Unia Europejska w trosce o naszą planetę stawia sobie coraz ambitniejsze cele klimatyczne. Żeby je zrealizować przygotowała kolejne regulacje dotyczące przedsiębiorców tzw. CBAM. Co to właściwie jest i czy polskie firmy też będą musiały się do nich stosować?

Najprościej definiuje się CBAM przez samo rozwinięcie nazwy – carbon border adjustment, czyli wyrównanie cen na granicy UE związane z emisją gazów cieplarnianych przy produkcji importowanych wyrobów. Ponieważ Unia Europejska posiada własny system (ETS) handlu pozwoleniami na emisje, pojawia się ryzyko przenoszenia produkcji do krajów, w których obciążenia związane z emisjami do atmosfery nie występują lub są istotnie mniejsze niż w Unii. Docelowo więc importerzy będą musieli dopłacić do importowanych produktów opłatę korespondującą z obciążeniami wynikającymi z ETS, ewentualnie z możliwością obniżenia tej opłaty o kwoty podobnego charakteru uiszczone w kraju produkcji.

Od kiedy trzeba się liczyć z nowymi obowiązkami? Czy będzie to wymagało reakcji polskiego ustawodawcy?

W tym roku wchodzimy w system przejściowy – nie będzie jeszcze trzeba wpłacać opłaty, ale trzeba już będzie raportować, ile danych towarów przywieźliśmy spoza UE, oraz zadeklarować poziomy emisji, które powstały w związku z realizacją procesu produkcyjnego. Pierwszy okres, za jaki trzeba będzie złożyć raport, to ostatni kwartał 2023 roku, a termin na jego złożenie to koniec stycznia 2024. System w wersji przejściowej nie będzie obowiązywał jednak wcale tak długo – bo tylko do końca roku 2025. Wtedy pojawią się certyfikaty CBAM-owe.

Kogo będą dotyczyć nowe obowiązki. Czy są jakieś szczególne sektory polskiej gospodarki, które muszą się na nie przygotować?

Towary objęte mechanizmem mieszczą się w ramach następujących grup: cement, energia elektryczna, nawozy, żelazo i stal, aluminium oraz wodór. W efekcie CBAM wpłynie na działalność między innymi takich sektorów jak samochodowy, budowlany, przetwórstwa i dystrybucji metali, rolniczy, spożywczy i energetyczny. Obowiązki dotyczyć będą importu konkretnych towarów sklasyfikowanych pod kodami nomenklatury scalonej (CN). Jeżeli na przykład potrzebujemy dużo importowanej stali do własnego lokalnego procesu produkcji wyrobów docelowych, CBAM nas najpewniej nie ominie i trzeba będzie podjąć się zadań związanych z przygotowaniem do raportowania.

Co to będą za zadania i czy będą one wymagały jakichś przygotowań?

Zadania są dwojakiego rodzaju – przede wszystkim trzeba sprawdzić, czy towary, które importujemy, mieszczą się w kodach CN, które są raportowaniem objęte. Nie zawsze jest to zadanie proste i jednoznaczne. Częstokroć może być niezbędna specjalistyczna wiedza pozwalająca na identyfikację poszczególnych kodów dla interesujących nas towarów. Ważne będzie także ustalenie realnego miejsca pochodzenia danego towaru. Druga kwestia to wskazanie poziomów emisji wynikających z procesów produkcyjnych – w podziale na emisje bezpośrednie i pośrednie.

Czy jakieś rozwiązania związane z CBAM budzą obawy? Będzie coś, co sprawi trudność firmom, a może jakieś regulacje nie są do końca jasne?

Co prawda do czwartego kwartału mamy kilka miesięcy, ale wyzwania związane z CBAM są dość poważne. Musimy pamiętać, że to podatnik będzie odpowiadał za prawidłowe raportowanie. Tymczasem zawiera ono dane o emisjach, które mogą zostać podane przez producenta, a mogą też nie być podane. Nawet jeśli uzyskamy stosowną deklarację poziomów emisji, trudno będzie ocenić jej prawidłowość lub poprawność. Co prawda przy braku informacji będzie można posiłkować się wytycznymi do kalkulacji, które mają być dostępne na poziomie unijnym, ale wciąż są dyskutowane.

Wydaje się zatem, że nie będzie to takie łatwe.

Tak. Będzie to raczej zadanie z gruntu trudne i skomplikowane. I choć sama klasyfikacja towarów do właściwych kodów CN bywa prosta, to zdarzają się kłopoty przy klasyfikacji, szczególnie w odniesieniu do wyrobów nietypowych lub potencjalnie możliwych do zakwalifikowania do różnych kodów CN, które mogą bądź to podlegać raportowaniu, bądź też być z niego wyłączne. Docelowo należy pamiętać, że kiedy przejdziemy z raportowania do odpłatności, może się okazać, że nasz łańcuch dostaw przestanie być optymalny kosztowo i trzeba wprowadzić do niego istotne zmiany, zmienić metody lub miejsce produkcji bądź też zmienić formę produkcji i surowce. A to są decyzje, które najczęściej wymagają dłuższego czasu i istotnych nakładów finansowych.

Zazwyczaj za nowymi obowiązkami dla przedsiębiorców idą też kary finansowe za niewywiązanie się z nich. Czy zatem importerom grożą jakieś sankcje, kary za niezastosowanie się do nowych regulacji, które w założeniu mają ograniczyć emisję gazów cieplarnianych?

Tak, za brak raportowania lub raportowanie błędne grozić będą sankcje finansowe. Jakie będą ich wysokości, dowiemy się dopiero po przedstawieniu propozycji polskiego legislatora. Na poziomie UE przewiduje się, że państwa członkowskie będą mogły nakładać „skuteczną, proporcjonalną i odstraszającą” karę. Należy się więc spodziewać, że także w Polsce sankcje pojawią się szybko i będą istotnie motywować podatników do wywiązywania się z nowych obowiązków i zapewnienia prawidłowości składanych sprawozdań. Takie sankcje mogą więc sięgać kilkudziesięciu lub nawet kilkuset tysięcy złotych.