajowej. Takie rozbicie w czasie dotacji oznacza także podwójną pracę przy kontroli beneficjentów.
Co ciekawe, dotychczas tylko resorty pracy, edukacji, zdrowia i środowiska wybrały BGK na płatnika krajowej części. Pozostałe jeszcze się nie zdecydowały. Te wahania wkrótce przerwie premier, który – według ustaleń ostatniej Rady Ministrów – ma im nakazać wybór BGK.