Takie stanowisko zajął Michał Serzycki, generalny inspektor ochrony danych osobowych. Przekonała się o tym jedna z nauczycielek, działaczek związkowych na Górnym Śląsku, będąca naczelnikiem wydziału edukacji w starostwie. Gdy przebywała na zwolnieniu lekarskim, założyła związek zawodowy.
Wypowiadając się w kilku gazetach, starosta zdradził dziennikarzom: jej imię i nazwisko, miejsce zatrudnienia i pośrednio stan zdrowia, gdyż wskazał okres niezdolności do pracy.
Dane działaczki pojawiły się też w jednym z opublikowanych na łamach prasy listów przysłanych przez starostę.
Podkreślał w nich, że wraz z inną pracownicą założyły związek zawodowy będąc na zwolnieniach lekarskich, aby ochronić się przed stratą posady. Po powrocie starosta planował bowiem je zwolnić. Zainteresowana poprosiła GIODO o interwencję w jej sprawie.
Starosta uważał, że miał prawo podać dane osobowe działaczek lokalnym mediom. Powołał się na [link=http://aktyprawne.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr?id=71966]prawo prasowe (DzU z 1984 r. nr 5, poz. 24 ze zm.)[/link] oraz [link=http://aktyprawne.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr?id=162786]ustawę o dostępie do informacji publicznej (DzU z 2001 r. nr 112, poz. 1198 ze zm.)[/link].
[srodtytul]To funkcja publiczna[/srodtytul]
Podkreślał, że ich udostępnienie miało związek z wykonywaniem funkcji publicznej członka władz związku. Według skarżącej w dniu ostatniej publikacji nie sprawowała już żadnej funkcji publicznej. Nie była już ani pracownikiem starostwa, ani dyrektorem szkoły. Ponadto ujawnienie informacji o jej absencji zdrowotnej i pobieraniu zasiłku chorobowego nie pozostaje w jakimkolwiek związku z pełnieniem funkcji szefowej międzyzakładowej organizacji związkowej starostwa powiatowego.
Ponadto ujawnione informacje nie mają bezpośredniego związku z pełnieniem tej funkcji i dlatego ich ujawnienie narusza prawo do prywatności. Funkcjonariuszem publicznym jest co prawda każdy nauczyciel (była nim także działaczka związkowa), ale dane upublicznione w mediach w żaden sposób nie odnosiły się do niej jako nauczycielki.
[srodtytul]Nie było bezprawia[/srodtytul]
GIODO przyznał rację staroście. Co prawda [b]doszło jego zdaniem do ujawnienia danych osobowych działaczki, ale nie było to bezprawne. Dane służyły bowiem dziennikarzom wyłącznie do celów tej publikacji[/b]. A zgodnie z art. 3a ust. 2 [link=http://aktyprawne.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr?id=166335]ustawy o ochronie danych osobowych (DzU z 2002 r. nr 101, poz. 926 ze zm.)[/link] [b]nie stosujemy jej do działalności dziennikarskiej. Chodzi nie tylko o artykuły prasowe, ale też publikowanie na łamach listów do redakcji[/b].
Potwierdził to [b]wyrok Sądu Najwyższego z 28 września 2000 r. (V KKN 171/98)[/b].
Dlatego ustalone fakty nie dają podstaw do stwierdzenia istotnego naruszenia praw i wolności skarżącej; były związane z pełnioną przez nią funkcją publiczną przewodniczącego związku zawodowego.
– [b]Osoba taka musi się liczyć z tym, że ochrona jej prywatności, z uwagi na jawność życia publicznego, może być słabsza niż osoby takiej funkcji niesprawującej[/b] – czytamy w decyzji GIODO odmawiającej uwzględnienia jej skargi na starostę. Ujawnienie informacji o okolicznościach założenia związku zawodowego też było uzasadnione.