Słońce, plaża, leżak, a na nim urlopowicz Kowalski. Przed nim włączony służbowy laptop. Co jakiś (niedługi) czas Kowalski otwiera skrzynkę mailową, sprawdza, czy nie ma w niej korespondencji służbowej. Skrzynka pusta, Kowalski oddycha z ulgą, znowu ma pół godziny dla siebie. I tak cały dzień przez wszystkie dni urlopu.
To wcale nierzadkie obrazki oglądane w miejscowościach wypoczynkowych i na szlakach turystycznych. Wakacje ze służbowym laptopem bywają prawdziwą zmorą urlopową i to niekoniecznie za sprawą wydawanych pracownikom wyraźnych poleceń, ale stanu pewnych oczekiwań pracodawcy, które każdy pracownik potrafi odczytać i w znacznej liczbie przypadków zastosować się do nich. To najczęściej przejaw złego obyczaju. Złego, bo głęboko i w sposób nieuzasadniony ingerującego w sferę prywatności.