Urzędnicy skarbowi coraz lepiej radzą sobie z tropieniem dochodów z szarej strefy. Bo chociaż kontroli prowadzą mniej, to pieniędzy egzekwują coraz więcej. Krótko mówiąc – postawili z dobrym skutkiem na jakość kontroli, a nie ilość.
Przeprowadzenie kontroli z tzw. nieujawnionych źródeł przypomina poligon doświadczalny. Skarbówka konfrontuje na nim wiedzę i pomysłowość urzędników z patentami podatników na to, aby fiskusowi nie oddać ani złotówki. Patrząc na ostatnie lata, trzeba przyznać, że fiskus jest lepszym graczem. Kontrole są rzeczywiście nacelowane na tych, którzy ukrywają swoje prawdziwe dochody. Warto zdawać sobie sprawę, że wymagają one od urzędników inicjatywy i niemałej aktywności. Cech, których przedstawicielom skarbówki wiele osób bynajmniej nie przypisuje. Tymczasem urzędnicy z powodzeniem sprawdzają konta bankowe czy... umowy z pracodawcami. Niewyczerpanym źródłem informacji są także donosy, choć to podobno nie tylko polska specjalność.
Urzędnicza aktywność to jednak tylko połowa sukcesu. Kontrolerzy mają też bowiem świetny ustawowy oręż, dzięki któremu mogą sprawdzać dochody nawet kilkadziesiąt lat wstecz. Widać tu wyraźną nierównowagę, bo jeśli podatnik chce wyjść z szarej strefy i zalegalizować lewe dochody – ma na to tylko pięć lat. Po tym terminie może już się tylko modlić, żeby fiskus go nie namierzył. Bo jak namierzy, zapłaci aż 75 proc. podatku od wartości takiego majątku. Jeśli ta dysproporcja między ściganym a ścigającym zostanie wyeliminowana, będzie można właściwie oszacować skuteczność kontroli urzędników i skalę nieuczciwości obywateli.
Czytaj również:
Zobacz serwis:
Podatki i księgi » W urzędzie skarbowym » Kontrola podatkowa i skarbowa