Pol’and’Rock Festival 2022 przeszedł do przeszłości. Fani muzyki, fani WOŚP i Jerzego Owsiaka, a także fani Iustitii i jej reprezentantów kolejny raz zostali uszczęśliwieni. Nie tylko jednak uczestniczący w tym wydarzeniu obywatele, lecz także obywatelscy sędziowie mają powody do zadowolenia.

Dumą i radością musi napawać przedstawicieli Iustitii, że znów mogli pokazać rock’ n’rollowym braciom i siostrom, iż sędziowie niczym się od nich nie różnią.

Czytaj więcej

Maciej Bedyński: Na scenie i w namiocie

Członkowie młodej (ciałem i duchem) społeczności z pewnością poczuli się dowartościowani, widząc, że także ludzie tworzący trzecią władzę chadzają w krótkich spodenkach, T-shirtach i trampkach, że również oni mają postępowe poglądy i te same muzyczne gusty. Kolejny sukces sędziów z Iustitii.

Otoczeni przyjazną atmosferą życzliwych osób przez kilka dni objaśniali obywatelom zawiłe sprawy wymiaru sprawiedliwości. Przyjemnie jest rozmawiać z tymi, którzy się z tobą zgadzają i którzy w taki sam jak ty sposób postrzegają rzeczywistość. Miło przekonywać do swoich racji tych, których właściwie przekonywać nie trzeba...

Reklama
Reklama

Przyznam, że nie śledziłem zbyt pilnie aktywności Iustitii na festiwalu, więc mogę się mylić. Może było jednak tak, że w dyskusjach z sędziami i ich gośćmi brali aktywny udział zwolennicy „dobrej zmiany”. Może dyskusje te były jednak burzliwe i gorące. Może prowadzono je podniesionymi głosami, z rozpłomienionymi twarzami. Tak czy inaczej, docenić należy tych, którzy nie wahali się stanąć podczas Najpiękniejszego Festiwalu Świata przed tłumem nieznanych osób, by głosić opinie, z którymi słuchacze nie musieli się wcale utożsamiać i które wcale nie musiały się słuchaczom podobać.

Śmiało, Iustitio!

Obserwując dotychczasowe zaangażowanie przedstawicieli Iustitii w walce o praworządność, można chyba oczekiwać, że wyjdą oni w końcu spoza kręgu wspierających ich organizacji (w rodzaju Komitetu Obrony Demokracji, Ogólnopolskiego Strajku Kobiet, Protestu z Wykrzyknikiem, Kongresu Świeckości czy Akcji Demokracji) i przychylnych im środowisk (w tym środowisk skupionych wokół części partii opozycyjnych czy środowisk zjednoczonych pod tęczową flagą), by przekonywać do swoich racji inne, niepodzielające ich poglądów, grupy społeczeństwa.

Byłoby interesujące, a z pewnością nie nudne, gdyby Iustitia zapraszała na swoje spotkania przede wszystkim zwolenników „dobrej zmiany”. Nie należałoby jednak planować tych wydarzeń na ulicach, placach czy skwerach (akcja Tour de Konstytucja pokazała, że nie ma to specjalnego profrekwencyjnego sensu), lecz raczej z dala od ulicznego gwaru, w dostępnych dla ogółu komfortowych salach (z dobrym nagłośnieniem i wygodnymi miejscami). Stworzenie takich warunków sprzyjałoby prowadzeniu spokojnej (nie wiecowo-happeningowej) dyskusji i pozwoliłoby zdiagnozować rzeczywistą skalę zainteresowania obywateli tym, co sędziowie mają im do powiedzenia. Tylko po przebiegających w takich warunkach spotkaniach można byłoby stwierdzić, że brały w nich udział osoby rzeczywiście nimi zainteresowane, a nie również przypadkowi przechodnie, którzy znaleźli się akurat w pobliżu.

Należy dać sędziom szansę na dotarcie do zwolenników partii rządzących, do ludzi, którzy z racji wieku i zamiłowań muzycznych nigdy nie pojawią się na najpiękniejszych nawet festiwalach rockowych, czy do tych, których poglądy nie wydają się zbyt światłe.

