ESG wkracza tam, gdzie jego miejsce – do firm. Wcześniej te trzy litery były domeną konsultantów i konsultantek, uczelni organizujących studia podyplomowe i mediów. Dzisiaj zainteresowanie niefinansowymi aspektami prowadzenia biznesu (środowiskowymi – E/environmental, społecznymi – S/social, i związanymi z ładem korporacyjnym – G/governance) coraz częściej staje się tematem rozmów w przedsiębiorstwach.
Od nieświadomości do uświadomionej niekompetencji
Powody takiej sytuacji są trzy – istotnie zresztą się ze sobą łączą. Po pierwsze, dyrektywa CSRD, która zobowiązuje do raportowania niefinansowego ok. 3,5 tys. spółek w Polsce (w całej Unii Europejskiej jest to 50 tys. podmiotów). Sprawozdawczość ESG przestaje być dobrowolna, z czego zdają sobie sprawę kolejne firmy. Po drugie, łańcuchy wartości, które czasami działają nawet szybciej niż regulacja. Jak donosi Krajowa Izba Gospodarcza, pośrednio ESG dotknąć może w Polsce nawet 100 tys. firm. Mechanizm jest oczywisty: skoro duże podmioty muszą ujawniać dane z łańcucha, muszą otrzymać je od swoich kontrahentów. Trzecia kwestia to dostęp do kapitału, który już uzależniony jest często od zarządzania ryzykami ESG. Wiąże się to np. z niższym oprocentowaniem kredytów dla firm, które inwestują w swoją dekarbonizację. Dla banków jest to kluczowy element własnej zielonej transformacji, bowiem ponad 99 proc. ich śladu węglowego ulokowane jest w zakresie 3, czyli finansowanych przedsięwzięciach.
Te trzy dźwignie powodują przejście od nieświadomości do – w przeważającej liczbie przypadków – uświadomionej niekompetencji. Jeszcze dwa lata temu ESG było dla firm enigmatycznym akronimem. Dzisiaj budzi różne emocje (najczęściej podszyte obawami), ale przynajmniej jest już obszarem, gdzie biznes identyfikuje swoją sytuację. Część firm decyduje się na kształcenie własnych kadr, widać coraz więcej ofert pracy powiązanych z ESG, niektóre spółki przygotowują raporty zerowe, które określają poziom przygotowania przedsiębiorstwa do sprawozdawczości niefinansowej.
Rynek ESG jest mocno rozchwiany
Mimo wielu kampanii informacyjnych, setek webinarów i dziesiątek szkoleń poziom rozpoznania potrzeb ESG po stronie biznesu jest nadal niewielki. Dobrym przykładem jest tutaj ślad węglowy. Oczywiście coraz więcej firm się nim interesuje, ale wiedza o emisjach jest nikła. W codziennej pracy doradczej trzeba nieustannie wyjaśniać różnice między śladem produktu i przedsiębiorstwa, zakresami emisji czy kategoriami 3 zakresu. To samo dotyczy tego, jak taką kalkulację można (a nawet należy) następnie wykorzystać, dodając do niej kwestie efektywności energetycznej. Chodzi oczywiście o strategię dekarbonizacji i jej wdrożenie, na które pozyskać można środki zewnętrzne, choćby w postaci białych certyfikatów czy kredytu ekologicznego. Firmy nie dostrzegają tych zależności oraz opcji, które „leżą na ulicy”. I w gruncie rzeczy nie ma w tym niczego nadzwyczajnego, bo to nie ESG należy do rdzenia działalności większości przedsiębiorstw. Problemem jest to, że często tych linków nie widzą także firmy doradcze, a wynika to zazwyczaj z niedoborów kompetencji na tym rynku.
