Jak skuteczna jest to forma protestu, pokazali niedawno celnicy, którzy paraliżując przejścia graniczne, wywalczyli podwyżki. Ta sztuka nie udała się natomiast górnikom prowadzącym protest głodowy w kopalni Budryk. Nic więc dziwnego, że też inne grupy zawodowe zapowiadają wykorzystanie zwolnień lekarskich w walce o wyższe pensje. Już na początku marca mogą to zrobić śląscy policjanci. O masowej ucieczce w chorobę mówią urzędnicy skarbówki. Tli się także protest sędziów i prokuratorów.

Okazuje się, że taka forma protestu odpowiada pracownikom. Nie dość, że nie przychodzą do pracy, to jeszcze zachowują dużą część wynagrodzenia. A za czas normalnego strajku się nie płaci. Poza tym jest to furtka dla tych grup zawodowych, którym prawo zabrania strajku. Posłowie Platformy Obywatelskiej chcą od rządu wyjaśnień, dlaczego takie nadużywanie zwolnień lekarskich jest możliwe, i postulują zmiany w przepisach. Chodzi m.in. o lepszą weryfikację takich zwolnień wystawianych przez lekarzy.

Pracodawcy są bezradni. Mogą jedynie kontrolować, co pracownik robi w trakcie zwolnienia, ale nie podważą orzeczenia lekarskiego stwierdzającego niezdolność do pracy.

– Jeżeli nawet komisja z zakładu uda się do domu pracownika na zwolnieniu, to może tylko życzyć mu powrotu do zdrowia. Oczywiście może poprosić ZUS o weryfikację orzeczenia lekarskiego, jednak w praktyce z różnych powodów ubezpieczyciel tego nie robi. Szczególnie gdy chodzi o krótkie zwolnienia, za które płaci firma. Gdy zasiłek chorobowy płaci ZUS, to jest bardziej zdecydowany – mówi Witold Polkowski, ekspert Konfederacji Pracodawców Polskich.

Z danych ZUS wynika, że w ubiegłym roku przeprowadził 264 tys. badań kontrolnych, w efekcie których prawie 24 tys. osób wstrzymał wypłatę zasiłku chorobowego.

Oznacza to, że 9,3 proc. badanych uznał za zdolnych do pracy. ZUS kontrolował także prawidłowość wykorzystywania zwolnień lekarskich i ponad 2 tys. pracowników zostało pozbawionych świadczeń z tytułu niezdolności do pracy – informuje Michał Skorupski, rzecznik ZUS.Nie wszystkie zwolnienia jednak mogą być kontrolowane przez ZUS, np. celników nie. Pracodawcy od kilku lat starają się ograniczyć nadużywanie zwolnień lekarskich i urlopów na żądanie.

– Niestety, związki zawodowe nie chcą rozmawiać na ten temat. Mimo że mają świadomość tych nadużyć – mówi Witold Polkowski.

– Oczywiście, że dwu-, trzydniowa epidemia, której ogniska ciągną się od Białegostoku do Przemyśla, budzi wątpliwości, jednak uważam, że nie są to sprawy dla rzecznika. Trzeba pamiętać, że chodzi głównie o zwolnienia kilkudniowe, a pracownik nie ma obowiązku dostarczać L-4 zaraz po wyjściu z gabinetu, więc nie wiadomo, co i kogo należy sprawdzać – mówi Jolanta Orłowska-Heitzman, naczelny rzecznik odpowiedzialności zawodowej lekarzy.

Ostatnie wydarzenia na granicach, zapowiedzi pracowników służb skarbowych, a nawet policji masowego korzystania ze zwolnień lekarskich budzą niepokój. Albo stan zdrowia Polaków tak się pogorszył, że każdy zatrudniony uzyskuje orzeczenie o niezdolności do pracy, albo nie ma sposobu na ujawnienie nadużyć. Oczekuję, że Komisja Polityki Społecznej i Rodziny otrzyma od rządu kompleksową informację na ten temat. Być może, jak w wielu innych dziedzinach, mamy bardzo dobre przepisy, które jednak nie są egzekwowane. Mam nadzieję, że rząd monitoruje sytuację. Nie może być tak, że konflikty pracownicze nie są rozładowywane przy użyciu właściwej w takich sytuacjach ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych.

Masz pytanie, wyślij e-mail do autora: t.zalewski@rp.pl