Rysunki, wyrazy, hasła czy inne oznaczenia wyróżniające firmowy produkt to znaki towarowe, przez lata chętnie wykorzystywane w transakcjach dających podatkowe oszczędności. Zarówno przez międzynarodowe koncerny, jak i małe firmy rodzinne.

Skarbówka już dawno się zorientowała, że na operacjach tych za dużo traci. Kontroluje przedsiębiorców, wydaje niekorzystne interpretacje, publikuje ostrzeżenia przed optymalizacją, grozi stosowaniem klauzuli obejścia prawa. I zmienia przepisy. Od 1 stycznia 2018 r. ograniczyła możliwość rozliczania w podatkowych kosztach opłat za korzystanie ze znaków, np. logo spółki matki przez spółkę córkę. Chce w ten sposób zablokować przerzucanie dochodów na inne podmioty. Okazuje się jednak, że kłopoty z fiskusem mogą mieć też te firmy, które nie płacą za logo. Skarbówka twierdzi bowiem, że spółka, która korzysta za darmo z renomowanego znaku towarowego, uzyskuje przychód, od którego trzeba zapłacić podatek. Argumentuje, że prestiżowe logo zwiększa rozpoznawalność firmy, wywołuje pozytywne skojarzenia, zachęca klientów do nabywania produktów.

Korzyści są niewątpliwe, trzeba je wycenić i opodatkować. Ale jak wycenić?

Fiskus podpowiada, że według cen rynkowych. Trudno jednak je ustalić w relacjach między podmiotami powiązanymi. Każda działalność jest inna, a wartość znaku towarowego jest uzależniona od wielu okoliczności. Przyjęta przez firmę wycena może nie odpowiadać urzędnikom.

Jakie z tego wnioski? Jeśli spółka płaci za znak towarowy, fiskus może ją oskarżyć o przerzucanie zysków i zakwestionować rozliczenie. Jeśli nie płaci, każe naliczać przychód. Jeśli naliczy, może podważyć jego wysokość. Nie ma dobrego rozwiązania.

W Monitorze Wolnej Przedsiębiorczości oceniamy gospodarcze działania rządu i pokazujemy bariery utrudniające funkcjonowanie firm. Dla czytelników, którzy na adres monitor@rp.pl napiszą, co ogranicza prowadzenie ich biznesu, mamy dwutygodniowy bezpłatny dostęp do e-wydania „Rzeczpospolitej".

Więcej rp.pl/monitor