Długo wyczekiwany projekt nowelizacji ustawy wiatrakowej trafił na wiele tygodni do sejmowych prac w podkomisji, gdzie został doprecyzowany. Nieoficjalnie da się usłyszeć z rządu, że projekt ustawy był tam tak długo procedowany, bo czekano na finał kampanii prezydenckiej.
Branża od pięciu lat oczekuje na liberalizację ustawy, która pozwoli na lokowanie farm wiatrowych w odległości minimalnej 500 m od najbliższych zabudowań. W 2023 r. udało się zmienić odległość z tzw. 10H (dziesięciokrotność wysokości wiatraka) do 700 m. To pozwoli w najbliższych latach na wybudowanie kilku GW nowych mocy, ale może okazać się zbyt małą odległością. Paradoksalnie jednak, gdy wsłuchać się w głosy branży wiatrowej (te najgłośniej wybrzmiały na ostatniej konferencji Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej w Świnoujściu), to ta – licząc się z głosem nowego prezydenta, który może być sceptyczny wobec takiej zmiany – postuluje przede wszystkim odbiurokratyzowanie przepisów. Oficjalnie jednak zarówno branżowe stowarzyszenie, jak i największe spółki mają nadzieję, że uda się przekonać nowego prezydenta do dystansu 0,5 km.