Należy zastanowić się, czy sędziowie, zamiast zwracać się do osób jawnie ich wspierających, nie mogliby kierować swojego przekazu choćby do narodowców (legalnie działających przecież w Polsce) czy do członków różnych wspólnot religijnych, w tym rzecz jasna do katolików, których w ostatnich latach dotykały różnego rodzaju akcje ze strony sympatyzujących z Iustitią środowisk. Skoro przedstawiciele Iustitii nie wahali się stanąć do debaty przed tysiącami uczestników rockowego festiwalu, nie mieliby oni też pewnie obaw przed zaproponowaniem podobnej debaty tym, którzy od przeszło 20 lat (również tysiącami) uczestniczą w Spotkaniach Młodych w Lednicy, tym, którzy przy różnych okazjach tłumnie gromadzą się na Jasnej Górze, czy tym, których co roku jednoczy w Warszawie Marsz Niepodległości. Iustitia jest chyba w stanie także na obrzeżach tego rodzaju zbiorowisk ludzkich organizować spotkania z Krystianem Markiewiczem, Bartłomiejem Przymusińskim i Igorem Tuleyą (człowiekiem- instytucją, uhonorowanym ostatnio Medalem Wolności Słowa), czy ze swoimi zwolennikami, choćby z Martą Frej, Przemysławem Staroniem i Adamem Bodnarem.

Trudno przekonać nawet wujka

Oczywiście edukacja prawna społeczeństwa jest potrzebna. Trudno jednak mówić o takiej edukacji, jeśli przemawia się do już przekonanych, albo jeśli ci, którzy mają być edukowani, edukacji tej nie oczekują, a nawet ją odrzucają. Przekonywanie przekonanych jest tylko stratą czasu. Nie stanie się kroplą i nie wydrąży skały. Nie dotrze do tych, których chciałoby się „nawrócić”.

Nie tak dawno Iustitia zorganizowała w Rzeszowie spotkanie z Pawłem Juszczyszynem, a więc jednym z najbardziej znanych obecnie w Polsce sędziów. Pomimo promowania tego spotkania plakatami zainteresowanie nim obywateli okazało się nikłe. Także przedstawicieli zawodów prawniczych uczestniczyło w tym spotkaniu stosunkowo niewielu. Po stolicy województwa można było spodziewać się czegoś więcej.

Wśród zainteresowanych nie znalazł się nawet żaden neosędzia, mimo że znaczna część dyskusji dotyczyła pozycji ustrojowej takich właśnie sędziów. Przykład spotkania z sędzią Juszczyszynem, a także dostępne w internecie relacje z Tour de Konstytucja każą zastanowić się, czy sędziowie w ogóle są w stanie dotrzeć ze swoim przekazem do zwolenników „dobrej zmiany”, jeśli ci nie chcą z sędziami rozmawiać. Można w to wątpić.

Czy któremukolwiek z sędziów udało się odmienić czyjekolwiek myślenie? Jak pokazuje doświadczenie, trudno sędziom zmienić sposób postrzegania rzeczywistości zwolenników obecnej władzy z kręgów własnych rodzin i znajomych, a co dopiero wpłynąć na myślenie osób sędziom obcych.

Gdy słyszę płynące ze środowiska sędziowskiego głosy o potrzebie zbliżenia się sędziów do obywatela, o konieczności stania się przez sędziów bardziej przyswajalnymi (bardziej swojskimi?) dla obywateli albo o uczeniu się przez sędziów od obywateli odwagi, wytrwałości i dumy, jakoś nie do końca to rozumiem.

Wyczuwam w tych głosach jakąś nutę protekcjonalności, a jednocześnie odczytuję w nich krzywdzącą sędziów i brzmiącą niczym zarzut sugestię, że przez ostatnie 30 lat sędziowie nie byli obywatelscy, że cechowali się tchórzostwem i mieli problem z niezawisłością. Trudno mi zgodzić się z tezą, że prawdziwie obywatelski sędzia to taki, który podąża z kagankiem oświaty na festiwale rockowe (Open’er, Pol’and’Rock, Cieszanów), który wiecuje na ulicach, placach i skwerach (Tour de Konstytucja), który na spotkania z obywatelami przyodziewa krótkie spodnie i T-shirt (czasem zarzucając na nie togę) i który całym swoim zachowaniem usiłuje (trochę ex cathedra) powiedzieć społeczeństwu: „Patrzcie, jestem jednym z was”.

