Z tego tekstu dowiesz się m.in.:

  • Firmy z jakich branż zdecydowały się ostatnio na redukcję zatrudnienia
  • Jakie są przyczyny ogłaszanych zwolnień grupowych
  • Czy w kolejnych miesiącach należy spodziewać się kolejnych informacji o zwolnieniach

W czerwcowym badaniu CBOS do 25 proc. wzrósł odsetek pracujących Polaków, którzy liczą się z utratą zatrudnienia. To o 2 pkt proc. więcej niż w maju br. Zmniejszył się o 5 pkt proc., do 34 proc. udział osób, które uważają utratę obecnej pracy za mało prawdopodobną.

Ten spadek poczucia bezpieczeństwa pokazało również czerwcowe badanie koniunktury konsumenckiej GUS. Odsetek Polaków przewidujących w ciągu 12 najbliższych miesięcy wzrost bezrobocia zwiększył się w czerwcu do 33,5 proc. i był najwyższy od roku (rok wcześniej takie obawy miało 27,2 proc. badanych).

Bezrobocie w Polsce jest najniższe od sierpnia 1990 r.

Tym nastrojom przeczą najnowsze informacje Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej (MRPiPS). Wynika z nich, że bezrobocie rejestrowanego zmalało w czerwcu do 4,9 proc. czyli o 0,1 pkt proc. w porównaniu z majem br. To najniższy poziom od sierpnia 1990 r.

Czy firmy skorzystają na obawach pracowników?

Jak ocenia Andrzej Kubisiak, zastępca dyrektora Polskiego Instytutu Ekonomicznego, badania CBOS i GUS pokazują jak duży wpływ na nastroje Polaków ma silne medialne nagłaśnianie zwolnień grupowych w firmach. I to zarówno dużych cięć zatrudnienia, jak te ogłoszone ostatnio przez PKP Cargo, największego w Polsce kolejowego przewoźnika towarów (planuje zredukować załogę o ponad 4,1 tys. osób, czyli o ok. 30 proc.), jak też zwolnień na mniejszą skalę, bo obejmujących kilkadziesiąt, a czasem kilkanaście osób.

Czytaj więcej

Zwolnienia grupowe w PKP Cargo. Pracę straci kilka tysięcy osób

Na to zjawisko zwrócił niedawno uwagę Instytut Przywództwa, który przeanalizował portale internetowe pod kątem liczby publikacji dotyczących zwolnień pracowników. Podczas gdy w latach 2022-2023 miesięcznie było ich 4-6,5 tys., to od jesieni zeszłego roku ta liczba zwiększyła się do 7-8 tys., zaś w I kwartale 2024 r. przekroczyła 10 tys. Publikowane na portalach mapy zwolnień, które zagęszczają się z miesiąca na miesiąc, a także clickbaitowe tytuły alarmujące, że oto kolejna firma „idzie na dno” czy „wyrzuca ludzi na bruk”, tworzą powszechną atmosferę zagrożenia. A ta może nawet sprzyjać pracodawcom.

– Kiedy pracownicy stale stykają się z doniesieniami o zwolnieniach, wzrasta ich poczucie niepewności. Boją się o swoje miejsca pracy, co zwiększa stres i zmniejsza poczucie bezpieczeństwa. W takiej atmosferze pracownicy mogą nie czuć się komfortowo, aby inicjować rozmowy o podwyżkach czy awansach – zauważa Piotr Gąsiorowski, prezes Instytutu Przywództwa.

Foto: rp.pl/Weronika Porębska

A jak wyglądają fakty? - Zwolnienia grupowe były i będą, bo tak działa wolny rynek. Firmy zmieniają plany biznesowe, ponoszą skutki pogorszenia koniunktury — zauważa Andrzej Kubisiak. Według danych GUS, liczba bezrobotnych zwolnionych „z przyczyn dotyczących zakładu pracy” (w tym są zwolnienia grupowe, a także likwidacje stanowisk) wyniosła na koniec maja br. 168 tys. i była mniejsza niż rok czy dwa lata wcześniej (odpowiednio 174 i 181 tys.).

