Rz: Od kilku lat trwa spór między FoodCare a fundacją Dariusza Michalczewskiego o markę Tiger. Ostatnio Urząd Patentowy unieważnił znak TIGER ENERGY DRINK należący do spółki FoodCare, ale podtrzymał w mocy znaki BLACK TIGER oraz WILD TIGER, których właścicielem jest spółka. Co to oznacza? Kto ma prawo do słowa „tiger"?
Ewa Nowińska: Przede wszystkim to spór nie o markę, tylko o znak towarowy, a odpowiedź nie jest prosta. Można bowiem zapytać, czy aktualnie w obrocie gospodarczym słowo „tiger" odnoszone jest do Dariusza Michalczewskiego, w każdym razie do napoju energetyzującego, czy też raczej jest symbolem siły zwierzęcia/napoju. Należy pamiętać, że słowo „tygrys" jest bardzo popularne, jest w nazwach wielu produktów. W tym konkretnym przypadku sąd będzie więc musiał sprawdzić, czy firma używająca słowa „tiger" korzysta z przydomka Dariusza Michalczewskiego czy ze skojarzenia z siłą drzemiącą w tygrysie, a zatem czy „tiger" to pseudonim znanego sportowca czy też element znaku towarowego indywidualizującego od wielu lat określony napój, czy kojarzy się z bokserem czy z napojem. Mówiąc najprościej, ustali, czy firma korzysta z pseudonimu czy ze swoich znaków towarowych.