Chcą być lubiani

Czy nie przypomina to trochę próby gombrowiczowskiego „bratania”? Dla zyskania szacunku sędziowie nie muszą szukać dla siebie przymiotników, nie muszą nikogo przekonywać, że są swojscy, ludowi czy obywatelscy, nie muszą skracać do siebie dystansu, choćby przez używanie zdrobnień swoich imion (określenia „sędzia Kasia”, „sędzia Piotrek”, „sędzia Krzych”, „sędzia „Jola” czy „sędzia Ela” brzmią jednak trochę zbyt familiarnie, nawet jeśli używa się ich łącznie z nazwiskami), przez przechodzenie z wszystkimi na „ty” czy przez dostosowywanie swojego ubioru, sposobu bycia i głoszonych poglądów do modnych obecnie trendów.

Czasem można odnieść wrażenie, że sędziowscy aktywiści nie tyle starają się podnieść autorytet wykonywanego przez siebie zawodu, ile poszukują popularności i sympatii ogółu. Sam szacunek im nie wystarcza, chcą być jeszcze lubiani.

Sędziowie nie muszą nikogo (demonstracyjnie i trochę na siłę) przekonywać do swojej obywatelskości. Są obywatelami, żyją wśród obywateli, obywatelami są członkowie ich rodzin i znajomi. Zakorzenieni w społeczeństwie wiedzą, w jakich warunkach żyją obywatele i z jakimi problemami muszą się oni mierzyć. Problemy społeczeństwa są także ich problemami. Sędziowie nie są oderwani od rzeczywistości, nie czerpią wiedzy o niej jedynie z sali rozpraw i z akt sądowych spraw, wiedzy tej dostarcza im, tak jak reszcie społeczeństwa, codzienność. Sędziowie chodzą przecież ulicami, robią zakupy, odwiedzają centra handlowe i kina, korzystają z publicznego transportu, bywają pacjentami placówek leczniczych... Są wśród obywateli w różnych sytuacjach każdego dnia. Sędziowie nie ukrywają się, nie są anonimowi (wiedzą o tym zwłaszcza ci z niewielkich miejscowości), są ludźmi z sąsiedztwa. Czy w tych okolicznościach sędziowie mogą nie być obywatelscy?

Sprawiedliwość z irokezem

Podczas rzeszowskiego spotkania z sędzią Juszczyszynem jego organizatorzy rozdawali kalendarze Iustitii na 2022 rok. Na tytułowej stronie widniał kobiecy profil z opaską na oczach i z wielkim czerwonym irokezem, zaś poniżej umieszczone było hasło: LIBERTY & JUSTICE FOR ALL, przypominające formą i kolorystyką (czerwień i biel) graffiti na murze. Nie wiadomo, czy taki był zamysł pomysłodawców kalendarza, ale jego szata graficzna nasuwała skojarzenie z okładką płyty Metalliki „…And Justice for All” z 1988 roku, z tym że kobieta (Iustitia) z okładki płyty nie miała irokeza.

Niezależnie od tego, czy skojarzenie to było uzasadnione czy nie, grafika kalendarza (bogini sprawiedliwości z postawionymi na sztorc czerwonymi włosami), udział przedstawicieli Iustitii w festiwalach rockowych, wiecowa forma aktywności sędziów podczas Tour de Konstytucja czy też umieszczony na stronie internetowej Iustitii teledysk, w którym sędziowie przy wtórze piosenki Tomka Lipińskiego „Jeszcze będzie przepięknie” wystawiają na pokaz swoją prywatność (paląc papierosy, tańcząc, muzykując, uprawiając różne sporty, grając w planszówki, jeżdżąc motocyklami, prasując, piekąc i majsterkując), pozwalają nie tylko określić rodzaj adresatów, do których tego rodzaju inicjatywy są kierowane, ale również zrozumieć, że ich celem jest pokazanie społeczeństwu, że sędziowie są normalnymi ludźmi, że niczym od ogółu się nie różnią, że są swoi, że wcale nie są tą nieszczęsną „kastą”, a nawet, że „bratać” z obywatelami się chcą. Trudno powiedzieć, czy dowodzenie przez sędziów w ten trochę ostentacyjny sposób swojej obywatelskości doprowadzi do odmitologizowania środowiska sędziowskiego.

