Porozumienia cenowe zostały wprowadzone do ordynacji podatkowej od 1 stycznia 2006 r. Mogą z nich korzystać grupy kapitałowe, które chcą mieć pewność, że ceny stosowane między podmiotami powiązanymi nie będą kwestionowane. W celu ich potwierdzenia mogą wystąpić z wnioskiem do Ministerstwa Finansów, przedstawić pełną dokumentację transakcji i przyjęte metody szacowania. Muszą też wnieść wysoką opłatę. Nie są to więc regulacje dla szerokiego kręgu podatników. Dotychczas do MF wpłynęło 15 wniosków. Wygląda jednak na to, że do pracy nad nimi skierowano zbyt mało osób. Przez dwa lata wydano bowiem tylko trzy decyzje akceptujące stosowane ceny, a jedno z postępowań umorzono.

– Praktyka pokazuje, że zawarcie porozumienia w ciągu pół roku jest niemożliwe. Niestety, podatnicy często dopiero tuż przed upływem tego terminu dowiadują się, że powinni przedstawić dodatkowe dowody lub analizy. Może się zdarzyć, że wniosek wymaga uzupełnienia i przedłużenie sześciomiesięcznego terminu jest niezbędne. Powinny to być jednak wyjątki, a nie reguła – mówi Piotr Wiewiórka, doradca podatkowy w PricewaterhouseCoopers. Dodaje, że niepokoi także przedłużanie postępowania od razu o kolejne pół roku, a nie np. o miesiąc lub dwa.

– Porozumienia cenowe to stosunkowo nowa instytucja. Nie dziwi więc, że Ministerstwo Finansów dopiero nabiera doświadczeń zarówno w samej procedurze, jak i praktycznym stosowaniu zasad szacowania – zauważa Mateusz Pociask, doradca podatkowy w Ernst & Young. Jego zdaniem trudno tym jednak usprawiedliwiać przedłużanie terminów prowadzenia postępowania, szczególnie że termin sześciomiesięczny dla porozumień jednostronnych jest jasno wskazany w ustawie. Podatnicy mają zatem prawo sądzić, że tyle będą czekać na standardową decyzję.

Zawarcie porozumień przedłużają nieprecyzyjne przepisy. Nie wynika z nich jasno, czy szacując ceny transferowe, trzeba stosować jedną z pięciu metod określonych w przepisach o podatku dochodowym, czy można przyjąć także inne reguły.

– W praktyce nie to jest jednak największy problem. Bywa nim raczej zbyt literalne rozumienie samych przepisów regulujących szacowanie cen. Tymczasem należy je rozumieć raczej jako wytyczne, a nie konkretny sposób obliczania ceny. Wskazanie rynkowego poziomu ceny jest to bowiem analiza ekonomiczna, która powinna uwzględniać wszystkie relacje między stronami transakcji. Zawsze trzeba więc wziąć pod uwagę różne okoliczności typowe dla określonych przepływów, branży itp. Przy takim podejściu w zasadzie do każdej transakcji można dobrać jedną z pięciu metod wskazanych w ustawie o CIT – tłumaczy Mateusz Pociask.

– Firmy są zainteresowane potwierdzeniem prawidłowości cen, gdy dokonują skomplikowanych i niestandardowych transakcji. Niestety, wtedy niezwykle trudno dobrać jedną z pięciu metod przewidzianych przez ustawę o CIT. Szczególnie gdy rozumiane są one dosłownie. To między innymi dlatego postępowania trwają tak długo – potwierdza Piotr Wiewiórka.

– W innych krajach Unii Europejskiej, np. Holandii czy Anglii, zawieranych jest rocznie kilkanaście bądź kilkadziesiąt decyzji w sprawie porozumień cenowych. Ministerstwo Finansów musi więc być przygotowane do rozstrzygania tylu wniosków – uważa Piotr Wiewiórka.

– Można sądzić, że Ministerstwo Finansów nie spodziewało się dużego zainteresowania porozumieniami cenowymi i stąd problemy z dotrzymaniem ustawowych terminów. Tymczasem prawdopodobnie wniosków będzie coraz więcej

– twierdzi Mateusz Pociask.

Wskazuje, że w Polsce jest coraz więcej inwestycji zagranicznych, a to głównie międzynarodowe firmy zainteresowane są porozumieniami. Warto podkreślić, że możliwość zawarcia porozumienia cenowego często decyduje o wyborze Polski, a nie innego kraju jako miejsca ulokowania nowego zakładu. Tym bardziej warto się postarać, aby porozumienia sprawnie funkcjonowały.

Wniosków może przybywać także dlatego, że coraz więcej koncernów dostrzega zalety porozumień cenowych.

– Przed wejściem w życie tych przepisów były obawy, czy firmy będą skłonne z własnej woli ujawniać władzom skarbowym wszystkie okoliczności zawieranych transakcji. Praktyka pokazuje, że to niczym nie grozi. W kontroli dotyczącej cen transferowych trzeba przedstawić dokładnie te same informacje. Wtedy jednak nie można uzgodnić z władzami podatkowymi szczegółów stosowanych metodologii czy ich dokumentacji – tłumaczy Mateusz Pociask.

Zdaniem Piotra Wiewiórki Ministerstwo Finansów samo powinno zachęcać firmy do zawierania porozumień cenowych. Ono samo ma z tego poważne korzyści. Po pierwsze, do budżetu wpływają wysokie opłaty. Po drugie, zabezpiecza wpływy do budżetu: później musi jedynie sprawdzić, czy porozumienie jest wypełniane. W ten sposób nie są konieczne długotrwałe i skomplikowane, a przez to kosztowne kontrole cen transferowych, których wyniki zwykle zostają zaskarżone do sądów administracyjnych.

Przepisy przewidują trzy rodzaje porozumień cenowych:

- jednostronne – gdy ceny akceptowane są tylko przez polskiego fiskusa,

- dwustronne – dotyczące transakcji między polskim podatnikiem a zagranicznym podmiotem powiązanym,

- wielostronne – gdy niezbędne są uzgodnienia z władzami podatkowymi kilku krajów.

Dotychczas podatnicy składali wnioski tylko o porozumienia jednostronne.

Wysokość opłaty od wniosku w sprawie porozumienia wynosi 1 proc. wartości transakcji, przy czym dla porozumienia jednostronnego:

>> dotyczącego wyłącznie podmiotów krajowych – wynosi nie mniej niż 5000 zł i nie więcej niż 50 000 zł,

>> dotyczącego podmiotu zagranicznego – wynosi nie mniej niż 20 000 zł i nie więcej niż 100 000 zł.

Porozumienie dwustronne lub wielostronne kosztuje nie mniej niż 50 000 zł i nie więcej niż 200 000 zł.