Zaskoczenie w centrach usług biznesowych

Ostatnie statystyki zgłoszeń zwolnień grupowych też nie powinny budzić specjalnego niepokoju. Te zgłoszone w ciągu pierwszych pięciu miesięcy tego roku mają objąć łącznie 12,8 tys. pracowników, czyli niemal tyle samo, co rok wcześniej. Monika Fedorczuk, dyrektor Urzędu Pracy m.st. Warszawy, do którego napływają zgłoszenia zwolnień grupowych w dużych ogólnopolskich firmach z siedzibą w stolicy, twierdzi, że w danych z I półrocza 2024 nie widać załamania na rynku pracy. 24 pracodawców zgłosiło plany zwolnień grupowych obejmujących niespełna 3200 osób. To podobne proporcje jak w ubiegłym roku, bo w całym 2023 r. warszawski UP dostał 45 zgłoszeń o zwolnieniach obejmujących ponad 10 tys. pracowników.

- Widoczną różnicą jest natomiast znacznie większe w tym roku zainteresowanie mediów zwolnieniami grupowymi – przyznaje Monika Fedorczuk. Według niej, może to wynikać m.in. z faktu, że tegoroczne redukcje zatrudnienia dotknęły sporo znanych firm, w tym te z sektora nowoczesnych usług dla biznesu, który do niedawna wyróżniał się wzrostem zatrudnienia i napływem inwestorów z zagranicy. Serię zwolnień grupowych zapoczątkował w lutym skandal wywołany przez krakowskie centrum usług IT firmy Aptiv (zwolniło ok. 250 pracowników dając kilkadziesiąt minut na opuszczenie biura).

Dużą skalę mogą mieć zwolnienia w spółkach skarbu państwa, które do wyborów 2023 r. wstrzymywały się z redukcją kadr

Wkrótce potem zwolnienia obejmujące łącznie prawie 900 osób zgłosiły kolejne firmy z tej branży: Octopus Energy, PepsiCo i Infosys, który postanowił przenieść centrum finansowo-księgowe z Poznania do Indii. Dużym zaskoczeniem była ogłoszona w czerwca decyzja brytyjskiego banku NatWest o zamknięciu globalnego centrum usług wspólnych w Polsce i likwidację 1600 etatów (część z nich trafi do Indii).

- Nasze analizy potwierdzają, że sektor przechodzi przyspieszoną transformację. Ubiegły rok był momentem przełomowym. Zaobserwowaliśmy zwiększoną wydajność i wzrost wartości usług – tłumaczy Janusz Dziurzyński, prezes Związku Liderów Sektora Usług Biznesowych (ABSL). Większych emocji nie budzą już zwolnienia w bankowości, która wyniku zmian technologicznych i „optymalizacji” sieci placówek już od dłuższego czasu zmniejsza zatrudnienie.

Bariera kosztów pracy coraz wyższa

Jak twierdzi Łukasz Gajek, dyrektor w firmie LHH, która specjalizuje się w outplacemencie (wsparciu dla zwalnianych pracowników), chociaż decyzje o zwolnieniach firmy często tłumaczą transformacją biznesu, to za większością cięć kadrowych stoi presja na ograniczenia kosztów. Te zaś w Polsce rosną, w tym kluczowe dla sektora usług koszty pracy — podbijane przez serię podwyżek płacy minimalnej.

Czytaj więcej

Masowe zwolnienia w kopalniach? Były wiceminister publikuje okrojone pismo

Jak przypomina Andrzej Kubisiak, według Miesięcznego Indeksu Koniunktury, w którym PIE bada nastroje przedsiębiorstw, koszty pracownicze są od dłuższego czasu główną barierę utrudniającą ich działalność. W czerwcu wskazało ją 69 proc. firm, znacząco więcej niż drugą na tej liście barierę kosztów energii. Obie szczególnie mocno dotykają firmy z sektora produkcji. I to tam szybko przybywa informacji o cięciach zatrudnienia. W tym tych, które budzą najwięcej niepokoju, bo są związane z likwidacją albo znaczącym ograniczeniem produkcji w Polsce.

