Są sprawy sądowe, w których udział publiczności, publiczna wymiana argumentów i widok poszkodowanych oraz domniemanych sprawców ich krzywd są wskazane, a nieraz wręcz konieczne.
Przed miesiącem pisałem, że obawiam się, aby wygody orzekania zza biurka nie polubili zbytnio sędziowie, gdyż mimo rozluźnienia rygorów antycovidowych rozprawy (jawne) w sprawach cywilnych należą wciąż do rzadkości.
To prawa, że liczba zainteresowanych zwykle jest niewielka, ale są sprawy cieszące się większym powodzeniem, jak frankowe, kiedy publiczność, w tym media, pojawiają się. Zresztą jawność rozprawy nie zależy od tego, że ma się stawić liczniejsza publiczność – wtedy powinny być przedsięwzięte dodatkowe środki, większa sala, a nawet przepustki – a jawność jest normą.
Czytaj więcej
Sąd Najwyższy ma odpowiedzieć w najbliższym czasie, czy jest przesłanką wyłączenia sędziego zadłu...
Ponieważ jednak covid wciąż jest pewnym zagrożeniem, to powinna to być dodatkowa okazja do dobrego przygotowania rozprawy, aby wartko się toczyła. Pokazała to właśnie ta pierwsza rozprawa frankowa w SN po epidemii, choć nie było w tym niczego nadzwyczajnego. Nadzwyczajna była dość liczna publiczność.
Rozprawa zaczęła się punktualnie, po krótkim wyjaśnieniu kwestii formalnych i krótkiej przerwie na zapoznanie się z pismem prokuratora generalnego, złożonym na krótko przed rozprawą, sędzia zreferował sprawę, a pełnomocnicy zwięźle wyłuszczyli swoje argumenty. I choć po stronie frankowiczów było trzech prawników, wystąpił tylko jeden. Narada SN tylko trochę się przedłużała, co sygnalizowało, że uchwała będzie ogłoszona tego samego dnia i tak się stało.
Był to czas, kiedy publiczność mogła podyskutować o sędziach, tych z tej sprawy, jak i nieobecnych, a orzekających w sprawach frankowych, jakie wydają wyroki, czy są frankowiczami itp. Był nawet sędzia orzekający w niższej instancji zainteresowany sprawą, byli prawnicy prowadzący podobne sprawy, i oczywiście frankowicze. Najmniej mówiła powódka, ale to była jej sprawa, dla innych była to lekcja, rozpoznanie, a może i wycieczka do sądu, jak on też pracuje.
Jaki wniosek z tej wycieczki? Żeby sądy szerzej otwierały się na publiczność, gdy jest zainteresowanie sprawą, wartko prowadziły rozprawę, i najlepiej zaraz wydały orzeczenie, i klarownie je uzasadniały – kiedy wszyscy pamiętają, o co w sprawie chodziło.