Od wczoraj obowiązują nowe zasady rozliczania czasu pracy samozatrudnionych kierowców. Muszą przestrzegać tygodniowych limitów czasu pracy, obowiązkowych przerw i prowadzić ewidencję godzin spędzonych za kółkiem.
Ta grupa nie jest jednak jednorodna. Część przedsiębiorców posiada licencje na transport drogowy, a pozostali nie. Nie wiadomo, czy obie kategorie przedsiębiorców traktować tak samo. Od tego natomiast zależy, które reguły dotyczące czasu pracy przedsiębiorca ma stosować i kto będzie odpowiadał za prowadzenie ewidencji godzin. Ten drugi aspekt jest nawet ważniejszy, bo za brak rejestrów grozi kara pieniężna w wysokości 1000 zł.
W praktyce wchodzą w grę dwa rozwiązania. W ramach pierwszego rozwiązania można założyć, że wszystkich kierowców prowadzących własną działalność gospodarczą należy potraktować jednolicie i zaliczyć do przedsiębiorców wykonujących przewozy drogowe na własną rzecz. Drugie rozwiązanie może zaś polegać na podziale kierowców i zrównaniu tych jeżdżących bez licencji (świadczących usługi kierowania na rzecz profesjonalnych przewoźników) z szoferami zatrudnionymi na umowach cywilnoprawnych.
Z punktu widzenia samych zainteresowanych niewątpliwie korzystniejszy jest drugi wariant. Wtedy to przewoźnik odpowiadałby za prowadzenie ewidencji czasu pracy. Ponadto więcej wykonywanych czynności stanowiłoby dla kierowców czas pracy. Byłaby to m.in. gotowość do pracy, o której mowa w art. 6 ust. 2 ustawy o czasie pracy kierowców. To głównie okresy oczekiwania na załadunek czy rozładunek po zakończeniu pracy, jeśli od początku nie wiadomo, ile one potrwają. Czasem jest to nawet po kilka godzin kilka razy w miesiącu. Różnica w liczbie godzin pracy może więc być spora.
Przyjęcie pierwszego rozwiązania oznacza z kolei, że przedsiębiorcy musieliby sami prowadzić ewidencję godzin i płacić ewentualne kary za jej brak. A do ich czasu pracy nie weszłyby godziny oczekiwania na załadunek czy rozładunek. Nie zawsze jednak ich wliczenie jest korzystne. Zależy to od sposobu rozliczania za świadczone usługi. Gdyby było godzinowe, to szofer byłby stratny w porównaniu z rozliczeniem jak przy umowie cywilnej. Jeśli jednak opłacany byłby ryczałtowo za wykonane przewozy (kursy), to przy zaliczeniu mniejszej liczby czynności do czasu pracy mógłby wykonać ich więcej i osiągnąć wyższe zarobki.
Wydaje się, że więcej przemawia za połączeniem w jedną kategorię kierowców – przedsiębiorców bez licencji z zatrudnionymi na podstawie umów cywilnoprawnych. Po pierwsze nie wykonują oni przewozów na własną rzecz, bo nie mają uprawnień do prowadzenia działalności transportowej. Przewóz drogowy na swoje konto realizuje tylko profesjonalny przewoźnik, posiadający stosowne uprawnienia do prowadzenia takiej działalności. Po drugie ta grupa szoferów zawiera umowy-zlecenia na wykonanie usługi kierowania pojazdem, a kontrakty te są bardzo zbliżone do umów zawieranych z kierowcami nieprowadzącymi działalności gospodarczej.
Z drugiej strony definicja przewozu drogowego z ustawy o transporcie drogowym mówi również o przewozach drogowych w rozumieniu rozporządzenia WE nr 561/2006. Ich pojęcie jest bardzo szerokie. Można do nich zaliczyć także ewentualnie sporne przewozy. Wydaje się to jednak sztuczne, gdyż charakter pracy takich kierowców jest znacznie bardziej zbliżony do zatrudnionych na kontraktach cywilnych.
W którą jednak stronę pójdą służby kontrolne i jak zakwalifikują tę grupę kierowców? Aby pomóc w wyjaśnieniu tych wątpliwości, redakcja wystąpiła do resortu transportu o zajęcie stanowiska w sprawie.
Autor jest asystentem sędziego w Sądzie Najwyższym