W DF przeczytałem, że nieobecność w pracy spowodowaną awarią prądu w Szczecinie trzeba uznać za usprawiedliwioną. Pracodawca kazał jednak pracownikom wypisać wnioski o urlop. Czy mógł tak postąpić, zwłaszcza że decyzję podjął w dwa dni po powrocie do firmy?

– pyta czytelnik DOBREJ FIRMY.

W DF z 11 kwietnia br. w artykule „Awaria prądu uzasadnia nieobecność w pracy” pisaliśmy, że nieobecność pracy spowodowana śnieżycą w Szczecinie jest usprawiedliwiona, ale niepłatna. Informowaliśmy też, że nadgorliwi pracownicy otrzymujący wyłącznie płacę zasadniczą w stałej stawce miesięcznej, którym udało się dotrzeć do firmy, nie stracą finansowo. Dostaną za ten dzień wynagrodzenie jak za przestój. Służbiści wynagradzani np. akordowo, godzinowo czy prowizyjnie otrzymają natomiast 60 proc. pensji.

W opisywanej sprawie chodzi o urlop. Podkreślam jednak, że szef nie miał prawa zmusić pracowników, by złożyli wniosek o udzielenie urlopu właśnie 8 kwietnia. Jeśli chodzi o zwykły urlop wypoczynkowy (nie na żądanie), to przełożony powinien dostać wniosek odpowiednio wcześniej. Urlopu na żądanie podwładny ma się domagać najpóźniej w dniu wzięcia wypoczynku, ale przed rozpoczęciem dniówki roboczej. Potwierdził to Sąd Najwyższy w wyroku z 15 listopada 2006 r. (I PK 128/06). W praktyce strony mogą jednak zmodyfikować wymienione zasady, postanawiając, że wnioski o urlop, w tym na żądanie, można składać nawet w kilka dni po jego rozpoczęciu. Poza tym, ustalając datę odbioru wypoczynku, szef powinien uwzględnić preferencje zatrudnionego.

Gdy jednak pracownicy zgodzili się wziąć urlop na 8 kwietnia, to dla nich najlepsze rozwiązanie. Za urlop dostaną pełne wynagrodzenie, a za absencję usprawiedliwioną nie zyskaliby ani grosza.