Wprawdzie w ostatnim czasie reforma sądownictwa nieco straciła na impecie, co wynikało z różnych czynników wewnętrznych i zewnętrznych, jednak nie mam wątpliwości, że to tylko krótki przystanek przed dalszymi nieuchronnymi zmianami.

Niezależnie od tego, kto będzie tworzył nowy rząd, zmierzy się z niezakończoną reformą sądów. Oczywiście pomysłów na przeprowadzenie tej reformy jest wiele, nie brakuje różnego rodzaju fantasmagorii i objawień, niemniej, moim zdaniem, bardzo prawdopodobny jest powrót do proponowanej już koncepcji spłaszczenia struktury sądów oraz uregulowania jednolitego statusu sędziów.

Spłaszczenie struktury

Pomimo licznych zapowiedzi nie doszło ostatecznie do spłaszczenia struktury sądów powszechnych. Trochę szkoda, gdyż uważam, że celowe jest ograniczenie struktury sądów z trzech szczebli do dwóch. Jest to zgodne z zasadą dwuinstancyjności oraz przybliżania sądów do obywateli. Likwidacja sądów apelacyjnych i stworzenie większej liczby sądów regionalnych jako sądów drugiej instancji daje nadzieję na usprawnienie postępowań. Ponadto powiązanie tej modyfikacji ze zmianami w wewnętrznej organizacji sądów oraz z innymi zadaniami nadzoru administracyjnego byłoby milowym krokiem naprzód.

Czytaj więcej

Pisowska reforma w sądach poległa w TSUE

Jest oczywiście niewiadomą, czy reforma ta nastąpi według zasad przygotowanych i przedstawionych już przez Ministerstwo Sprawiedliwości, czy też według nowych pomysłów. Niemniej, moim zdaniem, postulowana zmiana struktury sądów jest dla wszystkich stron sceny politycznej bardzo obiecującą szansą na modernizację sądownictwa i dzięki temu wydaje się mieć duże szanse.

Jednolite stanowisko sędziowskie

Warto też przypomnieć koncepcję jednolitego stanowiska sędziowskiego i nowych powołań dla wszystkich sędziów sądów powszechnych. Jednolite stanowisko sędziowskie nie tylko pozwoliłoby przełamać istniejące obecnie podziały na sędziów gminnych i pałacowych, patrzących z góry na tych pierwszych, ale także byłoby szansą na zlikwidowanie podziału na neo- i paleosędziów. Wydaje się, że jest to coraz bardziej paląca sprawa, gdyż konflikty między tymi dwiema grupami w niektórych sądach utrudniają już sprawne wymierzanie sprawiedliwości.

Można odnieść wrażenie, że orzecznictwo i uzasadnienia wyroków stały się dla niektórych okazją do prezentacji własnych poglądów politycznych i światopoglądowych, wyrazem mowy nienawiści oraz pretekstem do uderzenia w przeciwników ideologicznych. Nie brakuje też rozgrywek interpersonalnych.

Ponadto, z niektórych uzasadnień przebija wyraźna frustracja oraz potrzeba ukazania swoich niezaspokojonych ambicji i po prostu pycha.

Oczywiście obowiązuje zasada oko za oko, co tylko nakręci spiralę dalszych ekscesów orzeczniczych. Biedni obywatele są w tej wojnie sędziów tylko przypadkowymi ofiarami. A to, że ktoś nie dożyje wyroku, bo państwo sędziowie będą sobie wzajemnie uchylać orzeczenia, to już nie ma żadnego znaczenia.

Może więc sposobem na przecięcie tego nabrzmiewającego problemu byłoby dokonanie przez prezydenta nowych powołań sędziowskich. W ten sposób wszyscy obecni sędziowie staliby się nowymi sędziami z jednakowym statusem. A niektórzy zajadli paleosędziowie ( niekiedy rodem jeszcze z PRL) mieliby znacznie mniej pretekstów do swoich urojeń. Wydaje się, że jest to koncepcja warta rozważenia. Tym bardziej że wizje niektórych proroków o masowej eksterminacji nowych sędziów należy włożyć między bajki i nowelki z gatunku fantasy.

Świeża krew i sędziowie pokoju

Przyszłe reformy dotkną z pewnością jeszcze dwóch zagadnień, a mianowicie napływu świeżej krwi do środowiska oraz kwestii sędziów pokoju. Obliczono już bowiem, że absolwentów kończących KSIP, zostających następnie asesorami nie wystarczy na pokrycie narastających wakatów.

Konieczny jest więc stały napływ świeżej krwi do środowiska. Już obecnie daje się zauważyć wzrost zainteresowania adwokatów i radców prawnych przejściem do służby sędziowskiej. Coraz częściej stają oni do konkursów nie tylko do sądów rejonowych, ale także okręgowych, a czasami i apelacyjnych. To cieszy, ponieważ hermetyczne dotąd środowisko może tylko na tym skorzystać.

Pluralizm i różne doświadczenia zawodowe powinny dać owoce. Opisywałem to już szerzej w tekście o koronie zawodów prawniczych. Tak, coraz bardziej realne staje się założenie, że zawód sędziego będzie prawdziwą koroną zawodów prawniczych.

Z sędziami pokoju natomiast sprawa jest mniej jednoznaczna i bardziej kontrowersyjna. Ich pojawienie się w wymiarze sprawiedliwości nie zostało jeszcze rozstrzygnięte. Są przeciwnicy i zwolennicy tej koncepcji, chociaż częściej pojawia się stanowisko, że tworzenie zupełnie nowych instytucji i nowej struktury sądów pokoju nie wiedzie do celu, jakim jest przyśpieszenie procesów sądowych.

Trafne są także wątpliwości mieszczące się w zdaniu „czy felczerzy są w stanie zastąpić lekarzy?”. Niekiedy, w prostych przypadkach tak, ale już w skomplikowanych nie. Z drugiej strony, wobec niewątpliwego upadku autorytetu dotychczasowych sądów i sędziów może jest w tej koncepcji szansa na odzyskanie zaufania obywateli do wymiaru sprawiedliwości.

W końcu, jeśli obywatele sami będą mogli wybierać konkretnych sędziów pokoju, to może obdarzą ich większym zaufaniem niż obecnie powoływanych sędziów.

Może z większym szacunkiem podejdą do ich werdyktów? Może mniej będą wierzyć w układy i rzekome łapownictwo? Nie jestem pewien. Ponadto obawiam się, czy wybory sędziów pokoju nie staną się kolejnym forum politycznych utarczek i rozgrywek partyjnych.

Czy w praktyce wyborcy nie będą zważać na faktyczne kwalifikacje i doświadczenie kandydatów, a jedynie kierować się ich emblematami partyjnymi? Czy w ten sposób nie dojdzie do znacznego upolitycznienia tych sądów? Ponadto, czy sądy te w istocie odciążą sądy powszechne?

Są to poważne ryzyka, które warto rozważyć przed podjęciem decyzji o wprowadzeniu tej instytucji.

Znaków zapytania zatem nie brakuje i z pewnością wymiar sprawiedliwości czekają dalsze wstrząsy i poważne perturbacje.

Cóż, ciekawe czasy nadal przed nami.

Autor jest prezesem Sądu Okręgowego w Kielcach