Z pewnością jednak należy się zastanowić, czy zabiegi te nie spowodują w końcu (choćby wbrew intencjom tych, którzy je podejmują) obniżenia autorytetu sędziowskiej profesji. Nawet jeśli bowiem sędziowie w wyniku opisanych działań staną się społeczeństwu bardziej swojscy, to czy jednocześnie nie zostaną oni w ten sposób odarci z wizerunku osób poważnych, powściągliwych i po staremu statecznych? Czy w przyszłości stający przed sądem obywatele (zwłaszcza ci dojrzalsi) rzeczywiście będą widzieli w reprezentujących trzecią władzę funkcjonariuszach publicznych godne tego miana osoby, jeśli wcześniej sami prezentowali się jako ludzie niczym nieróżniący się od uczestników festiwali rockowych? Krótkie spodnie,  rock’n’rollowy sznyt i wiecowanie nie wzmocnią powagi sądownictwa. Nie sądzę, by społeczeństwo rzeczywiście wymagało od sędziów, by ci stali się obywatelom bardziej swojscy, bliżsi czy bardziej przystępni. Ci, którzy trafiają do sądu, oczekują od sędziego czegoś innego, oczekują przede wszystkim poważnego traktowania oraz rzetelnego, sprawiedliwego i sprawnego rozstrzygnięcia sprawy.

Edukowanie społeczeństwa nie należy do powinności sędziów. To nie ich główna misja, nie ich cel i nie ich podstawowe zadanie. Nie z tego sędziowie są rozliczani. Zresztą w walce o ludzkie umysły sędziowskie środowisko stoi na straconej pozycji. Wykorzystującym środki masowej propagandy politykom i mediom znacznie łatwiej w tej walce przychodzi zwycięstwo.

Oto sędziowski świat

Zaangażowani w działalność publiczną sędziowie powinni zastanowić się, jak taka ich aktywność (często spontaniczna i trochę amatorska) może wpłynąć na wizerunek całego sądownictwa oraz na wizerunek tych sędziów, którzy z różnych względów do aktywności tej mają stosunek krytyczny. W szczególności jeśli nawet jakaś część sędziów widzi potrzebę fraternizowania się ze społeczeństwem, uczestniczenia w spotkaniach ugrupowań politycznych, odwiedzania ambasadorów innych krajów czy też określania siebie mianem „nadzwyczajnej kasty”, nie oznacza to, że potrzebę taką musi odczuwać całe sędziowskie środowisko.

Przedstawiciele stowarzyszeń sędziowskich nie mogą oczekiwać, że każdy sędzia bezrefleksyjnie będzie wspierał wszystkie podejmowane przez nich inicjatywy i się z nimi utożsamiał, nie mogą oczekiwać, że każdy sędzia ochoczo pójdzie ich śladem. Podobnie jak ogół społeczeństwa, środowisko sędziowskie nie jest ani jednolite, ani jednomyślne. Podobnie jak społeczeństwo, również środowisko sędziowskie tworzone jest przez ludzi różniących się od siebie (choćby światopoglądem, hierarchią wartości czy wewnętrznymi przekonaniami). Nie mają więc żadnego sensu próby dzielenia sędziów wyłącznie na tych prorządowych i na tych, którzy stoją po stronie stowarzyszeń sędziowskich i środowisk opozycyjnych.

Sędziowski świat podzielony jest według zupełnie innych kryteriów. Sędziowie, którzy krytykują część akcji stowarzyszeń sędziowskich, czy też sędziowie, którzy do akcji tych podchodzą z daleko idącym dystansem, nie muszą być ani zwolennikami „dobrej zmiany”, ani swoistego rodzaju kolaborantami, konformistami czy oportunistami. Może to właśnie po stronie tych, którzy patrzą z dala i bez emocji, leży słuszność, a nie po stronie ciężko skrzywdzonych przez obecną rzeczywistość i rozżalonych aktywistów, którym zdecydowanie trudniej przychodzi zachować chłodny dystans i pożądany umiar.

Autor jest sędzią Sądu Rejonowego w RzeszowieAutor jest sędzią Sądu Rejonowego w Rzeszowie