Działająca w sieci dyskontów Lidl „Solidarność" wezwała właśnie do bojkotowania w lutym ich sklepów. To gest poparcia dla zwolnionych kolegów, którzy twierdzą, że wypowiedzenia wręczono im dlatego, że domagali się poprawy warunków pracy.
Władze spółki tłumaczą, że pracownicy zostali zwolnieni za podrabianie dokumentów i organizowanie nielegalnych protestów.
– Te zarzuty to bzdura i będziemy tego dowodzić w sądzie. Sprawa będzie się jednak toczyć latami, a my chcemy szybszych efektów – przyznaje Marek Lewandowski, rzecznik „S".
Związkowcy są zdeterminowani do działań takich jak bojkot, bo zauważyli, że zagrożenie wizerunkowi firmy to najszybsza metoda, by wymóc na pracodawcy ustępstwa.
Najdobitniej pokazał to przykład sieci sklepów Biedronka, którą pracownicy oskarżyli o wyzysk i wygrywali sprawy. Dziś spółka robi wiele, by budować wizerunek firmy przyjaznej załodze. Przykładowo: ustaliła własną pensję minimalną w wysokości 2000 zł brutto, podczas gdy ustawowa jest o ponad 300 zł niższa. Wprowadziła też specjalne pakiety socjalne. Związkowcy przyznają, że łatwiej im teraz rozmawiać z władzami Biedronki.
– Markę ciężko zbudować, a bardzo łatwo stracić. Dziś nikt nie chce już powtórzyć kłopotów tej sieci – tłumaczy Rafał Chwedoruk, politolog z UW.
Łatwo poszło więc również związkowcom Kauflandu, gdzie po serii blokad sklepów udało się wywalczyć dla wszystkich umowy o pracę na czas nieokreślony. Z kolei w firmie ochroniarskiej Solid po nagabywaniu klientów przez związkowców udało się utworzyć w firmie fundusz socjalny. Ucywilizowanie warunków pracy w dużych sklepach to efekt również coraz częstszych procesów sądowych i nagłaśniania nieprawidłowości w mediach. A to także wizerunkowi firm nie służy.
Częste kontrole przeprowadzała w ostatnich latach w sieciówkach również inspekcja pracy, która odnotowuje coraz mniej, zwykle błahych, nieprawidłowości.
– Jeśli chodzi o warunki zatrudnienia i czas pracy w supermarketach, to teraz panuje tam pruski porządek. Nie ma mowy o naruszaniu prawa pracy – mówi prof. Arkadiusz Sobczyk z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Problem jednak w tym, że nadal płacą tam zwykle minimalną pensję.