Mamy coraz więcej konsultantek i konsultantów zajmujących się raportowaniem, wdrażaniem polityk, regulaminów i kodeksów czy prowadzących szkolenia. Zdecydowanie gorzej jest z literką E. Deklaracje środowiskowe produktu EPD, efektywność energetyczna, strategie dekarbonizacji, modelowanie energetyczne budynków – to tylko niektóre z usług, których po prostu brakuje. Czasami podczas spotkań z klientami obserwujemy zdziwienie, jak wiele obszarów można ze sobą połączyć i jak bardzo skorzystać biznesowo. Dla przykładu: modernizacja systemu chłodniczego przez odzysk ciepła kosztowała w jednej ze spółek 600 tys. zł. Z białych certyfikatów wróciło do przedsiębiorstwa 250 tys. zł, rokroczne oszczędności wynikające z mniejszego zapotrzebowania na energię wynoszą 505 tys. zł, a redukcja emisji sięgnęła blisko 380 tCO2e. Można? Można. Trzeba tylko…
…wyjść poza „raportozę”
Jeszcze dobrze nie wystartowaliśmy z ESG, a już mamy swego rodzaju wykoślawienie idei stojącej za tym skrótowcem. W ESG nie chodzi bowiem o sprawozdania, lecz o rozwijanie modeli biznesowych tak, aby lepiej odpowiadały na ryzyka niefinansowe (środowiskowe ze względu na zmianę klimatu są tu aż nadto widoczne) oraz wykorzystywały związane z tym szanse (choćby wynikające z gospodarki obiegu zamkniętego). W istocie ESG nie jest o środowisku czy społeczeństwie, lecz o zarządzaniu biznesem w kontekście wyzwań środowiskowych i społecznych. I nie jest to tylko gra słów.
Ujawnienie ESG powinno być traktowane jako zwieńczenie rocznej pracy nad bardziej zrównoważonymi praktykami produkcyjnymi, usługodawczymi i zarządczymi. Nie da się odpowiedzialnie i długotrwale raportować czegoś, czego nie ma. Pierwsze sprawozdanie ESG można traktować jak raport otwarcia, ale tuż po postawieniu ostatniej kropki powinna się rozpoczynać metodyczna praca nad poszczególnymi wskaźnikami. Trzeba pamiętać, że raport ESG odgrywa podwójną rolę: stanowi kompleksową informację dla rynku, ale jest także zwierciadłem, w którym przegląda się dana firma. Owo odbicie bywa czasami bardzo ponure. Widać w nim m.in. obszary zidentyfikowane jako ważne (w analizie podwójnej istotności), ale zupełnie pozbawione troski zarządczej. Z takich obserwacji wyciągnąć można wnioski o fundamentalnym znaczeniu dla prowadzonego biznesu. Trzeba tylko zrozumieć, że ESG nie jest o wydawaniu pieniędzy, ale ich zarabianiu w zrównoważony (a przynajmniej możliwie zrównoważony) sposób. Taka perspektywa potrafi skutecznie zmienić koszty związane z ESG w strategiczną inwestycję. ∑
Zdaniem autora
Powrót do źródeł
Akronim ESG pojawił się po raz pierwszy 20 lat temu w publikacji UN Global Compact „Who Cares Wins”. Branża finansowa przedstawiła tam pogląd, że dane o przychodach, kosztach czy stopie zwrotu są niewystarczające, aby określić zasadność danej inwestycji. Potrzebny jest szerszy kontekst, także niefinansowy. Nie była to rewolucyjna teza, w końcu już od lat 60. XX wieku rozwijana jest analiza PEST, znana później jako PESTLE. Myślę, że w ESG powinniśmy się odwołać właśnie do źródła (choć koncepcyjnych korzeni jest oczywiście więcej niż jeden wspomniany tytuł).
Mamy mnóstwo dowodów, jak ryzyka środowiskowe i społeczne determinują biznes. Ubezpieczenia, turystyka, branża rolno-spożywcza to tylko garść przykładów. Wiemy też, jak biznes wpływa na nasz świat, począwszy od sektorowych emisji gazów cieplarnianych. ESG jest matrycą, która pomaga dobrze rozpoznać te sprzężenia i nimi konsekwentnie zarządzać.
Potrzebujemy czasu na integrację ESG z codzienną działalnością firm, wykształcenie kadr, okrzepnięcie doświadczeń i połączenie rozmaitych kompetencji. Biorąc pod uwagę liczbę rodzimych spółek, które za dziewięć miesięcy po raz pierwszy staną oko w oko z ESG, jesteśmy w okresie niemowlęctwa. Pewnych okresów rozwojowych przeskoczyć się po prostu nie da – bardzo możliwe, że dotyczy to również ESG.
Marcin Milczarski starszy konsultant w VIVERNO