Szerokim echem odbiły się kwietniowe doniesienia o zamknięciu działającej od 31 lat fabryki Levi’s w Płocku, która zatrudniała ok. 650 osób, a także plany zwolnień ogłoszone u nas przez kilka innych znanych firm. Wśród nich jest Nokia (zetnie ok. 800 etatów), koncern ABB, który zwolni ok. 400 osób przenosząc produkcję silników z Aleksandrowa Łódzkiego do Chin, japońska Toshiba (TCC), która wygasza czteroletnią zaledwie fabrykę urządzeń chłodniczych w Gnieźnie (100 osób), czy IKEA, która zwolni kilkudziesięciu pracowników z fabryki na Mazurach.

Dużą skalę mogą mieć zwolnienia w spółkach skarbu państwa, które do wyborów 2023 r. wstrzymywały się z redukcją kadr. Teraz jednak polityczne czystki w połączeniu z restrukturyzacją części spółek mogą wywołać falę dużo większych zwolnień niż w prywatnych firmach. Przykładem jest PKP Cargo i nieoficjalne na razie informacje z Poczty Polskiej, gdzie - według związkowców z „Solidarności” - pracę może stracić ok. 10 tys. osób.

Specjaliści: tegoroczne zwolnienia grupowe nie są groźne

Eksperci rynku pacy podkreślają, że przy 9,8 mln pracujących w Polsce skala ogłaszanych w tym roku zwolnień nie stanowi zagrożenia dla rynku pracy. - Nie ma jeszcze powodów, by bić na alarm - twierdzi Krzysztof Inglot, ekspert rynku pracy i założyciel Personnel Service.

Jak jednak zauważa Monika Fedorczuk, podczas gdy w Warszawie czy w Krakowie zwolnienie kilkuset czy nawet 2 tys. osób nie będzie zauważalne, to w małych miastach nawet mniejsze redukcje mogą być problemem. Szczególnie gdy ogłasza je największy pracodawca w regionie, gdzie nie ma szans na znalezienie porównywalnej pracy.

Teraz firmy rozmawiają o zwolnieniach, które będą ogłaszane na przełomie 2024 i 2025 r. 

Co więcej, tegoroczna seria zwolnień pokazuje niepokojący fakt, że jako rynek przegrywamy w międzynarodowej konkurencji, w której naszą przewagę był duży zasób dobrze wykwalifikowanych i tanich pracowników. - Nasza gospodarka do tej pory działała jako „best cost country”, dlatego firmom opłacało się u nas inwestować. Teraz coraz częściej wybierają bardzie odległe kraje, gdzie jest taniej, a nasza gospodarka nie jest na tyle innowacyjna, by przyciągać zaawansowane technologie - podkreśla Krzysztof Inglot.

W planach kolejne zwolnienia grupowe

Dzisiaj o pracowników jest trudniej, no i nie są już tani, chociaż - jak zaznacza Andrzej Kubisiak — jednostkowe koszty pracy w Polsce nadal należą do najniższych w Europie. Są o połowę niższe niż unijna średnia i trzykrotnie mniejsze niż w Niemczech. Zdanie eksperta PIE, zagraniczni inwestorzy nadal doceniają konkurencyjność Polski, lecz firmy, które działają tu od pewnego czasu, mogą odczuwać pogorszenie warunków.

Potwierdza to Łukasz Gajek: wzrost kosztów, w tym podwyżki płacy minimalnej i cen energii, sprawia, że część firm przestaje być rentowna w modelu, w którym rozpoczynały działalność w Polsce. Dyrektor w LHH mówi też o rekordowo dużej liczbie rozmów o outplacemencie dla zwalnianych pracowników, co pokazuje również odpowiedzialne podejście pracodawców. Wiele firm stara się możliwie bezboleśnie przeprowadzić proces zwolnień przygotowując go z 3-6 miesięcznym wyprzedzeniem. Teraz rozmawiają więc o zwolnieniach, które będą ogłaszane na przełomie 2024 i 2025 r. Ich liczbę mogą zwiększyć wyznaczane przez inwestorów czy udziałowców cele na kolejny rok dotyczące rentowności, co często może się przekładać na plany obniżki kosztów.

- W obecnych warunkach, gdy nadal nie działa część silników napędzających gospodarkę, trudniej jest poprawić rentowność zwiększeniem przychodów, więc firmy uważniej patrzą na koszty — wyjaśnia Andrzej Kubisiak.